Malczewski Antoni - Maria. Powieść ukraińska

Здесь есть возможность читать онлайн «Malczewski Antoni - Maria. Powieść ukraińska» — ознакомительный отрывок электронной книги совершенно бесплатно, а после прочтения отрывка купить полную версию. В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: foreign_poetry, literature_18, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Maria. Powieść ukraińska: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Maria. Powieść ukraińska»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Maria autorstwa Antoniego Malczewskiego to pierwsza polska realizacja gatunku (została napisana w 1824 roku, a opublikowana w 1825), jakim jest powieść poetycka.Malczewskiego do napisania tego utworu zainspirowała historia o zbrodni dokonanej na Gertrudzie Komorowskiej, pierwszej żonie Szczęsnego Potockiego, na polecenie teścia, Franciszka Salezego Potockiego. Autor nie odtworzył jednak historii dokładnie, zmienione zostały także czas i miejsce wydarzeń – w powieści odbywają się one w XVII wieku na Ukrainie. Utwór charakteryzuje specyficzny byronowski pesymizm (Malczewski silnie inspiorwał się Byronem) – mówi się, że to „poemat skrajnego pesymizmu” – a także nastrój grozy, konfrontacja z tajemnicą istnienia i śmierci.

Maria. Powieść ukraińska — читать онлайн ознакомительный отрывок

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Maria. Powieść ukraińska», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

XIII

Za wrotami koń grzebie, a we wsi psów wrzawa,
Skąd to kozak przypędził, że taka kurzawa?
I zsiada – i na płocie cugle zarzuciwszy,
Wchodzi w duży dziedziniec, wąsa poprawiwszy.
Na ogorzałej twarzy ostrych chwil wspomnienie;
Prosty jego był ukłon, krótkie pozdrowienie;
Jednak różnym się zdaje od służalców grona,
Poddany – lecz swobodę z ojca powziął łona 96.
I gdy dumnie pojrzawszy do pana iść żąda,
Wśrzód wiodącej go zgrai jak władca wygląda;
Zwinne jego obroty, kroki jego letsze 97,
Bo swoje członki wędził na stepowym wietrze,
A barania mu czapka, za każdym ruszeniem,
Miga gdyby chorągiew, czerwonym płomieniem 98—
Pomiędzy chwast, zarośle – gdzie lipy z okopu
Są i cieniem, i trwogą poziomemu chłopu —
Aż przed pana Miecznika stawi się z orszakiem.
A koń rży, jak za matką tęskni za kozakiem!
«Czy masz pismo? » – «Jest, Panie – i jeszcze list wczora
Oddałby, nim kur zapiał, bo świsnął z wieczora 99,
Ale że czart na stepie tumany wyprawiał 100,
To żeby was z Jejmością Bóg od złego zbawiał» 101. —
«Że wasze mi z listami spóźnił się – to gorzéj:
Czyj kozak, co się diabłów, abo ludzi trwoży?»
«Alboż wam nie świadoma krasnych czapek sława 102,
Co z rodu panom wierna? – czyj? – grafa Wacława!»
Czyta Miecznik: gdy w Marii ocknionym wejrzeniu
Nie czcza tylko ciekawość – życie w przesileniu;
Jej łono podniesione w lekkiej pływa fali,
Co ją do szczęścia niesie lub szturmem obali;
Jej lica płomień zajął spod serca zapory 103,
Pięknym, lecz przykrym blaskiem – jak suchot kolory.
«O kozaku i koniu niech mają staranie!
Ja wraz listy odpiszę – Waszeć czekaj na nie».
Na głośno grzmiące słowa słuch miał przytępiony 104;
Na śliczne, czarne oczy spojrzał rozczulony;
Skłonił nisko Ichmościom, i co bądź się zdarzy,
Kozak z służbą odchodząc – wesoło im gwarzy.

XIV

«Niechaj kto ludzi zgadnie! – Jeśli to nie zdrada,
To mojej biednej Marii radość zapowiada.
Pisze mi Wojewoda w cukrowych wyrazach,
Że mamy już zapomnieć o naszych urazach;
Że żałuje za grzechy – nie tylko ogłasza
Swój afekt dla synowej, ale w dom zaprasza:
Więcej jeszcze – takiego, jak mówi, zamęścia 105
Syn nie wart, bo zasługą trza się dobić szczęścia;
Pragnie więc, żeby wprzódy w wojennej potrzebie
Jakim rycerskim czynem stał się godnym ciebie:
I gdy właśnie Tatarzy grasują w tej stronie,
Jemu stawić się kazał w twych wdzięków obronie;
A tak z laurem u czapki światu się pochwalić,
Że tę, co umie kochać 106– potrafi ocalić!
Dziś ma tu z wojskiem ciągnąć».
«Dziś? ja go zobaczę?
O! Boże, jaka radość! jakże serce skacze!
Ale na cóż te bitwy? Czyż z twarzy wyrazu,
Że śmiały i szlachetny, nie widać od razu?
Jednak to rzadko ludzi jak pan Wojewoda 107,
Sam wyznaje się winnym – lecz mnie ciebie szkoda!
Ojcze! ja taka blada – on mnie się przerazi;
Może się dużo zmartwi – może się obrazi
Trza by się trochę przywdziać – jakże znajdujecie?
Ja bym chciała być jemu najpiękniejszą w świecie!»
«Czekaj! czekaj – przed siecią nie złapiesz szczupaka 108;
Może tu jeszcze przyjdzie zagrać nam w straszaka 109
Wszakże i ja Tatarów wypłoszyć stąd żądam,
A dlaczego wżdy 110siedzę? bo się wzad oglądam 111;
Zobaczym tych rycerzy – mnie się wszystko roi,
Że jakieś mataczyny 112Wojewoda stroi».
Ale już trąb w powietrzu rozlega się brzmienie;
Słychać z dala chrzęst zbrojnych, a ziemi jęczenie:
Już wyprzedziwszy hufce, co w wolnej szły mierze,
Stanęli jacyś u wrót skwapliwsi rycerze.
«Wacław»! – krzyknęła Maria – i prędzej niż strzała,
Kirem okryta postać do niego leciała.

XV

O! jakże szczęście ładnie, jak żywo oświéca
Młode szlachetne czoła a nadobne lica!
Jak w pogodnym spojrzeniu jaśniało wspaniale
Wdzięczne serce młodzieńca w całej swojej chwale!
I na tle przezroczystym pociechy rozlanej
Słodkie sny przez nadzieję duszy kołysanej 113:
Mężny – wyniosły – miły – po niszczącej burzy
Różowy blaskiem tęczy, co mu przyszłość wróży —
Z jakąż lubą rozkoszą 114w każdej żyły biciu
Ujął w spragnione ręce swój wdzięk cały w życiu!
Z jakże pyszną opieką, tkliwe drzące 115łono
Skrytej cichej pieszczoty utulił obroną 116!
Precz, złocisty luzaku 117– weź tego rumaka —
By nie spłoszyć miłości pierszchliwego ptaka.
A ty panie Mieczniku spocznij – moja rada;
Kręci się łza w twym oku i na wąsy spada,
To może już i w boju robi ci się ckliwo?
A Maria? – ah! i Maria czuła się szczęśliwą!
Szczęściem niewiast 118– dla których słodkie w życiu chwile
Są jak pogodne niebo – gdy piorun grzmi w tyle!

XVI

«No, panie zięciu!» – Miecznik z mokrymi oczami,
Błyszcząc radością serca, mówił pod lipami:
«W tym, widzę, dzikim świecie wiatr pociechę wodzi 119;
A ledwo witać zdążysz – żegnać się przychodzi!
Tą razą 120nie na długo – mężnie się postawim,
Ja moich także zbiorę, to się nie zabawim 121.
Dobrze mówią, że twarda powinność rycerza —
Kiedy mu zwłaszcza Miłość wygląda z pancerza —
Ależ po krótkim znoju spokojnej swobody
Użyć bezpieczniej można na wesołe gody,
Skoro dom mój uczciło takie lube goście 122;
I w kielich się uderzy – i nie będziem w poście.
Maria niech się tymczasem w krzątaniu nie leni:
Suto stoły zastawić – nie szczędzić korzeni 123
Pieprze, bobki, imbiry, cykaty, szafrany;
Bo to ten piękny rycerz w bakaliach chowany.
O winie ja pomyślę – i gdy w onym stawie
Słońce już błogi żywot zatopi jaskrawie,
Jeśli mnie nie zawiodą moje przedsięwzięcia,
Tatar rosę pić będzie – ja za zdrowie zięcia!
Co teraz, to was żegnam; po ciężkim frasunku
Milsza jeszcze pomyślność – na cnoty kierunku.
Ja ludziom oręż rozdam, siebie też przysłonię,
Ale jak w trąby wrzasną – to zaraz na konie».

XVII

Poszedł. – Na świetnym, zimnym rycerza ramieniu 124
Sparta śliczna twarz blada w piór łagodnym cieniu;
Czarne warkocze dźwięczą, bo w łusce pierś harda;
Giętką kibić nie ciśnie 125, choć ściska dłoń twarda;
Stalowa odzież – w świecie i Przyjaźń złośliwa,
Wdzięczne serce – to Miłość na zbroi spoczywa.
O! jak z spłonionych liców 126, czułym chciwym okiem
Patrzał w tę piękną postać pod smutku obłokiem!
Jakby powaby liczył? i znowu nie wierzy,
Czy mu czas w jego skarbie nie zrobił kradzieży.
Nie, ten uroczny połysk, co jej oczy krasi,
Nie znikomy – bo z duszy – chyba go Śmierć zgasi.
Lecz gdy kir rycerz dostrzegł i posępną radość,
Co przy żałobnej szacie aż ćmi przez swą bladość,
I słodki w górę uśmiech 127– boleści wdzięk cały,
I na tle czystym – plamy – co łzy wymaczały;
Szczęście się jego prędko owlokło jej chmurą:
To słabszy, wietszy, bielszy 128– niż u czapki pióro.
«Gdym w stepowej 129i w dzikszej umysłu pustyni
Lubił błądzić, aż pomrok przedmioty zasini;
Nigdy mi żadna gwiazda nie błyszczała w ślady:
A koń bił się 130do domu przez wicher i grady.
Tyś dla mnie zeszła Mario! i w brzasku mych myśli
Świetną drogę twe światło ku niebiosom kryśli;
O! szczęśliw – pyszny – wdzięczny – że w zaletnym gronie 131
Czułość na mnie z ufnością śliczne sparła dłonie!
O! błogi, że w twym sercu, przez mokre zrzenice 132,
Życia – czucia – Aniołów – czytał tajemnice 133!
Lecz czemuż ta mgła smutku, której ciężkim tchnieniem
Ja oddychał – i ciebie okryła swym cieniem?
Czemuż we mnie tarń 134życia kolcami nie wrośnie,
Tobie mdłym pachnąć kwiatem 135w krótkiej swojej wiośnie?
I mnie wydarli wszystko – i więcej niż tobie 136—
Ty do nieba należysz, ja się błąkał w grobie;
A czarnym pędzon widmem, gdym jasność postradał,
Byłbym świętym przedmiotom srogie ciosy zadał.
Bo z panem Wojewodą nie służy żartować 137,
I raz dobywszy miecza, już go nie trza chować:
Toby się ojców zamek 138był kurzył szeroko,
I niejeden pokrewny oblewał posoką 139;
Toby w sercu osiadły ten dym i ich Cienie 140
Alebym Marii dopadł przez krew i płomienie!
Nie drzyj – wszystko minęło, gdym ciebie zobaczył;
Jeszcze pierwej – jak tylko, żeś moją, oświadczył 141,
Tak mi tym jednym słowem serce usposobił,
Jak gdyby mi – nicht – nigdy – nic złego nie zrobił.
To wziąwszy moją szablę, której blask odsłonię
Nie prywacie 142, lecz twojej i kraju obronie;
To wziąwszy mego konia, co nieraz w te niwy
Tak szybko mnie unosił – jechałem szczęśliwy.
Oh! z jakąż ja radością te lipy ujrzałem!
Jakże ich chłodu dusza pragnęła z zapałem!
Ty nie wiesz – ty co umiesz bez chluby łzy koić 143—
Co to jest dzikie serce do siebie przyswoić,
Co tęsknić za dobrocią, a wdzięków żałować,
W których wspomnieniu umysł chciałby istność 144schować.
Mario! czyś ty nie chora? bo masz taką postać,
Jakbyś się do Aniołów myślała już dostać;
I w nowym udręczeniu, choć się tobą pieszczę,
Prawie się spytać pragnę – czy mnie kochasz jeszcze?»
«Czy Maria ciebie kocha? Mój drogi, mój miły,
Więcej niż kochać wolno i niż mogą siły;
Więcej – niż wątłe serce, gdy jemu już zadość 145,
Znieść umie tak niezmierną, niespodzianą radość;
I gdyby nie Tatarzy, co mi w oczach błyszczą,
I gdyby nie ich strzały, co mi w uszach świszczą.
Tak mi letko 146, tak słodko, tak mi nic nie trzeba,
Jakbym w twoim objęciu leciała do nieba.
Czy Maria ciebie kocha? Pytaj się jej cienia,
Czym dla Marii świat cały bez twego spojrzenia?
Czym dla Marii świat przyszły – bez twego spomnienia 147?
Nieraz, w zmysłów zamknięciu, nad tą dużą Księgą,
Zniżona całym czuciem przed Stwórcy potęgą,
Gdym chciała ciebie stłumić modlitwy pociechą 148,
Zaraz mi brzmiało jakby – twego żalu echo!
To może Pan Bóg skarze tak żywe kochanie,
I tatarska ci strzała w serce się dostanie.
Widzisz ten jasny promień? co z liści osnowy
Ciągnie swój drżący połysk między nasze głowy?
Ten promień żywi – zdobi – każdego weseli;
Czemuż gdyśmy złączeni – on jeszcze nas dzieli?
Próżno, próżno, mój luby – choć usta z ustami,
Patrzaj – chyli się z liściem, i jest między nami:
Ah! wśrzód uniesień bitwy i zwycięstwa wrzawy,
Przypomnij sobie drogi 149, że promień twej sławy
Tak czysty, taki świetny, jak słońca na niebie,
Jaskrawym swym wieczorem noc spuści na ciebie —
Oh! niechaj pierwej Marią 150w ciemnościach zagrzebie!
Nieprawdaż mój Wacławie? ty będziesz odważny,
Stały, wytrwały, dzielny – ale i uważny.
A gdy już moje oczy wdrążone zgryzotą,
Długo patrząc w swój żywioł, swe życie rozplotą,
Gdy serce wytchnie z trwogi przy piersiach bez stali —
To może się na miłość Wacław nie pożali?
Cieszyć się twą radością 151– twój smutek łagodzić —
Nie myśleć, tylko o tym, w czym tobie dogodzić —
Być twoich chwil osłodą – czasem ich ozdobą —
Żyć dla ciebie i w tobie – umierać przed tobą —
I w tej ostatniej chwili, choć w cierpień natłoku,
Gasnącym wzrokiem szczęście składać w twoim oku —
A gdy nie wolno z tobą, żyć w twojej pamięci —
To Marii cała miłość, wszystkie Marii chęci.
Skoro mi szczęśliw wrócisz, mą harfę nastroję 152,
I przy blasku księżyca usiadłszy oboje,
W tkliwej, smutnej, jak lubisz, unosząc się nucie,
Te, co nicht nie wyraził 153– przywłaszczym uczucie 154.
Ah! – z jak okropną trąby zagrały żałobą 155!
Oh! nie rzucaj mnie znowu! Oh! zabierz mnie z sobą!»

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Maria. Powieść ukraińska»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Maria. Powieść ukraińska» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Maria. Powieść ukraińska»

Обсуждение, отзывы о книге «Maria. Powieść ukraińska» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x