– Devonie… – zaczęła, ale powstrzymało ją jego groźne spojrzenie.
Był świadom jej ciężkiego, głośnego chodu. On sam, chociaż o wiele cięższy, stąpał ostrożnie i lekko. Jeszcze raz zatrzymali się, by zjeść trochę jagód, ale gdy Linnet trzęsącymi się rękoma wciskała sobie do ust owoce, Deyon wciąż wyglądaj na bardzo czymś przejętego.
– Chodź – powiedział tak cicho, że ledwie go usłyszała.
Popatrzyła z żalem na nie zjedzone jagody. Spojrzała na plecy Devona, a potem świat zawirował wokół niej i poczuła się najpierw bardzo ciężka, potem lekka. Ugięły się pod nią kolana i upadła.
– Linnet! – Deyon chwycił ją w ramiona. – Linnet – powtórzył.
Zdziwiona otworzyła oczy. Usiłowała usiąść, ale przytrzymał ją zdecydowanie.
– Upadłam?
– Tak – odparł, krzywiąc się nieznacznie. – Chyba przeceniłem twoje siły. Widzisz tamte skały?
Uniosła głowę i przytaknęła.
– Dasz radę tam dojść?
– Oczywiście. – Spróbowała usiąść, ale znów przytrzymał ją, patrząc na nią gniewnie.
– Linnet! Mam już dość tego twojego „oczywiście”
– wypowiedział to, naśladując jej akcent. – Wciąż zapominam, że nie jesteś przyzwyczajona do takiego życia. Powinnaś mieć dość zdrowego rozsądku, żeby mi powiedzieć, że nie dajesz rady. A teraz już przestań być taka samodzielna. Doczołgamy się jakoś do tych skal, tam zbuduję jakieś schronienie.
– Ale co z tobą, Devonie? To ty jesteś ranny. – Dotknęła jego ramienia. – Przecież jesz tylko tyle co ja.
– Gdy się to skończy, zabiorę cię do mojego dziadka. Gdy miałem przejść inicjację, bardzo się bal, żeby domieszka krwi białych w moich żyłach nie sprawiła, że stanę się słaby. O mały włos nie postradałem życia. Ogień i Szalony Niedźwiedź są niczym w porównaniu z próbami, które staruszek dla mnie wymyślił.
– Ale to niemożliwe. Nie miałeś żadnych blizn!
Uśmiechnął się do niej.
– Miło wiedzieć, że się przyglądałaś.
Odwróciła wzrok.
– Ruszajmy już do tych skał.
– Powiedz, czy wszystkie angielskie dziewczyny są takie jak ty?
– Ależ nie. Obawiam się, że przynoszę wstyd swojej nacji. Gdyby mój ojciec dowiedział się o tym wszystkim, co zrobiłam od chwili, gdy cię poznałam, pewnie by się nie przyznał, że jestem jego córką.
Usiadła oparta o kamień i patrzyła, jak Deyon obrywa z drzewa gałęzie, by zrobić z nich dach.
– Lynna – powiedział miękko. – Opowiedz mi o swojej rodzinie. Po co opuszczaliście Anglię, skoro mieliście pieniądze?
Opowiedziała mu o dzieciństwie, które upłynęło w luksusie; o tym, że zawsze miała to, czego zapragnęła. I o tym, że gdy upadły kopalnie ojca, zostawił wszystko I ruszył w nieznane, nie oglądając się za siebie.
– Czy to przez to, że miałaś tylu służących, zrobiłaś się taka ważna?
Zignorowała tę uwagę.
– Jeśli ze mną zostaniesz, nie będziesz miała dużego domu ani tylu ludzi dookoła siebie – powiedział zapalczywie. – Moja matka…
– Nie wszyscy bogaci ludzie są tacy sami, tak jak Indianie i zadufani w sobie właściciele sklepów! Gdybym pragnęła bogactw, wyszłabym za mąż za któregoś z tych, którzy starali się o mnie w Anglii. A poza tym twoja matka mogła mieć jeszcze inny powód do wyjazdu, nie samo tylko pragnienie posiadania jedwabnych sukien. Może bała się, że jej synowie zginą z ręki Indian, że jej mąż zostanie rozszarpany przez niedźwiedzia, a przyjaciele zginą w pożarze. – Odwróciła się, starając się zapanować nad gniewem.
– Może szepnął Devon, zajęty budową schronienia.
Dopiero po dłuższej chwili Linnet odezwała się znowu.
– Co z tym, kto nas śledził?
– Nie śledził, tylko śledzi, jak przypuszczam. Od czasu, gdy wyszliśmy z rzeki. Gdyby to był ktoś od Szalonego Niedźwiedzia, już dawno zrobiłby jakiś ruch. Ten tylko idzie za nami, więc robi to chyba jedynie z ciekawości.
– Słyszałeś go? Nadsłuchiwałam, ale nic nie usłyszałam.
Popatrzył na nią jak na trzygłowe dziwadło.
– Boże mój! Przecież on robi więcej hałasu niż stado bawołów. To musi był duży, ciężki mężczyzna. Chodzi sztywno, chyba jakiś biały
Popatrzyła na niego zaaferowana, po czym rozejrzała się wokół.
– Gdzie jest teraz? – zapytała ciszej.
– Odszedł jakiś czas temu, gdy zemdlałaś. Może chciał znaleźć coś do jedzenia, a może po prostu znudziło mu się podglądanie! Tak czy inaczej, wolałbym cię tu samej nie zostawiać.
– Tak? A cóż mi można ukraść?
Pokiwał głową rozbawiony, a ona poczuła, że policzki jej Poczerwieniały.
– To chyba moja wina – powiedział, układając gałęzie na kamieniach – Przez ostatnie trzy lata powinienem był trzymać cię stale przy sobie. Wtedy wiedziałabyś, co ci można ukraść.
Uśmiechnęła się do niego w przypływie radości.
– Zostań tu, a ja zdobędę coś do jedzenia. Będę w zasięgu głosu, więc jeśli choć ruszysz nogą, usłyszę. Usłyszę też, jeżeli ktoś obcy się tu pojawi. Rozumiesz?
– Tak.
Zagłębił się w las, Widoczny na tle głębokiej, ciemnej zieleni. Linnet nie wiedziała nawet, kiedy zamknęła oczy, poczuła dopiero pocałunek Devona.
– Proszę. – Podał jej owoce. – Mam też dwa króliki, ale nie chcę tu rozpalać ognia.
Zjadła chciwie owoce. Nawet tak osłabła, w ciemności wyczuwała zmęczenie Devona. Rozciągnięty na ziemi, ledwie mieścił się w szałasie. Przyciągnął do siebie Linnet. Leżała przez chwilę, słuchając jego spokojnego oddechu, czując jego ziemisty zapach. Przypomniał jej się bal, na którym była, gdy miała czternaście lat. Miała na sobie białą satynową suknię z żółtą jedwabną narzutką. We włosy wpięła żółtą różę. Przypomniała sobie, jak kłaniali się jej wysocy, ciemnowłosi, przystojni młodzieńcy. „Panno Linnet, czy mogę prosić do tańca?” Te słowa brzmiały jej jeszcze w uszach, gdy przytuliła się do Devona.
– Lynna.:
– Tak? – szepnęła, niemal dotykając wargami jego ust.
– Już mi raz powiedziałaś nie, ale chciałbym się teraz z tobą kochać. Czy znów mi odmówisz?
Nie odpowiedziała, tylko ujęła w dłonie jego twarz.
Zawsze go pragnęła; teraz jej strach, długa podróż z Żółtą Ręką, przerażenie, gdy zobaczyła, że jest ranny – wszystko to rozpaliło jej namiętność, tęsknotę i desperację.
– Ciii – uciszył ją i pocałował w skroń, a Linnet poczuła, że ciężkie Izy spływają jej po twarzy.
Devon zrozumiał. Było mu smutno, że nie może jej obiecać, że to już ostatni raz musiała przejść przez piekło. Żartował, zagadywał ją, starając się ukryć przed nią niebezpieczeństwo, jakie im groziło. Szalony Niedźwiedź był leniwy i Devon miał nadzieję, że już ich nie śledzi. Ale nie było pewności. Jeszcze nie powinni byli się zatrzymywać, Devon nie chciał jej uświadamiać, jak bliska mogła być ich śmierć. Niezależnie od tego, czy Linnet zadawala sobie z tego sprawę czy nie, była bliska wyczerpania, on zaś był zbyt słaby, by ją nieść.
– Kocham cię, Lynna, pamiętaj. Kocham cię.
– Tak, Devonie, tak.
Nie zależało jej już na miłosnych wyznaniach tylko na tym, by poczuć na sobie tego mężczyznę. Przebiegła palcami wzdłuż jego boków. Jego dotknięcie oszołomiło ją. Miała ochotę krzyczeć z rozkoszy. Wygięła się ku niemu z wyczekiwaniem, przyciągnęła go do siebie. Potem krzyknęła, ale nie uciszył jej, bo i nim samym zawładnęły silne emocje.
Pochyłu się nad nią, przyglądał się jej bladej twarzy i jasnym włosom. Uśmiechała się marzycielsko, tajemniczo jak kot. Poruszył się, a ona otworzyła natychmiast oczy i oplotła go nogami w pasie.
Читать дальше