Lisa Jackson - Daj Mi Szansę, Tiffany

Здесь есть возможность читать онлайн «Lisa Jackson - Daj Mi Szansę, Tiffany» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современные любовные романы, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Daj Mi Szansę, Tiffany: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Daj Mi Szansę, Tiffany»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Członkowie rodziny Santinich od początku okazywali Tiffany wrogość, ponieważ uważali, że wyszła za mąż za dużo starszego od siebie Philipa dla jego pieniędzy. Tymczasem Philip ujął ją swoim czarem osobistym, kulturą i dobrocią i pewnie do tej pory żyliby w zgodzie, gdyby nie tragiczny wypadek. Po śmierci męża Tiffany wraz z dziećmi schroniła się w starym domu w Bittersweet, aby znaleźć się jak najdalej od jego rodziny. Nie była więc zachwycona, gdy pewnego dnia odwiedził ją brat nieżyjącego męża. Czyżby przyjechał na przeszpiegi?

Daj Mi Szansę, Tiffany — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Daj Mi Szansę, Tiffany», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Nie masz przyjaciółek od serca, które chciałabyś zaprosić?

– Owszem, ale mam też dwie przyrodnie siostry. Nie zamierzam usprawiedliwiać postępowania ojca wobec mojej matki, uważam jednak, że czas się pogodzić i zacząć patrzeć w przyszłość, zamiast analizować przeszłość, rozdrapywać zabliźnione rany. Cieszę się, że was mam, drogie siostry.

– To nie John ci to podszepnął? – spytała Tiffany, wciąż pełna nieufności wobec człowieka, który jako ojciec zupełnie się nie sprawdził.

– Nawet nie wie, że zamierzałam was o to prosić. Mason zresztą też nie. To mój pomysł.

– Na mnie w każdym razie możesz liczyć – obiecała powtórnie Katie.

Tiffany nadal, mimo wyjaśnień Bliss, wahała się. Potrzebowała trochę czasu na rozeznanie się w swoich odczuciach.

– Przemyślę to – powiedziała w końcu.

– Przemyśl i daj mi znać. Do ślubu zostało jeszcze parę tygodni.

– Będzie super – pewnym głosem oświadczyła Katie.

Gdy przyszła kelnerka z rachunkiem, pierwsza sięgnęła po niego Bliss.

– Lunch był na koszt taty.

– Co takiego? – oburzyła się Tiffany.

– Nalegał, i to bardzo.

– Nie zgadzam się. Zawsze płacę za siebie – oznajmiła stanowczo Tiffany. Nie życzyła sobie żadnych podarunków od Johna Cawthorne’a.

– A ja się zgadzam, zaoszczędzę parę dolarów – uśmiechnęła się Katie. – Zresztą i tak muszę już uciekać, spieszę się.

– Ale…

– Daj spokój, niech raz w życiu zapłaci za ciebie ten cholerny rachunek – powiedziała Katie, zarzucając na ramię wypchaną torbę. – Przynajmniej tyle może zrobić.

– Nie musisz go kochać, Tiffany – dodała Bliss. – Nie musisz go nawet lubić. Ale pozwól przynajmniej, że postawi ci lunch.

– Dobrze – uległa Tiffany, nie do końca przekonana. Nie rozmyślała jednak nad tym dłużej, bo miała ważniejsze sprawy na głowie. Pierwsze miejsca na liście zajmowali Stephen i J.D.

J.D. siedział przy stoliku w swoim pokoju i po raz setny czytał zrzeczenie się praw własności do domu, podpisane dłonią Philipa. Kontrakt był nie do podważenia.

Jak ją o tym powiadomić? – zastanawiał się J.D. Znalazł się doprawdy w trudnym położeniu. Miał sobie za złe, że do tej pory nie zaznajomił Tiffany ze stanem prawnym, z faktem, że dom nie należy do niej i dzieci. Był jej winny lojalność, a jednak w tej sprawie nie potrafił zdobyć się na szczerość. Chciał oszczędzić jej zmartwień, i tak miała ich bez liku z powodu Stephena. Ponadto odczuwał potrzebę chronienia jej, roztoczenia nad nią opieki. Była silna i dzielna, radziła sobie z licznymi obowiązkami, ale zarazem była taka krucha i wrażliwa. Wzbudzała w nim nie tylko pożądanie i namiętność, o tym wiedział od dawna, gdy była dla niego zakazanym owocem. Ostatnio odkrył, że Tiffany budzi w nim czułość. Czyżby się zakochał?

– Psiakrew – mruknął pod nosem, po czym sięgnął po słuchawkę. W pokoju było gorąco i duszno, jak zwykle wieczorem po długim, upalnym dniu. Wystukał znany na pamięć numer i czekał, aż ojciec podejdzie do telefonu.

– Cześć, tato. To ja.

– Cześć, Jay. Co słychać?

– Chcę się wycofać. Rezygnuję z pracy w firmie.

– Żartujesz. Chyba się przesłyszałem.

– To nie żarty.

– Nie przepracowałeś ze mną nawet pół roku.

– Wiem, ale nie podoba mi się ta robota.

– Dlaczego?

– Z wielu powodów. Przede wszystkim w ogóle nie powinienem się godzić na twoją propozycję. – J.D. zawiesił głos, a potem dodał: – Nie jestem podobny do Philipa, tato.

– Nie musisz mi tego mówić.

– Posłuchaj, tato. Jutro rano wyruszam do Portland. Zamierzam sprzedać swoje akcje, łódź, motor i mieszkanie, żeby spłacić długi Philipa wobec firmy.

– Ale na Boga…

– Tiffany potrzebuje tego domu. Jej dzieci też. Chcę, żeby była wolna i mogła sama o sobie decydować.

– Przecież nie wyrzucam na bruk własnych wnuków – z goryczą powiedział Carlo. – Chciałbym tylko, żeby mieszkały bliżej nas.

– Zapomnij o tym, tato. Tu jest ich dom.

– Nie wiem, co się tam u was dzieje – rzekł z westchnieniem Carlo – ale jeśli ta kobieta zawróciła ci w głowie…

– To co? Co mi chcesz powiedzieć? Że ją zaczniesz szantażować? Że użyjesz argumentów finansowych? Że ją zmusisz, żeby przeniosła się do Portland i żyła na twoim garnuszku?

– A co w tym złego?

– Nic nie rozumiesz, tato. Tiffany stała się osobą niezależną i stanowczą, która postępuje tak, jak sama uzna za stosowne. Ma swoje problemy, ale ma też prawo, żeby je po swojemu rozwiązywać. Nie potrzebuje wyręki ani doradców. Mógłbyś przynajmniej – a to co mówię, dotyczy całej rodziny – zdobyć się na okazanie zaufania.

– Ale…

– Podpisz papiery. Zobaczymy się jutro. Cześć. – J.D. odłożył słuchawkę. Obawiał się, że ojciec natychmiast zatelefonuje i będzie namawiał go na zmianę decyzji, ale, na szczęście, nie zrobił tego. J.D. otworzył okno, aby się ochłodzić. Wychylił się i w tym momencie usłyszał cichą rozmowę, prowadzoną przez dwóch chłopców. Musieli znajdować się w pobliżu wozowni.

– Przysięgam ci, Santini, że jeżeli piśniesz chociaż słówko, to już nie żyjesz – dobiegło z dołu. Jeden z chłopców podniósł głos.

J.D. wychylił się. Dojrzał Stephena, który wraz z drugim chłopcem, wyższym i starszym, stali pod niedawno umocowanym koszem do gry.

– Nic nikomu nie powiem.

– Szczerze ci radzę. Umowa to umowa.

– Wiem o tym, Miles.

Więc ten niechlujnie ubrany, pryszczaty dryblas z tlenionymi blond pasemkami to słynny Miles Dean! Zdaniem J.D. nie wyglądał zbyt groźnie.

– Uważaj, bo już raz skrewiłeś.

– Ta wpadka… nie była z mojej winy.

– Schowałeś przede mną klucze, ty nędzny krętaczu. Gdybyś mi je dał, tak jak obiecałeś, gliny by ich w życiu nie namierzyły.

– A jakbyś się nie zaczął bić, to by nas wtedy nie zwinęli.

– Nie próbuj podskakiwać i siedź cicho. Trzymaj się tego, co było ustalone. Wiesz, co będzie, jak jeszcze raz podpadniesz.

J.D. usłyszał wystarczająco dużo. Doskoczył do drzwi, zbiegł po schodach i w ciągu paru sekund był na dole. Wypadł z domu, pędem pokonał trawnik i zanim chłopcy się zorientowali, już był przy nich. Na widok J.D. Miles odwrócił się, żeby odejść.

– Nie tak szybko, kolego – powiedział J.D., przytrzymując go za ramię.

– Puszczaj pan.

– Najpierw załatwimy parę spraw.

– Puść go – poprosił Stephen, wyraźnie wystraszony.

– Chwileczkę, musimy porozmawiać. Przypadkiem usłyszałem waszą rozmowę.

Chłopcy milczeli. W ciszy słychać było ożywiające się pod wieczór komary.

J.D. zwrócił się do Milesa:

– Dlaczego groziłeś Stephenowi i co wiesz o zniknięciu Wellsa?

– Nic.

– Nie? To po co łazisz za Stephenem i próbujesz go szantażować? – J.D. wskazał pobladłego bratanka.

– Nie wiem, o czym pan mówi! – warknął Miles.

– Naprawdę? To spróbujemy razem się dowiedzieć. Teraz pójdziesz ze mną grzecznie na policję, a potem zadzwonimy do twojej matki i posłuchamy jej wyjaśnień.

– Nie wolno panu!

– Zobaczymy!

– Nie rób tego! – krzyknął zdesperowany Stephen.

– Dlaczego nie?

– Bo… Bo… – Stephen usiłował przebłagać wzrokiem Milesa, ale ten wyrwał się, korzystając z okazji, że J.D. puścił jego ramię. Przebiegł odległość dzielącą go od płotu, przeskoczył go i znikł w uliczce. J.D. miał początkowo zamiar go gonić, ale zrezygnował.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Daj Mi Szansę, Tiffany»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Daj Mi Szansę, Tiffany» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Daj Mi Szansę, Tiffany»

Обсуждение, отзывы о книге «Daj Mi Szansę, Tiffany» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x