Flynn nie poruszył się, gdy po chwili pochyliła się. Pewnie myślał, że zamierza wstać. Z pewnością nie spodziewał się, że odwróci się ku niemu i siądzie mu na kolanach. Patrzył na nią szeroko otwartymi oczami, gdy dotknęła wargami jego ust.
Molly była pewna, że obwarowała swoje życie około czterema tysiącami zakazów. Nie lubiła tracić panowania nad sobą. Miała wrażenie, że jej zakazy zabezpieczają ją przed impulsywnym popełnianiem błędów… ale teraz wsunęła palce we włosy Flynna i napawała się dotykiem jego warg. Smakowały jak zakazany owoc, jak coś, czego starannie unikała przez całe życie. Ale za ten smak gotowa była oddać wszystko i widocznie Flynn czuł to samo, bo z jego ust wydarł się jęk.
– Mol… co ty robisz?
Przecież był dorosły. Powinien wiedzieć. Przytuliła się do niego i znowu go pocałowała. Dopiero teraz poczuła, że jej serce zwolniło swój szalony rytm, i zdecydowała, że nie będzie się tym przejmować.
Miała już dość udawania, że go nie kocha. I wtedy zaczął ją całować.
Robił to już przedtem, ale nie tak. Może wcześniej też jej pragnął, ale teraz było inaczej. Chwyciła odrobinę powietrza i znowu zatraciła się w pocałunku, a jej palce zaczęły rozpinać guziki koszuli Flynna.
– Mol… – jego głos brzmiał ochryple.
– Hm?
– Chyba nie chcesz tego?
– Chcę.
– Nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę, do czego mnie zachęcasz?
– Wierz mi, że wiem.
Zamilkł, bo zaczęła ściągać z niego koszulę. Zaczęła go całować. Dokładnie, jak to księgowa.
– Mol, jeśli liczysz na to, że ci odmówię, mylisz się. A może masz nadzieję, że będę taki szlachetny i cofnę się w ostatniej chwili… To się nie zdarzy. I…
Nie wiedziała, jak ma mu o tym powiedzieć. Zdobyła się więc na prawdę.
– Ja ciebie pragnę, Flynn.
Nie wiedziała, że wyrzekła właśnie te magiczne słowa, bo zmieniły one wszystko. Flynn jednym ruchem podniósł ją z kanapy i ruszył w stronę sypialni. Zaczęli wchodzić po schodach, całując się bez przerwy. To była dość niebezpieczna podróż. Zataczali się to na barierkę, to na ścianę.
Flynn łokciem otworzył drzwi. Uderzyły o ścianę. Nogą zamknął je za nimi. W pokoju panowała ciemność. Widać było tylko zarys mebli. Z otwartego okna płynęło zimne powietrze. Sprężyny łóżka skrzypnęły, gdy położył Molly na nim. Jej zmysły wyostrzyły się – czuła miękki dotyk koca, gładkie, zimne prześcieradło i poduszki. Ale najwyraźniej odczuwała bliskość Flynna. Jego zapach. Dotyk męskiego ciała. Poczuła na ustach jego wargi i nie czuła już nic poza pocałunkiem, który pozbawił ją oddechu. Flynn odsłaniał jej ciało powoli i pieścił centymetr po centymetrze, wywołując w Molly pragnienie, które jednocześnie przerażało ją i zachwycało.
– Flynn, ty się jeszcze nie rozebrałeś – jęknęła.
– Uważasz, że tak powinno to się stać? Szybko? Pospiesznie?
– Tak bardzo ciebie pragnę.
– Nic z tego – szepnął, ale zabrzmiało to jak obietnica.
Nie miała pojęcia, co Flynn jej obiecuje. Nie wiedziała, czego może oczekiwać. Myślała tylko o jednym: żeby się z nim kochać. Przez cały dzień narastało w niej napięcie. Patrzyła, jak mama i siostra osądzają go, porównując do ojca. W którymś momencie nagle zrozumiała, że Flynn nigdy nie spodziewał się akceptacji i nie oczekiwał wsparcia ze strony swojej rodziny, co w jej przypadku było po prostu oczywiste. A poza tym chyba nie lubił samego siebie.
Nie może zmienić jego życia. Nie wynagrodzi mu niczego, a to, że się prześpią ze sobą, również niczego nie rozwiąże. Ale nic ją to nie obchodziło. Musiała mu pokazać, że jej na nim zależy. Tak podpowiadało jej serce i nie było dla niej ważne, co ryzykuje. Po prostu nie będzie się zastanawiać. Wiele razy została już zraniona, ale była przekonana, że teraz będzie inaczej.
Flynn musi poczuć, że jest kochany. Przekona go, że i tak jest wartościowym człowiekiem, i nic jej w tym nie przeszkodzi.
Pieszczoty Flynna sprawiły, że nie była w stanie myśleć. Miała wrażenie, że w jej mózgu pojawiają się błyskawice, jak sygnały ostrzegawcze. Wiedziała, że Flynn jej pragnie równie mocno jak ona jego. Nagle zamarła. Czy naprawdę zna Flynna? Potrafi być takim egoistą, brak mu wrażliwości. Znała dobrze jego wady. Te, o które oskarżali go najbliżsi – związek z kobietą pokroju Virginii, lekceważenie jego skutków.
Ale Flynn, który teraz ją pieścił, był inny niż ten sprzed kilku tygodni. Na jej oczach rodził się nowy człowiek, który wzbudzał jej szacunek. A w sytuacji, w jakiej się znaleźli, był najbardziej czułym mężczyzną, jakiego kiedykolwiek spotkała. Jego pieszczoty były delikatne, ale pełne wewnętrznej pasji.
– Mol… jesteś taka piękna, niewyobrażalnie piękna – szeptał ochrypłym głosem.
Oplotła go nogami. Czuła go w sobie. Poraziła ją jego miłość. Wielbił ją każdym dotykiem, każdym pocałunkiem. Była pewna, że bardzo ją kocha. Czuła się tak, jakby odnalazła wreszcie brakującą część swojej duszy.
Szeptał jej do ucha słowa podziwu, nalegał, by poszła z nim, poddała mu się. Czuła, że dłużej już tego nie wytrzyma. Zaczęła wołać jego imię.
I w ciemności usłyszała jego głos.
– Mol, nigdy… nigdy nie będę kochał nikogo tak jak kocham ciebie.
Kiedy Flynn obudził się, był sam. Serce biło mu mocno, bo śniło mu się, że Molly odeszła.
Nie było jej. Pokój wydawał mu się taki pusty. Sam już nie wiedział, czy wczorajszy wieczór był jawą, czy snem.
Powoli jego pamięć budziła się. Obraz nabierał wyrazistości. Był otulony kocem – tylko Molly mogła to zrobić, bo on zwykle spał bez przykrycia. Wszędzie leżały ich ubrania. A więc Molly musiała gdzieś być w pobliżu. Panująca cisza przypomniała mu o źródle ustawicznego hałasu. Dylan!
Mały terrorysta zwykle budził się przed świtem i wrzeszczał tak długo, aż Flynn przybiegł do niego. Gdy malec postanowił, że czas zacząć dzień, wszyscy musieli robić to samo. Ten potwór nie miał litości dla nikogo, kto chciałby pospać chociażby do szóstej.
Nie słyszał ani Dylana, ani Molly. Wyskoczył pospiesznie z łóżka, chwycił szlafrok i pobiegł do dziecinnego pokoju. W natłoku zabawek trudno było coś dostrzec, ale łóżeczko było puste. Ani śladu Dylana.
Znalazł ich oboje w kuchni. Na widok Molly zamarł. Zapragnął, by zawsze tutaj była. A potem przypomniał sobie wszystko, co robili poprzedniej nocy.
– Dzień dobry, śpiochu. Dylan, popatrz na kotka.
– Tata! – Dylan uwięziony w swoim krzesełku ujrzał Flynna stojącego w progu i wyciągnął do niego obie rączki, z rozmachem rozrzucając jajecznicę. Flynn pochylił się, by go pocałować.
Ale przez cały czas miał przed oczami długie nogi Molly. Na śniadanie była jajecznica, owoce i grzanki. Molly właśnie nalewała sok. Ubrana była w jego koszulę, sięgającą do połowy ud. Miała potargane włosy, umytą twarz, na szyi zadrapania od jego zarostu i podkrążone oczy – ślad po przeżyciach ostatniej nocy.
– Widzę, że zaczęliście śniadanie beze mnie – rzekł z uśmiechem.
– Ten tutaj facet nie grzeszy zbytnią cierpliwością z samego rana. Chyba jest w tym podobny do tatusia.
Flynn myślał o tym, jak pięknie Molly wygląda i jak dobrze byłoby oglądać podobny obrazek w przyszłości. Mol. Jego żona. Schodząca rano do kuchni w jego koszuli. Wyrzuciłby wszystkie jej ubrania, by przez najbliższe czterdzieści lat musiała chodzić tylko w jego koszulach. Czuł ściskanie w gardle… bo przecież nie wiedział, co Molly myśli o ich wspólnej przyszłości. Znał tylko swoje pragnienia.
Читать дальше