Arcybiskup Ralph usiadł, zacisnąwszy pięści w niemym geście buntu. Miał teraz czterdzieści dziewięć lat i był jeszcze szczuplejszy niż dawniej.
– Ralphie, jesteśmy, jacy jesteśmy. Jesteśmy ludźmi, ale przede wszystkim jesteśmy kapłanami.
– Vittorio, ujmowałeś to nieco inaczej, gdy wróciłem z Australii.
– Wtedy chodziło mi o coś innego i ty dobrze o tym wiesz. Jesteś uparty. Nie możemy teraz myśleć jak zwykli ludzie. Musimy myśleć jak kapłani, bowiem jest to najważniejszy aspekt naszego życia. Cokolwiek byśmy myśleli lub chcieli zrobić jako zwykli ludzie, musimy pamiętać, że winni jesteśmy posłuszeństwa Kościołowi, a nie żadnej doczesnej władzy. Winni jesteśmy lojalność jedynie Ojcu Świętemu! Przysięgałeś posłuszeństwo, Ralphie. Czy masz zamiar znów złamać śluby? Ojciec Święty jest nieomylny we wszystkich sprawach dotyczących Kościoła.
– Ale on się myli! Jest uprzedzony. Całą swoją energię zużywa na walkę z komunizmem, a w Rzeszy widzi jego największego wroga, jedyny czynnik hamujący przenikanie komunizmu na Zachód. On chce, by Hitler mocno trzymał się w niemieckim siodle, tak jak nie miałby nic przeciwko temu, by Mussolini rządził we Włoszech.
– Uwierz mi, Ralphie, są rzeczy, o których nie masz pojęcia. On jest papieżem jest nieomylny! Jeśli zaprzeczysz temu, zaprzeczysz swojej wierze.
Drzwi otworzyły się szybko i dyskretnie.
– Wasza Eminencjo, generał Kesselring.
Obaj wstali. Z ich twarzy znikły wszelkie oznaki niedawnej różnicy zdań. Uśmiechali się.
– To wielka przyjemność, panie generale. Proszę usiąść. Napije się pan Herbaty?
Konwersacja prowadzona byłą po niemiecku. Wiele osób wysokiej rangi w Watykanie znało ten język, ponieważ Ojciec Święty lubił mówić po niemiecku i słuchać tej mowy.
– Dziękuję, Wasza Eminencjo. Z przyjemnością. Nigdzie w Rzymie nie można posmakować tak doskonale parzonej herbaty.
Kardynał Vittorio uśmiechnął się szczerze.
– Nauczyłem się tego zwyczaju, gdy byłem papieskim legatem w Australii. I mimo całej mojej włoskości, nie umiem się go wyzbyć niemal od kołyski.
Generał Albert Kesselring lubił arcybiskupa de Bricassart za jego bezpośredniość. Po tych wszystkich śliskich, włoskich prałatach odbierał go jako człowieka prostego, pozbawionego chytrości i przebiegłości.
– Wasza Wielebność jak zwykle zdumiewa mnie poprawnością niemieckiego.
– Mam ucho do języków, panie generale. A to znaczy, że jak każdym talentem, nie ma się czym chwalić.
– Czym możemy służyć, panie generale? – uprzejmie zapytał kardynał.
– Przypuszczam, że o II Duce już słyszeliście?
– Tak, słyszeliśmy.
– Zatem po części domyślacie się, w jakim celu przyszedłem. Chcę was zapewnić, że wszystko jest w porządku i prosić o przekazanie tej wiadomości do Castel Gandolfo. Jestem w tej chwili zbyt zajęty, bym sam mógł udać się tam z wizytą.
– Wiadomość zostanie przekazana. Jest pan tak zajęty?
– Naturalnie. Czy zdajecie sobie sprawę, że teraz kraj wasz jest wrogi wobec Niemców?
– Nasz, panie generale? To nie jest ziemia włoska i żaden człowiek nie jest tu wrogiem.
– Proszę o wybaczenie, Wasza Eminencjo. Oczywiście miałem na myśli Włochy, a nie Watykan. W przypadku Włoch zobowiązany jestem czynić tak, jak rozkaże mój Fuhrer. Kraj będzie okupowany. Nasze wojska, które dotąd obecne były tylko w charakterze sprzymierzeńców, staną się teraz okupantami.
Arcybiskup Ralph siedział wygodnie w fotelu i przyglądał się uważnie gościowi. Jego twarz była nieprzenikniona. Przyglądając się Kesselringowi zastanawiał się, czy jest możliwe, by nie wiedział on o tym, co działo się w Polsce. Jak mógł nie wiedzieć, co robił tam jego Fuhrer?
Kardynał Vittorio udał zaniepokojenie.
– Drogi panie generale, chyba nie w samym Rzymie? O nie! W Rzymie, z jego historią i bezcennymi zabytkami? Jeśli wprowadzi pan wojska do miasta, będzie walka, zniszczenia. Błagam pana, niech pan tego nie robi!
Generał Kesselring wyglądał na zakłopotanego.
– Mam nadzieję, Wasza Eminencjo, że do tego nie dojdzie. Mnie również wiąże przysięga. Wykonuję tylko rozkazy. Muszę działać zgodnie z życzeniami Fuhrera.
– Panie generale, niech pan się postara. Błagam, to od pana zależy. Byłem w Atenach parę lat temu – powiedział arcybiskup Ralph pochylając się w stronę generała. Oczy miał szeroko otwarte, a na czoło opadł kosmyk szpakowatych włosów. Ralph doskonale zdawał sobie sprawę z wrażenia, jakie wywierał na generale, i wykorzystywał to bez żenady. – Czy był pan w Atenach, panie generale?
– Byłem – odparł krótko generał.
– Zatem wie pan, jak doszło do zniszczenia starożytnych budowli na Akropolu? Panie generale, Rzym stoi, jak stał od wieków, pomnik dwóch tysięcy lat troski i miłości. Proszę, błagam! Niech pan nie wystawia tego na niebezpieczeństwo.
Generał patrzył na niego ze zdumieniem i podziwem. W mundurze było mu do twarzy, lecz nie tak, jak arcybiskupowi w jego sutannie, sylwetkę miał żołnierską i twarz anioła. Tak zapewne wyglądał archanioł Michał. Wcale nie jak ten renesansowy młodzieniec, znany ze sztuki, lecz jak dojrzały i doskonały mężczyzna, który darzył miłością Lucyfera, walczył z nim, wygnał Adama i Ewę, zabił potwora, stanął po prawicy Pana Boga. Czy arcybiskup zdawał sobie sprawę ze swojego wyglądu? Niewątpliwie był człowiekiem, którego niełatwo się zapomina.
– Zrobię, co w mojej mocy, obiecuję. Przyznaję, że jest to do pewnego stopnia rzeczywiście zależne ode mnie. Jestem człowiekiem cywilizowanym. Wymagacie jednak bardzo wiele. Jeśli ogłoszę Rzym miastem otwartym, będzie to znaczyło, że nie mogę wysadzić mostów czy zamienić jego budowli w fortece, a to może w ostatecznym rachunku obrócić się przeciwko Rzeszy. Jaką mogę mieć pewność, że Rzym nie odpłaci mi zdradą, jeśli będę mu życzliwy?
Kardynał Vittorio ściągnął wargi cmokając na swoją syjamską kotkę. Uśmiechnął się lekko, patrząc na arcybiskupa.
– Rzym nigdy nie zapłaci zdradą za życzliwość, panie generale. Jestem przekonany, że te same zapewnienia usłyszy pan, gdy znajdzie pan czas na wizytę w Castel Gandolfo. Moja pieszczotko, jaka jesteś śliczna! – Pogładził wyprężony koci grzbiet.
– Niezwykłe zwierzę, Wasza Eminencjo.
– Arystokratka, generale. I ja, i arcybiskup nosimy stare szanowane nazwiska, lecz przy jej rodowodzie nasze generale są niczym. Czy podoba się panu jej imię: Kheng-see? Po chińsku znaczy to jedwabny kwiat. W pokoju zapanowało milczenie, dopóki świecka siostra nie rozstawiła filiżanek i nie wyszła.
– Nie będzie pan żałował tej decyzji, panie generale – arcybiskup Ralph zwrócił się do nowego pana Włoch ze wzruszającym uśmiechem. Gdy odwrócił się znów do kardynała, zrzucił jednak tę maskę wdzięku, niepotrzebną wobec umiłowanego człowieka.
Tego wieczory arcybiskup Ralph czuł się zmęczony, rozdrażniony i niespokojny. Nic, co czynił, nie pomagało w zakończeniu tej wojny, a miał już dość targowania się o zachowanie zabytków. Nienawidził całego serca inercji Watykanu. Choć sam był raczej konserwatywny, czasami nie potrafił tolerować ślimaczej ostrożności tych, którzy zajmowali w Kościele najwyższe godności. Jeśli w Watykanie, to od tygodni nie rozmawiał ze zwykłym człowiekiem, kimś, kto nie miałby swoich własnych politycznych, duchowych czy militarnych interesów do załatwienia. Nawet modlitwa nie przychodziła mu teraz łatwo, a Bóg wydawał się być oddalony o lata świetlne, jakby wycofał się, pozwalając istotom ludzkim bez przeszkód niszczyć świat, który dla nich stworzył. Najbardziej potrzebował w tej chwili rozmowy z Meggie i Fee albo z kimkolwiek, kogo nie interesowałyby losy Watykanu czy nawet Rzymu.
Читать дальше