– Trochę to inne od szlonskich chlebków, Patsy?
– Ano.
– Co to znaczy „szlonskie”? – spytała pani Smith.
– Szlon to Arab, a makaroniarz to Włoch, tak, Patsy?
– Ano.
W gruncie rzeczy było to dziwne. Mogli godzinami opowiadać, przynajmniej Jims, o Afryce Północnej, o miastach, ludziach, jedzeniu, muzeum w Kairze, życiu na transportowcu wojskowym, w obozie, unikali jednak rozmów na temat samej walki, bitew pod Gazala, Benghazi, Tobrukiem czy Alamajn. Po wojnie kobiety ciągle się z tym stykały. Ci z mężczyzn, którzy wzięli udział w walce, nigdy nie chcieli o tym mówić, odmawiali należenia do klubów i lig byłych żołnierzy, których celem było kultywowanie wspomnień z wojny.
W Droghedzie przygotowano przyjęcie. Ponieważ Alastair MacQueen był w tej samej jednostce i też wrócił do domu, w Rudnej Hunish również odbyło się przyjęcie. Dwaj najmłodsi synowie Dominika O'Rourke walczyli w Nowej Gwinei, więc mimo iż oni sami nie mogli być obecni, Dibban-Dibban także zorganizowało zabawę. We wszystkich posiadłościach, gdzie właściciele mieli synów w wojsku, świętowano szczęśliwy powrót do domu trzech chłopców z Dziewiątej Dywizji. Kobiety i dziewczęta otaczały ich, ale dwaj bohaterowie Cleary uciekali od nich przy byle okazji, bardziej przerażeni tą nową sytuacją niźli kiedykolwiek na polu bitwy.
Wyglądało na to, iż Jims i Patsy nie chcą mieć do czynienia z kobietami. Woleli towarzystwo Boba, Jacka i Hughiego. Nocami, długo po odejściu kobiet na spoczynek, siadywali z braćmi i wtedy otwierali przed nimi swoje rany i zbolałe serca. W dzień objeżdżali pastwiska Droghedy wchodzącej w siódmy rok suszy i cieszyli się z możliwości noszenia cywilnego ubrania.
Nawet tak spękana i storturowana ziemia wydała się bliźniakom niewypowiedzianie piękna, owoce swojskie, a późne róże w ogrodzie pachniały niebiańskimi perfumami. Pragnęli zagłębić się w tym wszystkim, by nigdy nie zapomnieć. Poprzednio odeszli nieco beztrosko, nie zdawali sobie wtedy sprawy, co ich czeka. Tym razem opuszczali dom zachowując w pamięci każdą wspaniałą chwilę, a w portfelach zabrali zasuszone róże i kilka ździebeł jedynej w swoim rodzaju trawy z Droghedy. Dla Fee byli serdeczni i pełni współczucia, dla Meggie, pani Smith, Minnie i Cat kochający i bardzo, bardzo czuli. To one przecież były dla nich prawdziwymi matkami.
Meggie najbardziej cieszył ich stosunek do Dane'a. Bawili się z nim całymi godzinami, zabierali na długie przejażdżki, śmiali się wspólnie i turlali po trawniku. Justyna zdawała się ich przerażać. Ale taki stosunek mieli do wszystkich niewiast, których nie znali tak dobrze jak starszych kobiet z gospodarstwa. Poza tym Justyna była wściekle zazdrosna o braciszka, którym zajmowali się cały czas, sama bowiem nie miała się z kim bawić.
– To wspaniały maluch, Meggie – powiedział Jims pewnego dnia, gdy Meggie wyszła na werandę. Siedział w wyplatanym fotelu i przyglądał się bratu baraszkującemu z malcem na trawniku.
– Jest śliczny, to prawda – zaśmiała się Meggie siadając naprzeciwko. Popatrzyła na niego ze współczuciem, przecież niegdyś też byli jej dziećmi. – Co ci jest, Jims? Nie możesz mi powiedzieć?
Podniósł ku niej oczy, w których rysowało się głębokie cierpienie. Potrząsnął jednak głową.
– Nie, Meggie, to nie są rzeczy, o których mógłbym rozmawiać kobietą.
– A co będzie, jeśli się to wszystko skończy i się ożenicie? Nie będziesz chciał opowiedzieć żonie?
– Mielibyśmy się ożenić? Nie sądzę. Wojna każe o tym wszystkim zapomnieć. Chcieliśmy tak bardzo iść na wojnę, ale teraz jesteśmy mądrzejsi. Gdybyśmy się ożenili, mielibyśmy synów i po co? Żeby wyrośli i musieli iść tam, gdzie myśmy byli. zobaczyć, co myśmy zobaczyli?
– Jims, nie mów tak!
Pobiegł za jej wzrokiem, który skierowała na małego Dane'a chichoczącego, bowiem Patsy trzymał go do góry nogami.
– Meggie, nie pozwól mu nigdy wyjechać z Droghedy. Tutaj nie stanie mu się nigdy żadna krzywda.
Nie bacząc na zdumione spojrzenie przechodzących, arcybiskup de Bricassart przebiegł wysokim pięknym korytarzem i wpadł do pokoju kardynała. Tu zatrzymał się jak wryty widząc pana Papee, ambasadora polskiego rządu emigracyjnego w Watykanie.
– Ralphie, co się stało? – spytał kardynał.
– Mussolini został obalony!
– O Jezusie! Czy Ojciec Święty już wie?
– Sam dzwoniłem do Castel Gandolfo, chociaż radio powinno podać to za chwilę. Dzwonił do mnie przyjaciel z niemieckiego sztabu.
– Mam nadzieję, że Ojciec Święty ma spakowane walizki – powiedział pan Papee z nikłym cieniem zadowolenia.
– Nawet gdybyśmy go przebrali za żebrzącego franciszkanina, to nie wiem, czyby mu udało się wydostać – uciął krótko arcybiskup Ralph. – Kesselring zablokował wszystkie wyjazdy z miasta. Nawet szczur się nie prześlizgnie.
– Zresztą nie ruszyłby się stąd – powiedział kardynał.
Pan Papee wstał.
– Muszę opuścić Waszą Eminencję. Reprezentuję rząd, który jest wrogiem Niemiec. Jeśli jego Świątobliwość nie jest bezpieczny, to tym bardziej ja. Muszę zająć się pewnymi dokumentami znajdującymi się w moim posiadaniu.
Skromny i dokładny, był dyplomatą w każdym calu. Wyszedł, pozostawiając księży samych.
– Czy przyszedł wstawić się za swój uciemiężony naród?
– Tak, biedny człowiek, tak bardzo mu na tym zależy.
– A nam nie?
– Oczywiście że tak, Ralphie! Ale sprawa jest bardziej skomplikowana, niż on przypuszcza.
– W rzeczy samej, nie wierzy się jego słowom.
– Ralphie!
– A czy nie jest tak, jak mówię? Ojciec Święty spędził wczesne lata w Monachium, zakochał się w Niemcach i nadal ich kocha, wbrew wszystkiemu. Gdyby nawet mu pokazano te okropne zniszczone ciała jako dowód, powiedziałby, że to sprawka Rosjan, a nie tych ukochanych Niemców, narodu tak cywilizowanego i kulturalnego.
– Ralphie, nie jesteś jezuitą! Znalazłeś się tutaj, bowiem przysiągłeś osobiste posłuszeństwo Ojcu Świętemu. Płynie w twoich żyłach gorąca krew twych irlandzkim przodków, lecz błagam cię, zachowaj rozsądek! Od zeszłego roku zastanawiamy się, kiedy nadejdzie koniec, i modlimy się, by II Duce pozostał, aby nas uchronić od niemieckich represji. Adolf Hitler jest dziwnie przekorny, bowiem są dwie potęgi, o których wie, że są wrogo nastawione do niego, a które chciałby zachować, o ile to możliwe: Imperium Brytyjskie i Kościół katolicki w Rzymie. Postawiony jednak w sytuacji bez wyjścia, zrobił wszystko, co mógł, by zniszczyć Imperium Brytyjskie. Sądzisz, że nas zniszczy, jeśli go do tego zmusimy? Wystarczy jedno oskarżenie tego, co się dzieje w Polsce, i na pewno nas zniszczy. A co dobrego może przynieść takie oskarżenie, mój przyjacielu? Nie mamy armii, nie mamy żołnierzy. Represje byłyby natychmiastowe, a Ojciec Święty zostałby wywieziony do Berlina, czego najbardziej się obawia. Czyż nie pamiętasz marionetkowego papiestwa z Avignon tyle wieków temu? Chcesz, by nasz papież był marionetką Berlina?
– Przepraszam, Vittorio, widzę to w zupełnie innym świetle. Musimy oskarżyć Hitlera, wykrzykiwać powszechnie każde jego bezeceństwo! Kazałaby nas rozstrzelać, stalibyśmy się męczennikami. To by było jeszcze skuteczniejsze.
– Jesteś zaślepiony, Ralphie! Wcale by nas nie kazał rozstrzelać! Równie dobrze jak my rozumie oddziaływanie męczeństwa. Ojciec Święty pojechałby do Berlina, a nas wysłano by do Polski. Do Polski, Ralphie, do Polski! Chcesz umrzeć bez sensu gdzieś w Polsce? Tu chociaż masz jakieś możliwości działania.
Читать дальше