– Przepraszam, że przeszkadzam – sumitował się Travis. – Ale widziałem, że wróciłaś bez Naylora.
Leith zaczęła zastanawiać się nad jakaś rozsądnie brzmiącą wymówką, ale rychło spostrzegła, że Travis pochłonięty jest bez reszty własnymi problemami.
– Kiedy przybiegłaś, siedziałem w bibliotece i myślałem o Rosemary, coraz bardziej przerażony tą sytuacją. Pomyślałem, że można by do niej zadzwonić. Zrobisz to, prawda? – zapytał z takim błaganiem w oczach, że Leith nie miała serca odmówić.
– Gdzie jest telefon? – zapytała.
– Możemy zadzwonić z biblioteki, będziemy mieli spokój. – Twarz Travisa rozjaśniła się podnieceniem.
Zeszła za nim po schodach. Travis pierwszy wszedł do biblioteki i natychmiast zaczął wykręcać numer. Leith usiłowała wymyślić jakiś rozsądny pretekst, dla którego mogłaby dzwonić do Rosemary, kiedy podał jej słuchawkę.
– A… Dzień dobry, panie Green – trochę zaskoczona usłyszała głos ojca Rosemary. – Tu Leith Everett. Jak się pan miewa?
– Dziękuję, nieźle – brzmiała uprzejma, ale wcale nie sympatyczna odpowiedź.
– To dobrze – odparła Leith równie grzecznie. – Czy mogłabym rozmawiać z Rosemary?
– Nie jestem pewien, dokąd poszła… – odparł wykrętnie. – Może coś przekazać?
Rzeczywiście! – pomyślała gniewnie Leith, przekonana, że ojciec Rosemary po prostu chciałby wiedzieć, w jakiej sprawie dzwoni.
– Mogę chwilę poczekać – oznajmiła z uporem. -Jesteśmy przyjaciółkami od dawna, nie widziałam jej całe wieki. Dzwonię, żeby troszkę poplotkować.
Spojrzała na Travisa wymownie, kiedy pan Green bez słowa odłożył słuchawkę i poszedł zawołać Rosemary. Travis wyglądał na przygnębionego. Widocznie uświadomił sobie, że skoro pan Green odebrał telefon, musi się przygotować na monolog.
– Halo? – odezwał się w słuchawce pokorny i cichy głos Rosemary.
– Tu Leith.
– Wiem, ojciec mówił.
– Jak leci?
– Matka czuje się dużo lepiej.
Och, nie pleć – pomyślała Leith. Miała niemiłe wrażenie, że rodzice chcą koniecznie przekonać Rosemary, iż zamężna kobieta nie miewa przyjaciółek!
Obawiając się, że rozmowa może się skończyć w każdej chwili, dodała szybko:
– Travis jest tutaj… chce ci coś powiedzieć. Usłyszała szybkie, głośne westchnienie i czym prędzej oddała słuchawkę Travisowi.
– Witaj, Rosemary – zaczął miękko. – Wiem, że nie możesz mówić, chciałem tylko się przywitać.
Leith pomyślała, że właściwie powinna wyjść, ale rozmowa Travisa skończyła się w ciągu kilku sekund, co załamało go całkowicie.
– To nie fair! – oznajmił, odkładając słuchawkę. – Ona jest śmiertelnie wystraszona! Bóg jeden wie, co jej powiedzieli, ale chyba siedzą jej na karku dzień i noc, jeśli doprowadzili ją do takiego stanu. Boi się do mnie odezwać nawet przez telefon!
Musiał przeżywać okropne męczarnie, ale Leith nie była w stanie pomóc mu w żaden sposób.
– Przykro mi – powiedziała. Wiedziała, co robi z człowieka miłość, wiec rozumiała Travisa doskonale.
– To podłość – stwierdził. Nie mógł już dłużej dusić tego w sobie. Musiał się wygadać. – Wiem, że Rosemary mnie kocha i rozwiodłaby się z mężem, gdyby jej na to pozwolili. Po prostu wiem o tym. Ale oni… szanowni państwo Green… swoim zachowaniem sprawiają, że najpiękniejsze uczucie nagle staje się ponure i grzeszne. A przecież nie ma w tym nic ponurego, ani grzesznego… dlaczego nie mogą zrozumieć, że Rosemary popełniła błąd i poślubiła drania? Na pewno nie chcą, żeby płaciła za to przez całe życie. Przez nich muszę trzymać moją miłość w tajemnicy przed rodzicami… nie mówiąc już o braciach. Mówię ci, Leith, zaczynam tęsknić za solidnym kawałkiem sznura!
– Och, Travis – żałośnie szepnęła Leith i, nie mogąc znaleźć słów pociechy, współczująco położyła mu dłoń na ramieniu.
Nie zdążyła jej cofnąć, kiedy drzwi biblioteki otworzyły się nagle. Leith podskoczyła, obejrzała się i oblała żywym rumieńcem. Ujrzała Naylora po raz pierwszy od chwili, kiedy zrozumiała, że go kocha. Serce zabiło jej mocniej. Kiedy widzieli się po raz ostatni, okładała go pięściami z całej siły… a sądząc po gniewie, jaki wyzierał z jego oczu, nie miała najmniejszych szans na wybaczenie!
Płonące złością spojrzenie powędrowało ku jej dłoni, wciąż spoczywającej na ramieniu Travisa. Leith cofnęła ją szybko. Travis, równie zaskoczony jak ona, zdawał się odzyskiwać przytomność. Dotarło do niego, że nie zdoła już porozmawiać otwarcie o swoich problemach. Przygnębiony, postąpił w jedyny możliwy w tej sytuacji sposób.
– No to cześć – wymamrotał drżącym głosem i pospiesznie skierował się w stronę drzwi.
Leith miała ochotę pójść za jego przykładem, zdołała przebiec parę kroków, kiedy Naylor, rozwścieczony i gotowy na wszystko, zastąpił jej drogę.
Podniosła na niego chmurne spojrzenie i odkryła, że nie boi się już niebezpiecznego płomienia, który ciągle tlił się w jego oczach.
– Niech zgadnę – syknął. – Sądząc z tego, jak się obmacywaliście, na swój słodki sposób starasz się pocieszyć go, ponieważ między wami wszystko skończone!
– Obmacywaliśmy się! – wykrzyknęła wściekła, że ta męska świnia, której w dodatku oddała serce, może myśleć o niej aż tak źle.
– Chcesz mi powiedzieć, że go nie prowokowałaś? -rzucił twardo. Żyłka na jego skroni pulsowała lekko. Wydawało się, że stacza ze sobą ciężką walkę, kiedy odstąpił od niej o krok.
– Nawet mi się nie śniło! – syknęła zapalczywie. Niepokój i miłość zalały ją jak fala. Wiedziała tylko, że musi uciec. Jak najdalej od niego.
– Wybacz mi – bąknęła. Nie wiedziała, czy jej wybaczy i nie miała zamiaru zostać nawet tak długo, żeby się o tym przekonać. Wybiegła z biblioteki.
Wbiegła do pokoju, całym sercem pragnąc być o mile od Parkwood. Sięgnęła nawet po torbę… ale jakże może wyjechać, kiedy chce być blisko Naylora? Nie wiedziała już, czy chce zatrzymać tę dobrze płatną pracę, czy nie, ale choć wszystko wydawało się osnute mgłą, jedno było jasne i wyraźne: była w nim bardzo, bardzo zakochana.
Spędziła w pokoju resztę popołudnia. Słyszała, kiedy wrócili państwo Hepwood, ale nie miała odwagi na nich spojrzeć. Poczuła się winna dopiero w chwilę później, gdy Wendy, szesnastoletnia pomoc gospodyni, przyniosła jej tacę z podwieczorkiem.
– Kolacja będzie o ósmej – oznajmiła wesoło.
– Dziękuję, Wendy – Leith z trudem uśmiechnęła się. Stan bolesnego niepokoju nie opuszczał jej ani na chwilę.
Nalała sobie filiżankę herbaty i stwierdziła, że nie wypada jej wyjechać. Dobre wychowanie wymagało, żeby została. Państwo Hepwood uznaliby to za bardzo dziwne, że pierwsza dziewczyna, jaką przywiózł do domu ich siostrzeniec, zamierza opuścić ich jeszcze przed kolacją.
Podeszła do okna, ale choć przed jej oczami roztaczał się wspaniały widok, ona widziała jedynie zagniewaną twarz Naylora.
Wróciła w głąb pokoju, pogrążona w rozmyślaniach i nagle zamarła. Jeśli Naylor uważa, że jeszcze nie skończyła swej znajomości z Travisem, równie dobrze może to uczynić za nią! Jest na to wystarczająco wściekły… i wystarczająco bezczelny.
Aż do kolacji zastanawiała się, jak postąpi Naylor i jak, w zależności od sytuacji, powinna się zachować. Za dziesięć ósma, wychodząc z pokoju, wciąż jeszcze nie znała odpowiedzi.
Przed wejściem do salonu jej serce zaczęło miotać się jak szalone. Usłyszała szmer miłych dla ucha głosów i domyśliła się, że przyszła ostatnia. Odetchnęła głębiej dla dodania sobie animuszu i weszła. Zachwiała się lekko, kiedy Naylor – śmiertelnie poważny – wstał z miejsca i podszedł do niej.
Читать дальше