– A nie wydaje ci się przypadkiem, że byłeś nieco nad – opiekuńczy w stosunku do dziecka?
Jego brwi uniosły się w górę.
– Przecież trzeba zapewnić dziecku bezpieczeństwo.
– Tak. Zgadzam się z tobą całkowicie, ale… Przecież zostawiałeś dziecko ze mną.
– No tak. Ale ty, to ty. A Gretchen, czy inna opiekunka to są obce osoby.
– Może Gretchen jest obca, ale ma więcej doświadczenia w postępowaniu z dziećmi niż my oboje. – Chyba na próżno strzępi sobie język. On tego i tak nie zrozumie. Wszyscy widzieli, jak biegał na górę, usłyszawszy krzyk Dylana. Nikogo to nie zdziwi, że Gretchen nie wytrzymała tego i odeszła. Ale wytłumaczenie czegokolwiek Flynnowi było wyjątkowo trudnym zadaniem. Poza tym był taki zdenerwowany, że zrobiło jej się go żal. Na dodatek dziecko zaczynało się budzić.
– Chyba miałeś wyjątkowo ciężki dzień. Nawet bez tej ostatniej rozmowy.
– Tak. Okropny. Dodaj do tego telefon od Virginii… – Przesunął ręką po włosach i nagle zmarszczył brwi. – Rano przyniosłaś mi jakieś papiery do przejrzenia, prawda?
– Tak. Finansowe podsumowanie miesiąca. I muszę omówić z tobą nowe sprawy. Nie mogę nic zrobić, dopóki wspólnie nie ustalimy pewnych szczegółów. Musisz mi poświęcić kilka godzin.
– Dobrze. Ale dziś naprawdę nie miałem na nic czasu. Zaraz się do tego wezmę, jeśli chcesz… Ale, co ty robisz?
– Biorę twój płaszcz i kurtkę Dylana. Już się obudził. Chyba trzeba go przewinąć. Zabieram was na kolację. – Jej głos brzmiał stanowczo. Flynn nie powinien dziś pracować. Opiekunka odeszła. Zaległości piętrzą się pod sufit, a na dodatek jest niewyspany… Ktoś musi z tym wszystkim zrobić porządek.
– Molly, przecież nie możemy zabrać nigdzie Dylana na kolację. Wiesz, jak się zachowuje.
– Tak, ale ja znam odpowiednie miejsce. Nie trać energii na kłótnie ze mną, bo i tak przegrasz. Wszyscy jesteśmy głodni. Poza tym musisz ułożyć sobie jakiś plan działania teraz, gdy Gretchen odeszła. Nikt tak dobrze nie organizuje pracy jak ja.
Wreszcie. Na jego zatroskanej twarzy pojawił się uśmiech. Zabrała się do budzenia Dylana i zamykania biura. Zaczęła ponaglać Flynna, by szli do samochodu.
Flynn wspomniał o telefonie od Virginii i zaraz zmienił temat. Od chwili gdy pojawił się Dylan, Flynn szukał pomocy tylko u jednej osoby, u niej. Molly uważała to za dobry znak, za dowód zaufania, ale jednocześnie bała się, że to nie potrwa długo. Flynn był twardy. Gdy tylko zrozumie, jak bardzo kocha swoje dziecko, nie będzie już jej potrzebował. Fakt, że nie chciał z nią rozmawiać na temat Virginii, wskazywał na to, że już zaczynają oddalać się od siebie.
Traciła człowieka, którego kochała. I zupełnie nie wiedziała, co ma robić. Teraz chciała tylko pozbyć się tych przykrych, przytłaczających ją obaw. Musiała nakarmić swoich dwóch mężczyzn. Przynajmniej w tym wypadku wiedziała, jak ma postąpić.
Flynn prowadził, a Molly wskazywała mu drogę. Uśmiechnął się, gdy zobaczył złociste łuki.
– Wiesz co, tutaj chyba nam się powiedzie – stwierdził.
Parę minut później wszystko zaczęło układać się lepiej ku zadowoleniu Molly. Flynn odprężył się nieco. Miejsce było idealne. Mnóstwo nastolatków, rodzice z dziećmi zbyt małymi, by mogły jeść w zwykłej restauracji.
Ich pociecha była chyba najgłośniejszym i najbardziej psotnym brzdącem na sali. Molly uważała, że pozostałym dzieciom brakuje charakteru, ale wynikało to chyba z jej zaślepienia. Było już za późno na udawanie, że nie pokochała malca równie mocno, jak jego ojca.
Popatrzyła na Flynna. Pochłaniał kolację, jakby od tygodnia nic nie jadł. Dylan dostał swoją butelkę, ale pełnym głosem zaczął się domagać potraw, które jedli dorośli. Flynn przez dobre pięć minut tłumaczył mu, jaki wpływ mają posiłki na inteligencję człowieka… aż wreszcie Molly nie wytrzymała.
– Dość tego. Zabiorę ci jutro wszystkie książki o wychowywaniu dzieci. Jedna frytka z pewnością nie zaważy na jego przyszłym życiu. Albo ty mu ją dasz, albo ja to zrobię.
– Myślisz, że przesadzam?
– A nie?
Flynn pospiesznie podał jedną frytkę Dylanowi, ale patrzył tylko na Molly.
– Nawet jeśli tak jest, to przynajmniej masz powód do śmiechu. – Flynn bezbłędnie wyczuł nastrój Molly.
Ale patrząc na reakcję Dylana na frytkę, oboje zaczęli się śmiać. Smakowała mu. Zachwycał się nią, rozkoszował.
Określenie „grzeczny jak aniołek" rzadko pasowało do tego malca, ale tym razem posiłek był wyjątkowo spokojny. Na nieszczęście plac zabaw znajdował się we wnętrzu restauracji. Dzieciaki oblegały go, bawiąc się na drabinkach i zjeżdżalniach. Dylan zaczął kiwać się na foteliku i wykonywać ponaglające ruchy rączkami. Nie można było nie zauważyć, że chciał pobawić się z dziećmi.
– Jesteś na to za mały – skwitował jego reakcję Flynn. Po raz pierwszy od chwili, gdy znaleźli się w restauracji,
Dylan wydał z siebie wrzask. Ludzie zaczęli patrzeć na nich. Flynn westchnął.
– Mam pozwolić mu znowu ze mną wygrać? – zapytał Molly.
– A czy masz inne wyjście? Siedź i odpoczywaj, ja z nim pójdę.
W końcu poszli oboje, nawet nie zdając sobie sprawy z tego, że za szczelnymi, oszklonymi drzwiami panuje piekło. Dzieci biegały we wszystkie strony, krzycząc i piszcząc. To było odpowiednie miejsce dla Dylana. Flynn, podtrzymując go ostrożnie, pozwolił mu zjechać na zjeżdżalni i pomógł wdrapać się na drabinki.
Zaskoczył kompletnie Molly, bo nawiązał do telefonu Virginii i powtórzył jej w skrócie całą rozmowę.
– Co pomyślałeś, gdy odłożyła tak po prostu słuchawkę?
– Chcesz usłyszeć prawdę? Żałowałem, że ją w ogóle poznałem i żałowałem, że ty wiesz o moim z nią związku. – Jego niebieskie oczy pełne były miłości, ale tylko przez chwilę. Musiał pilnować Dylana. Molly podniosła jakiegoś malucha, który upadł, zderzywszy się z nią.
– Gdybyś nie był z nią, nie miałbyś syna, Flynn.
– Tak. Ja też doszedłem do tego wniosku. To brzmi dziwnie w moich ustach, bo wiesz, że nigdy nie chciałem być ojcem. Ale ktoś musi kochać to dziecko. I myśleć poważnie o jego przyszłości. – W biurze otwarcie mówiono o tym, jak bardzo Flynn jest przywiązany do chłopca, tylko on wydawał się tego nie zauważać. Ale zawsze był ślepy jak kret, gdy chodziło o niego samego. – Muszę wierzyć, że Virginia zadzwoni jeszcze raz. Że zmieni zdanie i będzie chciała zobaczyć Dylana.
– Miejmy nadzieję.
– Nie uwierzę, że jest całkiem pozbawiona uczuć macierzyńskich. Może teraz jest jej z tym dobrze. Cieszy się, że obdarowała mnie tym ciężarem. Niestety, mam dziecko, ale tylko tak długo, jak ona będzie tego chciała.
Tego właśnie bała się Molly. Ze względu na siebie i na Flynna.
– Myślałeś o wniesieniu sprawy do sądu? Żebyś mógł być opiekunem dziecka?
– Zastanawiałem się nad tym. Ale nie jestem pewien, czy powinienem ponaglać Virginię. Dzwoniła dwukrotnie i za każdym razem odmawiała mi podania swojego adresu czy telefonu. Jakby tak trudno było ją znaleźć, dysponując nazwiskiem i numerem ubezpieczenia. Ponaglanie jej może być niebezpieczne. Mój adwokat powiedział mi, że fakt, iż opuściła dziecko, może być dla mnie kartą atutową, ale przecież to nie jest poker. Sądy zazwyczaj powierzają dzieci matkom. Ona może podać kłopoty finansowe jako powód swego postępowania. A ja przecież nie jestem rycerzem bez skazy. Więc mogę przegrać w sądzie, jeśli będę na nią naciskał. Oj, Molly, naprawdę nie wiem, co mam robić…
Читать дальше