– No cóż, wygląda mi to na prawdziwy happy end – powiedziała. – Kochanie, Alexander doskonale cię wybrał!
– Ciebie też doskonale wybrał. Gdyby nie sprowadził panny młodej ze Szkocji, nigdy bym cię nie spotkał. Nawet nie chcę myśleć o takiej ewentualności. Wciąż włóczyłbym się bez celu po świecie.
– A ja byłabym starą panną w szkockim Kinross. Cieszę się, że Alexander mnie tu sprowadził. – Uroniła łzę. – Niczego bym nie zmieniła, oprócz Anny.
Lee nie odpowiedział, jedynie wziął Elizabeth za rękę.
Śmierć ojca miała ogromny wpływ na przebieg studiów Nell. Nagle zaczęła dostawać znacznie niższe oceny – i wcale nie dlatego, że przestała się uczyć. Skończyła czwarty rok medycyny, ale profesorowie nie dali jej żadnego wyróżnienia, tłumacząc, że miała zbyt dużo nieobecności. Na piątym i szóstym – ostatnim – roku wszelkie jej starania nie robiły na nich wrażenia, chociaż doskonale wiedziała, że była najlepsza. Nie było mowy o żadnych wyróżnieniach – nawet o drugim czy trzecim miejscu. Liczyła jednak na to, że nie ośmielą się jej oblać. Albo – mówiąc inaczej – nie kryła, że jeśli ją obleją, pójdzie prosto do którejś z bardziej radykalnych gazet, a jej redaktorzy na pewno nie przegapią dowodu na to, że na wydziale medycyny dyskryminuje się kobiety. Przepuszczano ją więc z roku na rok, chociaż bez jakiegokolwiek, choćby najmniejszego wyróżnienia. Teraz kończyła studia jako lekarz medycyny i lekarz chirurg. Jej rozprawa doktorska na temat epilepsji została odłożona na bok, jako zbyt zawiła i niejasna oraz niepoparta badaniami klinicznymi. Zresztą nie była to modna choroba. W związku z tym córka sir Alexandra Kinrossa wysłała swoją pracę do sir Williama Gowera do Londynu z pytaniem, czy warto w oparciu o nią robić doktorat. Podpisała się: E. Kinross.
Wciąż czekała na odpowiedź z Londynu, kiedy na początku grudnia tysiąc dziewięćsetnego roku nadszedł dzień ukończenia studiów. Był to okres sporego podniecenia i niejasnych obaw; wkrótce kolonie miały się połączyć w federację i utworzyć Związek Australijski. Nowe państwo nie zrywało bliskich związków z Wielką Brytanią, jego obywatele nadal mieli używać brytyjskich paszportów i pozostać poddanymi brytyjskimi, a nie Australijczykami, ponieważ ci jako tacy nie istnieli. Miało to być zatem państwo brytyjskie drugiej kategorii, a w jego bardzo długiej konstytucji znajdowały się głównie zapisy dotyczące praw parlamentu federalnego i poszczególnych stanów. O obywatelach wspomniano w niej tylko raz – w krótkiej preambule. Żadnej karty praw, ani słowa na temat swobód obywatelskich – pomyślała Nell z żalem. Demokracja w brytyjskim stylu, czyli poprzez zachowanie starych instytucji. No cóż, zaczynaliśmy jako skazańcy, więc jesteśmy przyzwyczajeni do tego, by nami pomiatano. Nawet gubernator Nowej Południowej Walii w swoim pierwszym przemówieniu do ludzi może powiedzieć o naszym „grzechu pierworodnym”. Niech cię cholera weźmie, lordzie Beauchampie, staroświecki angielski głupcze!
Siedziała na ławce przed budynkiem wydziału medycyny i jadła kanapkę z serem, trzymając się z dala od swoich rozżalonych koleżanek, z których żadnej nie powiodło się lepiej niż jej. Koledzy ze studiów nadal unikali jej jak ognia, chociaż teraz ładnie się ubierała, gdy szła na jakiś bal czy przyjęcie. Wiadomość, że Nell do końca życia będzie dostawać pięćdziesiąt tysięcy funtów rocznie, wzbudziła pewne zainteresowanie wśród bardziej wyrachowanych studentów, ale dziewczyna doskonale wiedziała, jak sobie radzić z takimi natrętami. W końcu zrezygnowali. Nie zaczęła też dostawać wyższych ocen, gdy nieżonaty starszy wykładowca sam dołączył do grona zalotników. Poradziła sobie także i z nim, i odniosła prawdziwe zwycięstwo – nie powtarzała żadnego roku.
– Tak właśnie mi się wydawało, że to ty – powiedział czyjś głos, a jego właściciel z ciężkim pacnięciem usiadł obok niej.
Nell ze złością odwróciła się w stronę intruza, groźnie błysnęła oczami, a potem znieruchomiała z zaskoczenia i otworzyła usta.
– Jezu! – zawołała. – Bede Talgarth!
– We własnej osobie. I bez brzuszka – dodał.
– Co ty tu robisz?
– Byłem w bibliotece prawniczej i coś czytałem.
– Dlaczego? Czyżbyś studiował prawo?
– Nie, po prostu wkuwam do parlamentu federalnego.
– Zostałeś członkiem?
– Jasne.
– Macie beznadziejny program polityczny – powiedziała, przełykając ostatni kęs kanapki i strzepując z rąk resztki okruchów.
– Uważasz, że hasło: „Jeden człowiek, jeden głos” jest beznadziejne?
– Ono jest dobre, ale to sprawa nieuchronna, o czym dobrze wiesz. Kobiety otrzymały prawo do głosowania i nim dojdzie do następnych wyborów w Nowej Południowej Walii, zdobędą takie same prawa jak mężczyźni.
– W takim razie co uważasz za takie beznadziejne?
– Całkowity zakaz imigracji dla kolorowych i przedstawicieli innych, „niemile widzianych ras” – wyjaśniła. – Niemile widziane rasy, też mi coś! Poza tym nie zapominaj, że w rzeczywistości nikt nie jest biały. Nasza skóra jest różowa albo beżowa, więc my też jesteśmy kolorowi.
– Jeśli o to chodzi, nigdy się nie poddajesz, prawda?
– Nigdy. Mój ojczym jest półkrwi Chińczykiem.
– Twój ojczym?
– Z pewnością twoja głowa nie znajduje się aż tak daleko od twojego socjalistycznego tyłka, żebyś nie wiedział, iż dwa i pół roku temu zmarł mój ojciec.
– Mam szybkę na brzuchu, więc jeśli rozchylę marynarkę, czasami coś widzę – zapewnił Bede poważnie. – Naprawdę, bardzo mi przykro. Był wspaniałym człowiekiem. Mówisz zatem, że twoja matka ponownie wyszła za mąż?
– Tak. W Como, osiemnaście miesięcy temu.
– W Como?
– Nie uczyłeś się geografii? Włoskie jeziora.
– W takim razie myśleliśmy o tym samym Como – oznajmił spokojnie. Wyraźnie wspaniale opanował sztukę stosowania politycznych uników. – Czy to cię nie zdenerwowało, Nell?
– Dawniej rzeczywiście zareagowałabym złością, ale nie teraz. Obecnie cieszę się wraz z nią. On jest o sześć lat od niej młodszy, więc przy odrobinie szczęścia mama nie będzie wdową tak długo jak inne kobiety. Miała ciężkie życie, zasługuje na odrobinę radości. – Zachichotała. – Mam brata i siostrę, którzy są młodsi ode mnie o dwadzieścia cztery lata. Czyż to nie cudowne?
– Twoja matka urodziła bliźnięta?
– Dwujajowe – powiedziała, chcąc się popisać.
– Wyjaśnij mi to.
Następny polityczny unik. W pewnych sprawach można spokojnie przyznać się do niewiedzy.
– Rozwinęły się z dwóch różnych jaj. Bliźnięta jednojajowe to dzieci z jednego jaja. Chyba mama uznała, że po czterdziestce lepiej rodzić po kilkoro naraz. Prawdopodobnie następne będą trojaczki.
– Ile miała lat, gdy cię urodziła?
– Nieco powyżej siedemnastu. Jeśli jesteś ciekawy, ile mam lat, w Nowy Rok skończę dwadzieścia pięć.
– Prawdę mówiąc, pamiętam, ile masz lat. Nie zapomniałem, że jako świeżo upieczony polityk gościłem w swoim domu szesnastolatkę bez żadnej przyzwoitki. – Zerknął na jej ręce bez pierścionków. – Nie masz męża? Narzeczonego? Chłopaka?
– Za cholerę! – powiedziała z pogardą. – A co z tobą? To pytanie padło, nim zdążyła się powstrzymać.
– Wciąż jestem kawalerem.
– Nadal mieszkasz w tym okropnym domu?
– Tak, ale teraz wygląda o wiele lepiej. Kupiłem go. Miałaś rację – właściciel sprzedał mi go za sto pięćdziesiąt funtów. Władze miejskie z powodu tyfusu, ospy i ostatniej epidemii dymienicy morowej wszędzie doprowadziły kanalizację, więc ja również ją mam. Tam, gdzie kiedyś był domek z serduszkiem, rosną najwspanialsze warzywa.
Читать дальше