– Nie mam zamiaru wychodzić za mąż. Jestem zbyt zajęta.
– Na przykład czym? – Bliss przekręciła kluczyk w stacyjce i uruchomiła silnik zrywnego sportowego wozu.
– Na przykład sprawą Wellsa. Muszę się dowiedzieć, o co chodziło Rayowi Deanowi.
– Nie możesz zostawić tego policji? – spytała Tiffany.
– I przepuścić taką okazję? To jest sensacja na pierwszą stronę!
Wiatr rozwiewał włosy trzech pasażerek mustanga. Tiffany uśmiechnęła się w milczeniu. Tak, życie było naprawdę piękne. Coraz piękniejsze.
– A co tam u twojego nowego lokatora? – zadała sakramentalne pytanie Katie.
– U Luke’a? Nie mam pojęcia. Jak zwykle jest bardzo skryty.
– Ciekawe, dlaczego?
– Sama go spytaj, może ci powie – zasugerowała Tiffany.
– To całkiem niezły pomysł.
Tiffany zobaczyła z daleka swój dom i znów się uśmiechnęła do siebie. Wielkopański gest Carla Santiniego dawał jej, w charakterze wcześniejszego prezentu ślubnego, prawo własności do całej posesji. Carlo nie wziął pieniędzy od J.D., rozpaczliwie próbował zatrzymać go w rodzinnej firmie, ale J.D. już zadecydował, że poszuka sobie czegoś na własną rękę w Bittersweet.
– Mamuuuniu! – wołała już z daleka Christina, która pierwsza zauważyła wóz Bliss na podjeździe. Rzuciła się pędem, a tuż za nią J.D. Już prawie przestał utykać, a w oczach błyszczały mu figlarne ogniki. Oskar wyskoczył z auta i czule oblizał pucułowatą buzię dziewczynki. Christina zachichotała radośnie.
– Dobrze, że w końcu wróciłaś – powiedział J.D., otwierając drzwi przed Tiffany.
– Cieszysz się? A ja myślałam, że pilnowanie małych dziewczynek to twoje ulubione zajęcie – zażartowała z niego.
– Bo tak jest.
W tej chwili na podwórze wjechał zmaltretowany pikap Luke’a Gatesa. Kierowca zaparkował i wolnym, niedbałym ruchem wysunął się z szoferki.
– Skorzystaj z okazji – szepnęła Bliss do Katie. Młodsza z sióstr uzbroiła twarz w szeroki, promienny uśmiech.
– Dzięki za przypomnienie. Nigdy niczego nie przegapiam.
– O czym one mówią? – spytał zdziwiony J.D.
– To historia na dłuższe opowiadanie – uśmiechnęła się Tiffany. J.D. objął ją i Katie ramionami i poprowadził w stronę wysokiego Teksańczyka. – I nie zdziw się, kiedy w końcu przeczytasz ją w „Obserwatorze”.
– No, no. Z tej Katie jest niezłe ziółko – stwierdził J.D. – Co chce tym razem wyśledzić?
– Sama jeszcze nie wie – powiedziała: Tiffany. Ogarnęła wszystkich wzrokiem i westchnęła z zadowolenia, że ma wokół siebie tylu kochających, bliskich ludzi.
***