O, Boże, on panikuje – pomyślała. Ale do licha, prędzej odgryzie sobie język, niż pozwoli, żeby wyszło na jaw, iż Sebastian od kapelusza to jej brat. Nie, jego imię też pozostawi w tajemnicy.
– Tak, ale nie widziałam go już całe wieki – spojrzała na panią Hepwood i dodała: – Mieszka w Indiach.
Szybko, zanim ktokolwiek inny zdołał się odezwać, położyła rękę na dłoni Naylora i zapytała słodko:
– Czy nigdy nie myślałeś o tym, by zająć się importem win, kochany?
Och, słowo daję – pomyślała, kiedy zaszczycił ją ciepłym spojrzeniem, na którego dnie czaił się błysk świadczący o tym, że jej miłość nie robi na nim żadnego wrażenia.
– Chciałem, żeby Naylor przeszedł do mojej firmy – odpowiedział za niego Guthrie. – Naprawdę, zaoferowałem mu nawet miejsce w spółce. Ale nie przyjął tej propozycji. Jak ci to już zresztą na pewno powiedział.
– Naylor na pewno nie powiedział zbyt wiele – ciepło wtrąciła Cicely. – To taki skromny chłopiec.
– Ciociu, zaraz się zarumienię! – rzucił wesoło Naylor.
– To by było święto – mruknęła Leith wyłącznie do jego wiadomości i dodała: – Rzeczywiście, znam tylko najogólniejsze zarysy tej historii, jak…
Urwała zakłopotana. Na ten temat naprawdę nie miała nic do powiedzenia. Guthrie Hepwood przyszedł jej jednak z pomocą.
– Zainteresowania Naylora są zupełnie inne niż moje – oznajmił dobrodusznie. – To urodzony inżynier. Oczywiście, bardzo szybko zorientowałem się, że zaraz po studiach powinien założyć własną firmę. Ojciec zostawił mu trochę pieniędzy i Naylor szedł od sukcesu do sukcesu. Naturalnie pracował od rana do nocy.
– I dalej tak robi – wtrąciła Leith, przypominając sobie, że za każdym razem, kiedy opuszczała biuro, jaguar wciąż stał na parkingu.
– To się zmieni po ślubie – zapewnił Naylor, a jej serce zabiło wściekłą synkopą na samą myśl o małżeństwie z nim.
Niestety, świadomość lodowatej rzeczywistości przeważyła i Leith bardzo szybko z romantycznego rozmarzenia powróciła do wściekłości, spowodowanej przymusowym udziałem w jego farsie.
– Obiecanki-cacanki – zaśmiała się czule, utrzymując się w roli słodkiej narzeczonej.
W ciągu następnej godziny nie przepuściła żadnej okazji, by z przyzwoitą dozą nieśmiałości miłośnie zaglądać mu w oczy. Znosił wszystko bardzo mężnie, musiała mu to przyznać.
Około jedenastej towarzystwo zaczęło przebąkiwać o udaniu się na spoczynek. Travis jednak, ku zaskoczeniu Leith (ale wyłącznie jej) oznajmił, że nie jest śpiący i wychodzi.
– Wychodzisz? O tej porze! – zatroskała się matka.
– Nie smuć się, to miłość. Wrócę niedługo i spędzę noc we własnym łóżku.
Leith ujrzała, jak usta Naylora zaciskają się. Widocznie nie spodobała mu się ta wymiana zdań. Nawet w najśmielszych marzeniach nie przypuszczała, że być może Naylor wspomina zupełnie inną sobotnią noc, kiedy Travis nie spał we własnym łóżku.
– Nie hałasuj, kiedy wrócisz – ostrzegł Guthrie syna. Travis pożegnał się ze wszystkimi i wyszedł.
Cicely przybrała wesołą minę i taktownie postanowiła, że pozostawi świeżo upieczonych narzeczonych sam na sam.
– Guthrie i ja, przed pójściem spać, zajrzymy na chwilkę do stajni. Mamy teraz tylko dwa konie, ale one też lubią posłuchać nowinek z całego dnia.
Impulsywnie podbiegła i pocałowała Leith.
– Jestem bardzo szczęśliwa! – wyszeptała ciepło. – Naprawdę.
Po wyjściu gospodarzy Leith poczuła się okropnie. Opanowała ją większa niż dotąd złość na Naylora. Była tak wściekła, że chyba lepiej, aby nie przebywała z nim w jednym pokoju. W południe uderzyła go, ale teraz jej uczucia skłaniały ją ku morderstwu.
Bez słowa wymaszerowała z pokoju. Wcale nie poczuła się lepiej, kiedy Naylor znalazł się przy niej.
– Wiesz na pewno, że Travis właśnie poszedł się pocieszać – zaatakował ją, kiedy ruszyli po schodach.
– I, oczywiście, to wyłącznie moja wina! – prychnęła, nie zatrzymując się. Wiedziała, że jeśli nawet Travis poszedł się pocieszać, to na pewno nie z jej powodu.
– A czyja? – warknął, kiedy dotarli do podestu.
– Przez cały wieczór robiłaś do mnie słodkie oczy!
– Hej, ty, uważaj! – wybuchnęła Leith, zatrzymując się przed drzwiami do sypialni. -Przecież to ty, a nie ja, ogłosiłeś nasze zaręczyny. Ty groziłeś mi utratą pracy, jeśli nie poprę cię we wszystkim, co mówisz! To było…
– Pewnie, popierałaś mnie wytrwale! – warknął. Przysięgłaby, że jest gotów do bójki, ale i tak wydawało się, że gryzie go jeszcze coś innego. – Niech mnie szlag trafi, wyraźnie odpowiadała ci ta gra!
Nagle urwał. Nigdy dotąd nie widziała go tak rozgniewanego.
– Czy do niego też się tak lepiłaś? – wychrypiał. Rozwścieczona Leith miała powyżej uszu jego i tych drwin. Gwałtownie otworzyła drzwi, zapaliła lampę i odwróciła się, żeby oddać ostatni strzał, zanim za trzaśnie mu drzwi przed nosem.
– Lepić się? Chyba lepiej niż inni powinieneś wiedzieć – zasyczała – że w niektóre noce nie mogłam znieść nawet myśli o rozstaniu!
Trzymała rękę na klamce, gotowa zamknąć drzwi, ale nim zdążyła to uczynić, Naylor wydał z siebie krzyk oburzenia. Zanim zorientowała się w sytuacji, pchnął drzwi i wszedł do środka.
Na widok wyrazu jego oczu ogarnął ją lęk, który przeistoczył się w panikę, gdy Naylor znowu ruszył ku niej.
– Wynoś się! – wrzasnęła i cofnęła się szybko. Czuła, że Naylor nie ma zamiaru słuchać jej poleceń.
– Ani mi się śni, serduszko! – warknął jak dzikus.
– Prosiłaś się o to przez cały wieczór!
W następnej sekundzie obręcz jego ramion zacieśniła się jeszcze, a jego wargi tak długo szukały jej ust, aż je wreszcie znalazły.
– Nie! – starała się wyrwać. Rychło jednak spostrzegła, że miał sposób na to, żeby utrzymać ją dokładnie w tej pozycji, której sobie życzył. W chwilę później porwał ją na ręce i uniósł w stronę łóżka.
– Nie, nie! – zawyła, ale stwierdziła, że tylko zdziera sobie gardło.
A potem poczuła, że brak jej tchu, kiedy rzucił ją na materac. Tylko o ułamek sekundy spóźniła się z ucieczką, bo gdy w chwilę potem usiłowała wygramolić się z łóżka, Naylor znalazł się tam wraz z nią i przygniótł całym swym ciężarem.
– No, a teraz pokaż mi, jak ładnie prosisz o jeszcze, tymi ogromnymi, zielonymi ślepiami – wydyszał.
– Idź do diabła! – wrzasnęła i wcale nie spodobał jej się uśmiech, który wykrzywił jego rysy.
– Pewnie pójdę, ale przedtem będę cię miał – syknął. O Boże, nie – pomyślała Leith, usiłując opanować narastające przerażenie.
– T-ty chyba nie chcesz mnie zgwałcić? – wyszeptała trzęsącym się głosem.
– Nawet nie przyszło mi to na myśl, kochanie – zadrwił.
– Więc może lepiej od razu puść mnie, dobrze? – wyrzuciła z siebie, dopóki jeszcze zachowała resztki odwagi.
– Chcesz powiedzieć, że mogę cię wziąć jedynie gwałtem? – zapytał i, licząc na to, że jej ciało będzie mu bardziej posłuszne, wycisnął na jej szyi elektryzujący pocałunek.
– To właśnie chcę powiedzieć – odparła zduszonym głosem, czując, że ciało sprzeniewierza się jej haniebnie, zwłaszcza, kiedy dotknął jej warg ciepłymi ustami i zaczął całować je długo i leniwie. Kiedy wreszcie podniósł głowę i spojrzał na nią, jej paznokcie tkwiły głęboko w skórze dłoni.
Читать дальше