Padła w drogie objęcie 156i wygiętą kibić
Żal z taką drżącą trwogą do niego chciał przybić,
Taka mdłość w bladych licach, a śliczne ramiona
Tak go czule garnęły do słodkiego łona —
Że gdy z tych smutnych pieszczot wydzierał swą wolę,
Jakby je zrywał z serca, takie w nim czuł bole.
Nie – zostać niepodobna – chyba sławę skazić 157,
I zawdzięczając miłość 158, na wstyd ją narazić!
Lecz, oh! jakże głęboka, jak posępna żałość
W rozpaczy swej kochanki hartować swą stałość!
Ani jej wszystkich wdzięków pożegnać był w stanie,
Ni czasu w marnych jękach 159przeciągać rozstanie;
Woła do chwały trąba, siwy wódz go czeka,
Burczą rozpięte znaki, zwycięstwo ucieka.
Powstał – złożył swą lubę 160– dzikim ogniem błysnął —
Białą omdlałą rękę do ust swych przycisnął,
Jakby w jej szczupłe, gładkie, rozkoszne ugięcie
Chciał wrazić wszystkie czucia, w swych uczuć zamęcie.
Już odszedł – wziął spokojność – przed wzrokiem, co czuwa,
Lśniącą, wyniosłą postać krok każdy usuwa;
Już w jego próżnym miejscu zadumana, blada,
Ciszę budząc westchnieniem, Samotność usiada;
A na odłogu szczęścia Zgryzota korzeni 161
Swe kolczyste łodygi robaczliwej zdrzeni 162.
Dosiadł bystrego konia, lecz troskę miał w oku
Młody Wacław – i w pierwszym osadził go skoku —
Dosiadł bystrego konia, lecz spojrzał wesoło
Stary Miecznik – i w pędzie zawinął nim koło.
Za niemi brzmią puzany 163– za niemi, za niemi,
Zrywają się rycerze jakby ptaki z ziemi —
Hasa szlachecka młodzież na wroga Tatara —
Sunie się towarzystwo i w szeregach wiara 164,
Pancerni i usarzy 165– za nimi kozaki,
I z spłoszonymi końmi harcują luzaki.
Patrzaj pyzate dziecię z pod słomianej strzechy,
Niech ci widok żołnierzy zaszczepia uśmiechy,
To może dziki owoc zerwie potem wojna 166;
A ty matko, co kłaniasz, bądź zdrowa, spokojna,
Nie trwóż się szczękiem zbroi, długimi dzidami,
Zapał polskiego wzroku ugasza się łzami 167.
Już we wsi tylko kurze – jeszcze słuch łoskotem
Drga dźwięcząc przygłuszony i koni tupotem 168.
Już we wsi kurz osiada – jeszcze przerywanie
Z dala wojennych rogów dolatuje granie.
I cicho – jak na sercu Śmierć swój obraz kryśli;
I pusto – smutno – tęskno – jak u Marii w myśli.
Wzniosła swą lekką postać do góry, do góry,
Nic nie widać – tylko wiatr szare goni chmury.
Zniżają się kolana, prośba ręce składa,
Z oczów w niebo utkwionych kroplami żal spada 169;
I cicho – jak modlitwa w łono Boga płynie 170
I pusto – smutno – tęskno – jak gdy szczęście minie.
On Conrad’s stricken soul exhaustion prest./ And stupor almost lulled it into rest 171.
Byron
«Bujno rośnie, odludnie kwiat stepowy ginie;
I wzrok daleko, próżno, błądzi po równinie;
A w niezbędnej zgryzocie 172jeśli chcesz osłody 173,
Chmurne na polu niebo, i cierpkie jagody.
Idź raczej w piękne mirtów i cyprysów kraje 174;
Co dzień w weselnej szacie u nich słońce wstaje,
U nich 175w czystym powietrzu jaśniejsze wejrzenie
I głosy rozpieszczone i rozkoszne tchnienie.
U nich wawrzyny rosną; i niebo pogodne,
I ziemia ubarwiona, i myśli swobodne.
A na kształtnych budowlach męże wieków dawnych
Stoją w bieli 176– i pyszni z swoich imion sławnych
Zapraszają z daleka w czarowne zwaliska;
Bogów i bohatyrów 177– pająków siedliska 178.
Tam, jeśli dawnych rzeczy myśl w tobie głęboko 179,
Może w ten śliczny błękit wpatrzywszy twe oko,
Słodycz w rozpaczy znajdziesz i lubość w żałobie,
Jak uśmiech ust kochanych w śmiertelnej chorobie.
Ale na pola nie chodź, gdy serce zbolało;
Na równinie mogiły – więcej nie zostało —
Resztę wiatr ukraiński rozdmuchał do znaku 180—
To siedź w domu, i słuchaj dumek o kozaku» 181.
«Moje młode pacholę, gdzież to ty wędrujesz?
Czy z Ziemi Świętej wracasz, że tak utyskujesz?» 182
«Oh! nie – ja wszystkim obcy wśrzód mojej ojczyzny —
I Śmierć mi zostawiła czarne w piersiach blizny 183
I świata jadłem gorzkie, zatrute kołacze —
To mnie ciężko na sercu i ja sobie płaczę.
A kiedy się rozśmieję – to jak za pokutę;
A kiedy będę śpiewał – to na smutną nutę;
Bo w mojej zwiędłej twarzy zamieszkała bladość,
Bo w mej zdziczałej duszy wypleniono radość,
Bo wpływ mego Anioła grób w blasku zobaczy» 184.
«To czegóż chcesz, pacholę? ««Uciec od Rozpaczy«.
Stało młode pacholę, pod płotem zostało,
Na smutek, co się skarży, uważają mało 185,
A ten, co z nim rozmawiał na wrotach oparty,
Wyszczerzył w inną stronę wzrok 186cały otwarty —
Skąd w różnofarbnych strojach, huczne czyniąc wrzaski,
Niespodzianym orszakiem zbliżały się maski.
«Czy znasz weneckie zapusty?
I w noc, i we dnie,
Wesołe, szalone, przednie;
Maska twarz kryje – a kto się pyta
O sprawy czyje 187, tego przywita
Wrzawa, śmiech pusty.
Żywo, radośnie,
Skrycie, miłośnie,
Staruszek Doża, Arlekin młody,
Dziewczyna hoża szuka osłody;
Matrony, księża, oszusty, 188
Swobody;
A kryte łodzie
Czernią na wodzie 189.
Wrzawa, śmiech pusty;
Czy znasz Weneckie zapusty?»
«My sobie jedziem kulikiem 190;
I w noc, i we dnie,
Wesołe, szalone, przednie;
Maska nas kryje – a kto chce wiedzieć,
Skąd my i czyje 191, to odpowiedzieć
Śmiechem i krzykiem.
Szczera ochota
Otwiera wrota,
Bo Krakowianki i pielgrzym stary,
Żydzi, Cyganki, uderzą w pary 192;
Wróżki, Diabli, nie oszusty 193,
W puchary.
Lecim saniami,
I jadą z nami
Wrzawa, śmiech pusty;
Czy znasz ty polskie zapusty?»
«Ale tu wejść nie można – teraz nie zapusty —
Pan Miecznik na Tatarach, to i dworzec 194pusty».
Tak stary sługa wstrzymał tych przychodniów śmiałość;
I znów rozparł na wrotach niewzruszoną stałość.
Lecz gdy grać, śpiewać, piszczeć, grzechotki potrząsać
Poczęły wszystkie larwy 195– a nogami pląsać;
I łączyć obce stroje, papierowe czoła,
Wzrok żywy, rysy martwe – w migające koła;
I farby, blaski, cienie rozwijać w polocie;
I skoczno, zwinno, huczno rzucać się w obrocie —
Tak mu w szumiącej głowie myśl wzięła tańcować 196,
Że patrzał, a nie wiedział jak się pomiarkować:
Śmiał się z Żydów, Cyganek; bał Wróżek z Diabłami
I chciwie łapał ruchy – i mrużył oczami —
A maski przed nim skacząc mijały się żwawo,
A maski w nim ciekawość syciły obawą.
Aż wykrojone usta zadmuchawszy w rogi 197,
Opuściły się ręce – zatrzymały nogi —
I głosy ostre, fletni umilone wtórem,
Wrzasnęły tę piosneczkę niedobranym chórem:
«Ah! na tym świecie, Śmierć wszystko zmiecie,
Robak się lęgnie i w bujnym kwiecie.
A gdy się troski do duszy wkradną 198,
Hucząc w niej chmury czarnemi;
A gdy nieszczęścia na kogo spadną;
I postać wzniosłą, szlachetną, ładną,
Smutek nachyli ku ziemi;
O! niech na chwilę Złość się już schowa,
Rany sztyletem nie cuci…
Niech choć przy zgonie zabrzmią te słowa:
»Wróci spokojność – wróci!«
Bo na tym świecie, Śmierć wszystko zmiecie,
Robak się lęgnie i w bujnym kwiecie.
Albo gdy nieba cud nad chorobą,
Gołąb’ 199– od przeklęstw 200odleci
I władzę życia zabierze z sobą,
A wyschłe lica nadmie żałobą,
Wprzód nim gromnica zaświeci —
Niech nicht, by uśpić zgonu boleści,
Tryumfu pieśni nie nuci…
Chyba te słowa w końcu umieści:
»Wróci twój Anioł – wróci!«
Bo na tym świecie, Śmierć wszystko zmiecie,
Robak się lęgnie i w bujnym kwiecie.
A gdy kto chętny w drugich obronie 201,
I sam się w przepaść zagrzebie?
Krótka stąd radość w Zawiści łonie;
Choć złe i dobre w grubej zasłonie,
Sąd ostateczny jest w niebie;
Może w kłopocie i silna głowa
Posępnie kiedy się rzuci…
Niech z ust życzliwych brzmią wtedy słowa:
»Wróci wesołość – wróci!«
Bo na tym świecie, Śmierć wszystko zmiecie,
Robak się lęgnie i w bujnym kwiecie.
A gdy kto, dążąc z dalekiej drogi 202,
W mieszkanie Przyjaźni zajdzie?
I już w uściskach topić ma trwogi?
Lecz ciche, puste przebiegłszy progi,
Twarzy kochanej nie znajdzie;
Więc drząc, czy się co złego nie dowie,
Spuszczone czoło zasmuci…
Niech choć Gościnność, kręcąc się, powie:
»Wróci gospodarz – wróci!«
Bo na tym świecie, Śmierć wszystko zmiecie,
Robak się lęgnie i w bujnym kwiecie».
«Ha! – Pan Bóg święty z wami! jeśliście nie Duchy,
To wasze pstre maszkarki wesołej otuchy 203;
Alboż to nam pierszyna 204? wszak nieraz kuligi
Po całych tu miesiącach skakały jak frygi 205.
Prosim – Jegomość wróci – a choć nie jest w domu
Na winie i pierzynie nie braknie nikomu» 206.
Weszły – nisko kłaniają – w parach się prowadzą —
Obzierają 207się wkoło – i kupią 208, i radzą.
Читать дальше