– To nieprawda. – Spiorunowała go wzrokiem, zerkając ponad ramieniem. – Jestem wściekła i upokorzona, ale już byłam zraniona i cierpiałabym przez resztę życia z powodu kogoś, kto nawet nie istnieje.
– Ale ja istnieję. Może nie jestem Guyem, ale przed twoim przybyciem siedziałem w pułapce. Uwięziony w samym sobie. Pomogłaś mi się uwolnić. Nie zamierzam wracać do swojego starego życia, nawet jeśli wrócę do LA. Czas, żebym przestał się chować, ale nie zamierzam być taki, jaki byłem przed przyjazdem tutaj. Nie proszę o wybaczenie za to, że tak cię zraniłem, ale proszę, żebyś także nie wracała do swego dawnego „ja". To, co nas połączyło, zmieniło nas oboje. Więc proszę cię tylko, abyś zdobyła się na odwagę i pozostała kobietą, którą byłaś przy mnie.
Odwróciła wzrok i stała przez dłuższą chwilę, nim pokręciła głową. Nie bardzo wiedział, czy odrzuca jego słowa, czy mówi mu nie.
– Muszę się spakować.
Zostawiła go samego w zalanej słońcem kuchni. Więc koniec końców to on poniósł klęskę. Tym razem, gdy ból narastał w jego piersi, pozwolił mu przyjść, wypełnić się. W końcu Byron schował twarz w dłoniach i zapłakał.
Rozdział 17
Jeśli nie podoba ci się rzeczywistość, w której żyjesz, poszukaj sposobu, żeby ją zmienić.
Jak wieść idealne życie
Amy obudziła się w swoim łóżku w domu. Przez moment to było jak sen, który miała po tym, gdy pierwszy raz kochała się z Guyem: nigdy nie wyjechała i nic z jej wyjazdu nie wydarzyło się naprawdę. A potem napłynęły gwałtowną falą wspomnienia, a wraz z nimi ponownie żałoba.
Rzeczywistość i sen zamieniły się miejscami i sen okazał się prawdą. Czas spędzony na St. Barts stał się iluzją. Nie było Guya. Był tylko obcy mężczyzna imieniem Byron.
Niechętnie wstała, żeby wziąć się do rozpakowywania rzeczy – nie tych z St. Barts. Zostawiła wszystko, nie zabrała nic oprócz ubrania, które miała na sobie w samolocie. Za to przysłano jej bagaże zostawione na statku. Przeglądanie tych rzeczy było surrealistycznym przeżyciem. Ubrania, które Christine pomogła jej kupić przed wyjazdem, wtedy wydawały się całkiem ładne. Teraz wyglądały workowato i niemodnie.
Czy naprawdę chciała wrócić do takich strojów?
Z drugiej strony czy miała serce albo siły, żeby pójść na zakupy i kupić nowe ubrania? Takie jak te, które wybrał jej Lance?
Jego głos odezwał się echem w jej umyśle. Zdobądź się na odwagę i pozostań kobietą, którą byłaś przy mnie.
Wspomnienie znowu przywołało łzy, które ją rozgniewały. Musiała przestać płakać. Prawie słyszała swoją matkę: Płacz nie pomaga. Niczego nie zmienia.
Nie płacz. Nie narzekaj. Bądź odważna. Bądź silna. Przetrwaj, przetrwaj, przetrwaj.
Zwykle te słowa dodawały jej sił, ale tym razem tylko powiększyły ból. W akcie nieposłuszeństwa usiadła na podłodze obok walizki pełnej workowatych ciuchów i ryczała tak mocno i długo, że aż zrobiło jej się niedobrze. Płakała z własnego powodu. Z powodu matki. Z powodu utraty dziadka. A przede wszystkim z powodu utraty Guya. Ryczała tak długo, aż nic w niej nie zostało. Aż poczuła się całkiem pusta.
Wypłukana z wszelkich uczuć, rozejrzała się po swoim radosnym, maleńkim mieszkaniu i pomyślała: „Co ja tu robię?".
Ta myśl wstrząsnęła nią. Dziwne pytanie. Przecież tu mieszkała. Tu było jej miejsce. Przez cały czas wiedziała, że tu wróci, żeby zaopiekować się Meme, czym powinna się przede wszystkim zająć. Przyjechała wczoraj wieczorem tak późno, że nie miała okazji nawet sprawdzić, jak się miewa babcia.
Na myśl o spotkaniu się z Meme uciekała z niej resztka energii, którą jakoś w sobie wskrzesiła. Mimo to wstała i mechanicznie się ubrała. Ponieważ ubrania z rejsu trzeba było uprać, włożyła stary czerwony T-shirt i dżinsową sukienkę na szelkach – obie rzeczy kilka rozmiarów za duże. Spojrzenie w lustro potwierdziło, że strach na wróble zwany Amy powrócił.
Nie chciała o tym myśleć. Wyszła z powozowni i ruszyła ścieżką przez ogród do głównego domu. W nocy przeszła burza, pełna błyskawic i grozy typowej dla wiosennej burzy w Teksasie. Jednak tego ranka żadna chmurka nie szpeciła nieba. Ogród błyszczał wilgocią, a w powietrzu wisiała złota mgiełka.
Minęła klomby, które wyglądały na wyjątkowo zadbane. Zastanawiała się, czy Elda wzięła na siebie i ten obowiązek. Będzie musiała jej później podziękować, kiedy spotka ją się i omówią wszystko, co wydarzyło się podczas nieobecności Amy.
Ptaki kłóciły się i gawędziły na wielkim dębie, który ocieniał główny trawnik. Kiedy Amy weszła na tylną werandę, zauważyła, że burza zostawiła stosy liści w kilku miejscach przy meblach z białej wikliny. Będzie musiała tu przyjść z miotłą, nim wróci do powozowni, żeby zacząć pierwszy dzień pracy po powrocie.
– Meme? – zawołała, gdy weszła przez przesuwane szklane drzwi. Zapach zaatakował ją tysiącem wspomnień. Dom dziadków zawsze pachniał tak samo: pieczonym ciastem, cytrynową pastą do mebli i różami. Zobaczyła wazon ze świeżo ściętymi kwiatami na stoliku z wiśniowego drewna w tylnym salonie.
– Amy?
Najpierw rozległ się brzęk i grzechot chodzika babci, a potem w drzwiach do kuchni pojawiła się Meme, ubrana w bladoniebieski kostium. Uśmiech rozświetlił pomarszczoną twarz zwieńczoną siwym, wysokim kokiem.
– Tak się cieszę, że jesteś w domu!
Amy podbiegła i przytuliła niezgrabnie babcię, z chodzikiem między nimi. Zamknęła oczy i skupiła się na znajomym dotyku drobnego, słabego ciała Meme i zapachu perfumowanego talku.
– Dobrze cię wiedzieć. – Amy wyprostowała się, żeby przyjrzeć się babci, upewnić, że Meme żyje i ma się dobrze.
Babcia wyglądała nieźle i miała nieco zaróżowione policzki. Ta sama nieskazitelna cera i piękne rysy, które przekazała dzieciom i wnukom.
– Dlaczego używasz chodzika? Dobrze sobie radziłaś bez niego przed moim wyjazdem.
– Och, biodro znowu mnie boli – westchnęła Meme.
– Chodź, usiądź.
– Nie, nie, właśnie robię ciasto.
Meme odwróciła się i pokuśtykała do kuchni.
– Ciasto?
Amy ruszyła za nią do lśniącego, białego pomieszczenia z koronkowymi firankami i sprzętem kuchennym pamiętającym lata pięćdziesiąte.
– Chciałam przygotować coś specjalnego z okazji twojego powrotu.
– Nie trzeba.
Czy Meme znowu zapomniała, że Amy jest na diecie i nie je słodyczy?
– Wiesz, że to dla mnie przyjemność.
Meme męczyła się, żeby jedną ręką trzymając się chodzika, drugą wziąć szpatułkę. Czekoladowe ciasto wypełniało żeliwny mikser, który stal na blacie wyłożonym białymi kafelkami. Powykręcana artretyzmem dłoń Meme trzęsła się, gdy kobieta zdrapywała ciasto z brzegów miski.
– Obawiam się, że przeceniłam swoje siły.
– Daj, ja to zrobię. Ty siadaj. – Amy pomogła babci usiąść na krześle przy stole śniadaniowym.
Meme złapała ją za rękę i uścisnęła mocno, sadowiąc się.
– Tak się cieszę, że wróciłaś do domu cała i zdrowa. Jaka przerażająca była cała ta sprawa.
– Właściwie nie było tak źle – odparła Amy i pomyślała, że pomijając zakończenie historii, było cudownie. Najcudowniejszy okres w jej życiu. – Chcesz, żebym ci opowiedziała o St. Barts?
– Tutaj panował pełen chaos – oznajmiła Meme i zaczęła wymieniać wszystko, co wydarzyło się podczas nieobecności wnuczki.
Amy słuchała, przelewając ciasto do dwóch okrągłych foremek i wkładając je do piekarnika. Właściwie była wdzięczna, że babcia nie zapytała jej o wycieczkę, ale litania ciężarów, jakie musiała znosić babcia, wydawała się nie mieć końca.
Читать дальше