Uśmiechnęła się.
– Widzę, że masz problemy. Skończymy tę rozmowę później. – Wszystko co mówił i co przeżywał w samotności, raniło jej serce i wywoływało natłok myśli.
Na szczęście Dylan zajął go sobą całkowicie. Dzieciak śmiał się z całego serca, gdy Flynn ściągał go po zjeżdżalni, a potem unosił wysoko w powietrze. Ale w końcu mały zorientował się, że starsze dzieci zjeżdżają inaczej, z kabinki na samej górze. Dylan też tak chciał.
Molly roześmiała się. Ojciec i syn zrozumieli się w mig.
– Oj, Dylan. Uwielbiasz niebezpieczeństwo. Nie wejdziesz tam beze mnie, a ja nie mogę tego zrobić, bo całe to urządzenie może nie wytrzymać mego ciężaru. Molly przestała się śmiać.
– Flynn, chyba tam nie wleziesz. To jest tylko dla dzieci, spójrz, tam jest napis…
– Wiem, ale Dylan chce tam wejść. Tak dobrze się bawi… – Flynn przyjrzał się uważnie konstrukcji i zaczął ją badać pod względem wytrzymałości.
– Flynn! Przecież nie zmieścisz się do kabinki. – Kilkoro dzieci zaczęło się przyglądać i zachęcać Flynna, by wszedł na górę z Dylanem.
Molly otworzyła usta ze zdziwienia. Ten głupek zaczął wspinać się po plastykowej drabince i po chwili zniknął we wnętrzu kabinki.
Po paru sekundach w otworze pojawił się Dylan podtrzymywany w pasie przez Flynna. Dzieciak machał rączkami z podniecenia i wrzeszczał radośnie.
– Złapiesz go, gdy zjedzie na dół, Mol?
– Oczywiście. – Kiedy złapała malca, uniosła go wysoko tak, jak robił to Flynn, ale po chwili spojrzała na zjeżdżalnię.
Głowa, ręce i ramiona Flynna wystawały z otworu kabinki. Nie mógł się ani wycofać, ani przepchnąć do przodu.
– Mol? Mam mały kłopot. Chyba utkwiłem tu na dobre.
– Znasz tego idiotę? – zapytała Molly Dylana. – Ja w każdym razie nie mam zamiaru przyznawać się do tej znajomości. Chodź, zjemy jeszcze jedną frytkę…
– Mol! Mol! Nie zostawiaj mnie tu!
Flynn posadził Dylana na foteliku umieszczonym na tylnym siedzeniu i wyprostował się. Molly stała tuż obok, czekając, aż będzie mogła usiąść przy dziecku. Myślała właśnie, że całkowite panowanie nad sobą uzyska chyba w następnym wcieleniu. Łzy śmiechu nie płynęły już po jej policzkach, lecz w ostrym świetle lamp widać było, że z trudem utrzymuje powagę.
– Dobrze, że McDonald's ma tyle filii, bo nie wydaje mi się, że chciałbyś wrócić tu jeszcze raz.
– Przecież kierownik zrozumiał wszystko. Powiedział, że nie jestem pierwszym ojcem, któremu przytrafił się drobny… wypadek na placu zabaw, gdy towarzyszył dziecku.
– A mnie się wydawało, że mówił coś o dorosłych, którzy ignorują napisy zabraniające im korzystania z tego typu urządzeń. – Molly zakasłała delikatnie. Musiała to zrobić, by powstrzymać śmiech. Niestety, to nie poskutkowało. Po – kasływanie przeszło w chichot, a potem w głośny śmiech. – O Boże! Nie mogę doczekać się jutrzejszego poranka…
– Mol, poczekaj. Nie rób niczego zbyt pospiesznie. Przecież w biurze nie muszą wiedzieć…
– Muszą! Muszą dowiedzieć się o wszystkim. Flynn westchnął.
– Dobrze. Poddaję się. Możesz mnie szantażować. Co chcesz w zamian za zatajenie całej prawdy?
– Wierz mi, nie masz takich pieniędzy. Już widzę twarz Baileya, gdy mu opowiem. A Simone…
Flynn natomiast widział twarz Molly. Rozświetloną uśmiechem. Błyszczące oczy, zarumienione policzki, rozchylone usta. Od dłuższego czasu tak się nie bawiła, choć wyśmiewała się z niego wiele razy. Z pewnością już dawno nie była tak odprężona. Chętnie utknąłby na zjeżdżalni jeszcze raz, jeśli dałoby to taki efekt.
– A Ralph i Darren…
– Czy ty nie znasz słowa „litość"?
– Nie. Ciekawe, czy są tu kamery. Może dostałabym taśmę z tobą wciśniętym do kabinki i z gromadą chcących ci pomóc dzieci. Posłałabym ją do wiadomości CNN…
Molly snuła dalsze plany skompromitowania swego szefa, przeciskając się obok niego na tylne siedzenie. Chwycił ją za rękę. Odwróciła się do niego. Otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia. A przecież sama się o to prosiła. Ile można dokuczać poważnemu mężczyźnie, uśmiechając się w taki sposób?
Udało mu się trzymać od niej z daleka. Wiedział, że ich związek nie mógłby być udany, gdyby nie odzyskał jej szacunku. Ułożył całą listę rzeczy, które zamierzał jej zaprezentować. A więc opanowanie, odpowiedzialność, powagę, dojrzałość, uczciwość – wszystko to, co miało dla Molly duże znaczenie. Dla niego zresztą też. Obiecał sobie, że zostawi ją w spokoju, dopóki nie udowodni jej, że się zmienił.
No i udowodnił. Zachował się jak dzieciak i utknął na zjeżdżalni! Wszystko ułożyło się zupełnie nie tak, jak tego pragnął. Działał pod wpływem impulsu. Bawili się, a Dylan był taki szczęśliwy. Rzucił wyzwanie prawom fizyki i przegrał.
Wiedział, że nie powinien tego robić, wiedział też, że popełnił błąd, całując Molly. Ale wszystko potoczyło się inaczej.
Kiedy dotknął jej warg, zarzuciła mu ręce na szyję. Wyszła na spotkanie jego pocałunkom, jakby niecierpliwie czekała na moment, gdy będzie mogła doprowadzić go do szaleństwa.
Jej usta miały niezwykły smak. Były słodkie, subtelne, miękkie. Opanowało go pożądanie. Dylan ziewał w samochodzie, otulony kocykiem, obojętny na to, co się działo obok. Jakiś samochód przejechał koło nich, światła migały, ludzie mijali ich, spiesząc do domu. A Molly oddawała mu pocałunki. Flynn nie potrafił zrozumieć, jak tak niewinnie wyglądająca kobieta może doprowadzić go do takiego szaleństwa. Nie wiedział i nie chciał wiedzieć. Molly potrafiła zmieniać się w żywy ogień, jeśli tylko tego chciała. Przy niej można było uwierzyć, że jest się dla niej wszystkim.
Zaczerpnął powietrza. Ona też. Drżały jej powieki. Nagle pociemniałe jak noc oczy spoczęły na jego twarzy.
– Myślisz, że w taki sposób zmusisz mnie do milczenia? – zażartowała.
– Nie. Nie obchodzi mnie to. Niech cały świat się dowie, jaki ze mnie idiota.
– Tak dawno mnie nie całowałeś.
– Ale bardzo chciałem. Tylko… – zawahał się. – Do diabła, czyżbym znowu zachował się jak jakiś niedomyślny kretyn? Myślałaś, że cię nie pragnę? – Nie odpowiedziała, ale widział wyraz jej oczu. – Nie! – niemal krzyknął. – Szalałem, myślałem o tobie, pragnąłem ciebie. Ale nie próbowałem zbliżać się do ciebie. Po prostu…
– Po prostu co, Flynn?
Czuł się jak schwytany w pułapkę. Nie potrafił wyjaśnić, że pragnie jej szacunku, bo same słowa nic nie znaczą – zamierzał albo go zdobyć, albo przegrać. Nigdy nie potrafił otwarcie mówić o uczuciach, ale chyba musi spróbować.
– Widzisz, przespaliśmy się ze sobą i bałem się, że będziesz tego żałować. Nie chciałem, żebyś z tego powodu czuła się nieszczęśliwa. I chciałem ci coś udowodnić.
Dotknęła jego policzka. Na jej twarzy malowała się powaga.
– Co chciałeś mi udowodnić? – zapytała.
– Że możesz mi zaufać. Uniosła brwi.
– Czy ty chcesz mnie obrazić, Flynn? Nie kochałabym się z tobą, gdybym nie miała do ciebie zaufania. Nie jestem taka lekkomyślna.
– Oczywiście, że nie. Nie to chciałem powiedzieć… – Przesunął dłonią po włosach. – Wiesz co, rozmowa na ten temat na parkingu jest po prostu szaleństwem. Poza tym muszę położyć tego potwora spać. Chodź do mnie.
Zawahała się przez chwilę.
– Dobrze.
Jej samochód stał na parkingu, ale Flynn był pewien, że sprawa transportu nie była przyczyną wahania Molly. Nie powinna się martwić. Nie posuną się dalej poza pocałunki. Muszą porozmawiać. Poważnie porozmawiać.
Читать дальше