28 maja 2002
Dziś jestem taka szczęśliwa, szczęśliwa jak jeszcze nigdy dotąd! Wreszcie zapomniałam na dobre o Francescu, wymazałam go, zdematerializował się, rozpłynął na zawsze…
Wcale mnie to nie dziwi, koleś był totalnym leszczem…
Bo wczoraj doszło do najbardziej niesamowitej rzeczy w całym moim życiu. Byłam na imprezie u Roberty Micchi, jest starsza od nas, zadziera nosa na maksa, chyba najbardziej wśród ludzi z piątego roku. Udało mi się wcisnąć razem z jeszcze dwiema innymi przyjaciółkami (Ele i Simo), było czadersko i super się bawiłyśmy, kiedy nagle pojawili się oni… zjawili się nieproszeni, Budokani, zbuntowani i gniewni.
O rany, wierzyć mi się nie chce, to o nas? Ale kiedy to było? O jaką imprezę chodzi? Czytam dalej, w pośpiechu.
Odkryłam, że tak się nazywają, kiedy rzucali tortem urodzinowym i trafili prosto w Gi (krętacza, który startuje do Ele) i to w samą twarz!!! Ale mają oko. Zrobili straszną zadymę. Według mnie zwinęli też mnóstwo rzeczy. Ale skutek jest taki, że kompletnie straciłam głowę. Straciłam głowę dla niego. Wpadł na mnie tuż przy wejściu. Ale od razu mnie przeprosił, a nawet złapał w locie, tak żebym nie upadła, i przytrzymał mnie w swoich objęciach… O rany! Nasze twarze znalazły się w odległości jednego milimetra od siebie, a ja kompletnie straciłam dla niego głowę. Kto wie, czy się domyślił? Dowiedziałam się
Czyli że jednak się poznaliśmy! Spotkaliśmy się. A właściwie, zderzyliśmy się… Ale co to wszystko w ogóle znaczy? Cholera, wyobrażasz sobie coś podobnego, na tej samej imprezie, na której poznałem Babi, na której zarzuciłem ją sobie na plecy i razem wzięliśmy prysznic, na tej samej imprezie była też Gin? Wpadliśmy na siebie… nie pamiętam jej. Ale może to nic było akurat wtedy… Zabieram się do czytania, szybko przerzucam kolejne kartki w poszukiwaniu innych chwil, innych wspomnień, innych prawd. Jestem jak w transie, zaskoczony, wrobiony. Przelatuję błyskawicznie kartki pamiętnika. Wzrokiem omiatam poszczególne wersy… Tęczówki latają mi to w prawo, to w lewo. O, mam.
Widziałam go! Jest wpół do trzeciej w nocy, a ja nie jestem w stanie zmrużyć oka. Byłam, na Olimpice i on też, razem ze swoim przyjacielem, chyba nazywa się Pollo. Ścigali się na motorach i on wygrał! Zajebiście mi się podoba, ale widzę, że bardzo się spoufala z tą debilką z piątego roku, z Gervasi! Jasny gwint, Step, jeśli się z nią zwiążesz, to bardzo stracisz w moich oczach. Ta panna to debilka (chyba się powtarzam…), grzeczna i posłuszna córeczka rodziców! Tak w ogóle to nawet nie wiem, co tam robiła, na dodatek wystąpiła jako dziewczyna – Rumianek!!! Albo ty tak na nie działasz, Step, albo sama już nie wiem, co mam o tym myśleć. Musisz znać jakieś czarodziejskie sztuczki, nie mam pojęcia jakie, nie chciałabym przykwasić, ale nie da się ukryć, że tą swoją czarodziejską „różdżką" potrafisz nieźle narozrabiać!!! Była tam też ta paskudna raszpla Maddalena. Kto wie, czy prawdą jest to, co mówią, że coś was łączy. No, sama już nie wiem, co o tym wszystkim sądzić. Ej, czarodziejski książę! Liderze rankingu czy jak cię tam, do cholery, nazywają, prędzej czy później dotrze do ciebie, że ja też istnieję (na to liczę). Założyłam sobie nawet pasek z Rumiankiem!!! Przeszedłeś tuż obok mnie i nawet na mnie nie spojrzałeś… I co teraz? ZACZARUJ MNIE… Bo jak nie, to ja rzucę na ciebie urok. No, to się kładę.
Dosłownie mnie zatyka, ale czytam dalej. O, znów jakiś fragment, w którym o mnie mowa.
Czytam dalej. Przerzucam w pośpiechu dwie, trzy kartki…
Nie mogę w to uwierzyć! Są razem!!! Step, nienawidzę cię!!! Jakby tego było mało, ta laska Gervasi pobiła się z The Body! Z samą Maddą Federici! Więc to prawda, że coś was łączyło! Tej Babi też nieźle przygadała… I jeszcze jej dołożyła. Nie ma sprawiedliwości na tym świecie, kurwa mać… Ech, jak trzeba, to trzeba! Ale żeż, kurwa, Step, jak ty się mogłeś związać z kimś takim!!! Przysięgam, że przyjdzie dzień, kiedy będziesz mi się musiał z tego wytłumaczyć. Nie dociera do ciebie, że ta panna nie ma jaj?! Że dla niej jesteś tylko kosztowną zabawką? Jak już się tobą nacieszy, to rzuci cię do szafy, razem z wszystkimi poprzednimi zabawkami, którymi już się zdążyła znudzić! Czasami wy, faceci, jesteście tak żałośni, że szkoda gadać, przewidywalni aż- do bólu, nie widzicie, że w zasięgu ręki macie prawdziwy skarb (to ja!) i wyprawiacie się gdzieś hen daleko po jakieś tandetne błyskotki (to ona!!!). Ależ ona ma szczęście… strasznie jestem ciekawa, jak ona temu podoła. Kurczę, naprawdę strasznie chcę to zobaczyć!!!
I rzeczywiście tak robi. Przerzucam kartki i uświadamiam sobie, że nawet na chwilę nie spuściła mnie z oka. Strona po stronie. Gin… Zapisałaś wszystko. Zawsze przy mnie byłaś.
Wczoraj byłam we Fregene. Byłam u Mastina. Też się tam pojawił. O matko, wygląda obłędnie. Cały opalony, co tu dużo gadać, chciałabym mu to po prostu wykrzyczeć! Step, jesteś megazajebistym kolesiem!!! My biegaliśmy na wyścigi, gdy tymczasem ta niemrawa Gervasi siedziała sobie jakby nigdy nic i na dobrą sprawę nawet nie zauważyła, że w ogóle przyjechałeś! No, sam powiedz, czy widziałeś kiedyś cięższy przypadek?!
A on, zabójczo przystojny, posadził ją na motorze, zawiązał jej oczy, żeby zabrać ją ze sobą w nieznane… Takie romantyczne porwanie, jak marzenie… MOJE marzenie! O Boże… ukradli mi moje marzenie!!! Oddawajcie, to mooooooje!
Jest taka śmieszna. Cicha obserwatorka. Jakże mógłbym zapomnieć? To było wtedy, kiedy urwaliśmy się razem z Babi właśnie tam, do tego domu na skale, w Fenigli, marzenia, które się roztrzaskują o skalistą przeszłość. Nie chcę o tym myśleć… Chcę zobaczyć, co pisze dalej. Przeskakuję kolejne dwie strony.
Nie mogę w to uwierzyć! Nie chciałam uwierzyć!!! Ale to prawda. Zadzwoniła do mnie Ele, by mi o tym powiedzieć… Aż tam poszłam, żeby się przekonać na własne oczy. W takich wypadkach wolę nie zdawać się na innych. Jednak jest dokładnie tak, jak mówiła. Tam, na moście, coś pięknego!
JA I TY… TRZY METRY NAD NIEBEM! To znaczy, jeśli facet napisze ci coś takiego, to przecież w życiu go już nie zostawisz! Gervasi, cholera jasna, z ciebie to dopiero szczęściara!
I jeszcze, dalej…
Pojawili się razem na imprezie, też tam byłam, wierzyć się nie chce! Przebrali się za Toma i Jerry'ego. O Boże, czuję się fatalnie…
I dalej…
Umarł jego przyjaciel Pollo. Byłam razem z innymi w kościele. Tak bardzo chciałabym go przytulić. Modliłam się za niego, za jego miłość. Ale on w tej chwili potrzebuje przede wszystkim jej. Nie mnie.
I przerzucam kolejne strony, czytam fragmenty dotyczące mojego życia. Przyglądam się im za sprawą jej zapisków, jej barwnych obserwacji, podkreślonych przez nią zdań.
Rozstali się! Dowiedziałam się, że się rozstali. Powiedziała mi o tym Silvia (Służąca, ma taką ksywę, bo zawsze wie wszystko o wszystkich i żyje z tego, że może się ludziom przysłużyć!). To prawda! Przykro mi… wiem, że nie powinnam być aż taka szczęśliwa. Jakże ja się cieszę, do szaleństwa! Do szaleństwa! Step, ja chcę cię uszczęśliwić. Chcę, żebyś przy mnie poczuł się kochany… Proszę cię, daj mi tę szansę…
I jeszcze, dalej.
Jest Boże Narodzenie. Wyszłam i udałam się w stronę jego domu, to znaczy tam, gdzie teraz mieszka, u swojego brata. Widziałam, jak odjechał na motorze, a brat, Paolo, siedział mu za plecami. Paolo trzymał się go mocno, śmiali się z czegoś. To dobrze, tak się cieszę. Wygląda, że ma się lepiej. Jeśli naprawdę kogoś kochasz, to musisz chcieć, by tej osobie było dobrze, musi ci zależeć, aby była szczęśliwa. Nie wolno ci być egoistą… (O matko, robię się nie do wytrzymania…). W każdym razie widziałam, jak śmigał na motorze, na jednym kole, z bratem za plecami, który nic tylko wrzeszczał! Strasznie mnie to rozbawiło. Wróciłam do domu. Otworzyłam prezent od rodziców. Dostałam od nich obłędną pidżamę! Step, kiedy już mnie w niej zobaczysz, to aż obliżesz się z wrażenia! (Straszna ze mnie kwasiara!). Później się położyłam i przytuliłam do poduszki. Kretynka ze mnie? Zaczęłam ją całować, wyobrażając sobie, że to ty. Step. Zajebiście mi się podobasz! Zasnęłam i przyśniło mi się coś takiego… o czym sama bardzo marzę. Wcześniej czy później się spotkamy…
Читать дальше