– Ale nam dał popalić – skomentował swoją porażkę Terje. – Chodź, bracie, nie mamy tu nic więcej do zrobienia.
– Kari, a ty? – spytał Grim.
– Zaraz przyjdę, muszę jeszcze chwilkę pomyśleć – odpowiedziałam. – Coś mi się przypomniało.
Jeden po drugim przyjaciele opuszczali pomieszczenie. Tor zszedł na dół razem ze wszystkimi, spieszył się do szpitala na dyżur. Lensmann opuścił gabinet, a za nim podążał przygaszony Andreas Olsen. Po chwili wokół zapanowała głęboka cisza.
Zostałam zupełnie sama. Zaczęłam się zastanawiać nad wydarzeniami poprzedniego wieczoru. W mojej głowie zaczynała rodzić się nowa wersja wydarzeń. Śmierć Oskara przyszła tak niespodziewanie, jakby zbrodnię popełniono w afekcie. Dlaczego Oskar mówił o szantażu? Co miał na myśli? Może właśnie wtedy zrozumiał, kto jest zabójcą, a zabójca zorientował się, że Oskar wie… Prawdopodobnie Oskar zdemaskował mordercę, a potem próbował go szantażować… Ale jak to się stało, że Oskar odkrył tę tajemnicę? Zaczęłam sobie przypominać, o czym mówiliśmy ostatniego wieczoru. O co pytał nas Oskar? O Jokastę… Czyżby ona miała posłużyć za wskazówkę i doprowadzić do wyjaśnienia sprawy? Raczej nie. Potem padło pytanie o syna nordyckiego boga, Fjørnjota. Zaraz, zaraz! Właśnie wtedy Oskar wyszedł do biblioteki, a gdy wrócił, wydawał się zupełnie zmieniony.
Wstałam i także skierowałam się do biblioteki. Cóż takiego odkrył Oskar wśród nadszarpniętych zębem czasu regałów? Rozejrzałam się dookoła i… nic. W takim razie powinnam chyba zajrzeć do encyklopedii Może tam znajdę odpowiedź.
Po kilku minutach natknęłam się na leksykon i wybrałam tom z hasłami zaczynających się na literę „F”. For… Forn… jest! „Fjørnjot, gigantycznych rozmiarów potwór w mitologii nordyckiej, ojciec…”
Na miłość boską, to niemożliwe!
Wielkie tomisko wysunęło mi się z rąk i z ciężkim łoskotem spadło na podłogę. Z przerażenia zamarłam i aby nie upaść, musiałam podtrzymać się ściany. Z trudem łapałam oddech. Słowa, które przeczytałam, wirowały z zaskakującą prędkością w mojej głowie.
W ułamku sekundy wszystko stało się dla mnie jasne. Odkryłam, kim jest morderca, odkryłam, co miała na myśli Grethe, pisząc list. Zrozumiałam, kto miał najlepszą okazję, by podłożyć mi kapsułkę z trucizną, kto wiedział, że Oskar będzie sam w domu, wreszcie dlaczego Oskar musiał umrzeć.
Ja i Oskar byliśmy jedynymi osobami, którym nie wolno było dotrzeć do tego właśnie tomu encyklopedii. Dla pozostałych informacja o synach Fjørnjota nie miałaby żadnego znaczenia. Tylko my byliśmy w stanie zdemaskować dzięki niej zabójcę. I to właśnie my natknęliśmy się na ów pechowy fragment.
Swoje odkrycie Oskar przypłacił życiem.
Teraz nadeszła pora na mnie.
W chwili gdy usłyszałam za sobą skradające się kroki, instynktownie skuliłam się i zakryłam głowę ramieniem. Dzięki temu cios chybił, trafiając w mój łokieć. Poczułam przejmujący ból i zaraz potem paraliż całej ręki. Odwróciłam się w stronę napastnika, a jednocześnie powoli cofałam się, by tylko znaleźć się jak najdalej od niego.
– Nie – powtarzałam bezwiednie, jakbym miała jakikolwiek wpływ na dalszy rozwój wydarzeń. – Nie! Nie ty! Dlaczego? Przecież nie jesteś taki!
– Może i nie. Ale czasami sytuacja zmusza człowieka do zupełnie nieoczekiwanych reakcji.
To było gorsze, niż myślałam, i wciąż nie mogłam uwierzyć, że to jawa, a nie koszmarny sen. Nawet wówczas, gdy patrzyłam na jego dłonie unoszące się do mojego gardła, nie wierzyłam. Stałam jak zahipnotyzowane zwierzę, bezradne w obliczu zbliżającego się niebezpieczeństwa.
Dłonie mordercy były coraz bliżej i bliżej, a ja wiedziałam, że nie ma dla mnie ratunku.
Gdy długie palce musnęły moją brodę, oprzytomniałam, wrzasnęłam na całe gardło i zatopiłam zęby w jego kciuku. Zawył z bólu i na moment przyciągnął do siebie okaleczoną dłoń. Ten krótki ułamek sekundy wystarczył, żebym znalazła się przy oknie. W mgnieniu oka otworzyłam je na oścież, napastnik jednak dopadł mnie i chwycił wpół. Zaczęłam mu się wyrywać z całych sił, a przy tym gryzłam, kopałam, drapałam, szarpałam za włosy. Wyswobodziłam jedną nogę i jakimś cudem podstawiłam mu ją tak, że przewrócił się, uderzając tyłem głowy w regał z książkami. Po chwili jednak zdołał się podnieść i zrobił kilka kroków w moją stronę. Zobaczyłam, ile w jego oczach było nienawiści. Nie namyślając się dłużej, wyskoczyłam przez okno.
Wylądowałam na grządkach Lilly Moe i zaraz poczułam piekący ból w kostce, ale na szczęście nic poważniejszego mi się nie stało. Z krzykiem puściłam się pędem przed siebie. Najpierw pobiegłam kamiennymi schodkami w dół, potem musiałam przebiec przez pole. Chciałam jak najszybciej dotrzeć do ruchliwej części miasteczka i ta droga wydawała mi się najkrótsza. Wiedziałam, że to jedyna szansa, by ujść z życiem.
Usłyszałam głuche uderzenie; znak, że na grządce wdowy wylądował również mój prześladowca.
Pod stopami miałam nierówne, porośnięte kępkami trawy stopnie, ułożone z nieregularnych kamiennych głazów. Musiałam bardzo uważać, żeby nie skręcić nogi. Wiedziałam, że mój napastnik ma podobne kłopoty.
Przecisnęłam się przez gęsty, kłujący żywopłot, który otaczał przydomowy ogród państwa Moe, i znalazłam się na otwartej przestrzeni. Tu nie miałam się już gdzie skryć, pozostawała mi jedynie ucieczka. Kątem oka dostrzegłam stojący niedaleko traktor Grima.
Z minuty na minutę opuszczały mnie siły. W płucach zaczynało mi brakować powietrza, w głowie huczało, a serce waliło jak młot. Mimo to wiedziałam, że nie mogę się zatrzymać nawet na moment, bo wtedy nie będę w stanie biec dalej.
Obejrzałam się za siebie i, ku mojemu wielkiemu zdziwieniu, nikogo nie zauważyłam. Czyżby mój prześladowca dał za wygraną?
Nagle oblał mnie zimny pot, za plecami usłyszałam turkot silnika.
Traktor!
Boże, Boże, co ze mną będzie? Dlaczego byłam taka głupia i wybrałam ucieczkę przez pole? Powinnam była raczej kierować się w stronę osiedla drogą, choć to było trochę dalej. Na szosie może szybciej ktoś by mi pomógł. Ale teraz było już za późno. Powoli zaczynałam wpadać w panikę i traciłam resztki zimnej krwi.
A gdyby tak… Nagle zdałam sobie sprawę, że traktor z doczepioną koparką nie osiągnie zbyt dużej prędkości, a więc moja szansa na ratunek rośnie. Może mi się uda, może sobie poradzę?
Mimo to wciąż miałam wrażenie, że huk silnika dochodzi z niewielkiej odległości. Odwróciłam się w biegu i wówczas serce podskoczyło mi do gardła.
Koparka nie była podłączona, stała spokojnie niedaleko zagrody Grima. W moim kierunku nieubłagalnie sunął sam traktor. Chociaż nie sam – mniej więcej na wysokości mojej talii miał zamontowaną szeroką, tępo zakończoną szuflę.
Dzieliło mnie od niej najwyżej dziesięć metrów.
Nie wiedziałam, co robić. Na pewno nie zdążę dobiec do lasu. Nie mogłam rzucić się w głąb piaskowni, gdyż wtedy skazałabym się na śmierć pod zwałami piachu.
Nagle odkryłam jeszcze jedno rozwiązanie. Nie namyślając się, błyskawicznie zawróciłam, minęłam warczącą maszynę, po czym popędziłam z powrotem w stronę domu kapitana Moe.
Usłyszałam, że traktor zatrzymał się, a następnie prawdopodobnie także nawrócił. W tej samej chwili spostrzegłam też, że w moją stronę ktoś biegnie.
– Nie, nie idź tam! On cię zabije! To szaleniec! – wrzasnęłam.
Читать дальше