Shanna wystukała domowy numer Romana. Zdawała sobie sprawę, że poszło jej za łatwo, za szybko. Najpierw ojciec podał ważne informacje, teraz ochroniarz pozwolił jej zadzwonić. Nieważne. Musi uratować Romana.
– Halo?
– Connor, to ty?
– Aye. Shanna? Martwiliśmy się o ciebie.
– Czy możesz, no wiesz, zrobić tę sztuczkę z telefonem?
– Teleportować się? Aye. Gdzie jesteś?
– W pokoju hotelowym. Pośpiesz się. Mówię cały czas. – Spojrzała na Austina i Alyssę. – Są tu jeszcze dwie osoby, ale nie sądzę, żeby…
Connor zmaterializował się u jej boku.
– Cholera jasna! – Austin zerwał się na równe nogi. Alyssie szczęka opadła ze zdumienia.
– Przepraszam za najście. – Wziął telefon od Shanny. – Ian, jesteś tam?
– On… on ma kilt – wyszeptała Alyssa.
– Aye, mam. – Spojrzał na agentkę. – A z ciebie piękna dziewczyna.
Mruknęła coś niezrozumiale.
– Jak ty to zrobiłeś? – zapytał Austin.
– Mniej więcej tak samo, jak to. – Objął Shannę. Przytrzymała się go, zanim otoczyła ją ciemność.
Mrok rozwiał się i oto była w holu w domu Romana. Wszędzie tłoczyli się Szkoci, uzbrojeni po zęby. Przechadzali się nerwowo, sfrustrowani.
Angus MacKay szedł w jej stronę.
– Connor, czemuś ją tu sprowadził? Nie dała mu dojść do głosu.
– Mam nowiny. Dziś w nocy Petrovsky i Roman będą się pojedynkować.
– To nic nowego, pani. – Szkot spojrzał na nią smutno.
– Ale Petrovsky sprowadzi swoje wojsko! Musicie pomóc Romanowi!
– Cholera – sapnął Angus. – Wiedziałem, że drań nie dotrzyma słowa.
– Skąd się dowiedziałaś? – zainteresował się Connor.
– Ojciec miał podsłuch w domu Petrovskiego. Słyszał o tym i mi powiedział. Musiałam was ostrzec. Będą walczyć o drugiej, na East Green w Central Parku.
Szkoci wymieniali spojrzenia. MacKay pokręcił głową.
– Nie możemy, dziewczyno. Daliśmy mu słowo, że za nim nie pójdziemy.
– Nie zostawię go samego! – Wyciągnęła rękę po miecz Connora. – Ja nic nie obiecywałam, więc idę.
– Chwileczkę! – zawołał Connor. – Skoro pójdzie Sharma, my też możemy iść. Nie obiecywaliśmy, że nie podążymy za nią.
– Aye. - Angus się rozpromienił. – Przecież Roman chciałby tego. Musimy ją chronić.
– Świetnie. – Spojrzała na Szkotów i uniosła rękę z mieczem. – Za mną!
Iskierka nadziei, która pojawiła się w jego sercu po spowiedzi, zgasła, gdy dotarł na East Green. Petrovsky nie dotrzymał słowa.
Jego klan stał w półkolu. Roman szacował, że sprowadził jakieś pięćdziesiąt wampirów, głównie mężczyzn. Mniej więcej połowa przyniosła pochodnie.
Petrovsky wystąpił naprzód.
– Z wielką przyjemnością cię zabiję. Roman zacisnął dłoń na rękojeści.
– Widzę, że bałeś się przyjść sam. Sprowadziłeś nawet kobiety, żeby ci wytarły zasmarkany nos.
– Nie boję się. Dałem słowo, że nie skrzywdzę twoich ludzi, ale nie obiecywałem, że moi podwładni nie zaatakują cię, jeśli zginę. Tak więc, Draganesti, nieważne, jak skończy się pojedynek – i tak zginiesz.
Roman przełknął z trudem. To już wiedział. Modlitwy jednego księdza i trzech przyjaciół nie wystarczyły. Bóg odwrócił się od niego już dawno.
– Gotowy? – Petrovsky uniósł miecz.
Roman sięgnął po swój. Był to prezent od Jean-Luca, ostre jak brzytwa posrebrzane ostrze, rękojeść ze skóry i stali leżała w jego dłoni jak ulał. Po raz ostatni pomyślał o Shannie i skoncentrował się na jednej myśli – wygrać.
Shanna biegła na East Green i już z oddali słyszała szczęk broni. Był to dźwięk przerażający, ale zarazem powód do optymizmu. Skoro Roman walczy, nadal żyje.
– Stop! – Angus podbiegł do niej. – Wiem, dziewczyno, że mamy podążać za tobą, ale musimy iść szybciej. – Wziął ją na ręce.
Drzewa migały jak niewyraźna smuga. Zacisnęła ręce. Szkoci lotem błyskawicy znaleźli się na skraju polany. MacKay postawił ją na ziemi.
– Przepraszam, że źle cię oceniłem. Proszę. – Podał jej miecz. – Podążymy za tobą.
– Dziękuję. – Wyszła na polanę.
Wojownicy szli tuż za nią, pod wodzą Jean-Luca i Angusa.
Roman i Ivan Petrovsky na środku polany okrążali się. Roman był nietknięty, natomiast na ubraniu Ivana dostrzegła kilka rozcięć. Krwawił z rany na lewym ramieniu.
Petrovsky zerknął w jej stronę i zaklął.
– Ty draniu, miałeś ją przez cały czas. I sprowadziłeś swoje wojsko.
Roman odskoczył i spojrzał na Shannę i Szkotów. Wrócił wzrokiem do Petrovskiego, ale krzyknął:
– Angus, dałeś mi słowo, że za mną nie pójdziecie!
– Nie poszliśmy za tobą, tylko za Shanną! – odkrzyknął Szkot. – Nie wiedzieliśmy, gdzie będziecie. Szliśmy za dziewczyną.
Odskoczył w prawo, bo Petrovsky zaatakował. Odwrócił się, dźgnął Rosjanina w biodro. Ivan krzyknął, przycisnął dłoń do rany.
– Shanna, odejdź stąd! – zawołał Roman.
– Nie. – Wysunęła się naprzód. – Nie pozwolę ci umrzeć. Ivan spojrzał na rękę. Krew.
– Co, Draganesti, wydaje ci się, że wygrywasz? Mylisz się, tak samo, jak się myliłeś co do Casimira.
Nie spuszczał go z oka.
– Casimir nie żyje.
– Czyżby? – Ivan poruszał się zręcznie. – Widziałeś, jak umiera?
– Padł tuż przed wschodem słońca.
– A ty i twoi ludzie uciekliście przed świtem. Nie wiecie, co było potem. Zabrałem go do kryjówki.
Zbiorowy jęk Szkotów.
– Kłamiesz. – Roman był blady jak ściana. – Casimir nie żyje.
– Owszem, żyje. I gromadzi armię, bo pragnie zemsty! – Zaatakował, pchnął przeciwnika w brzuch.
Roman odskoczył, ale szpada zostawiła ślad. Z rany popłynęła krew. Zatoczył się w tył.
Shanna jęknęła. Zobaczyła, że za jego plecami dwóch Rosjan wyciąga broń.
– Uważaj! – Rzuciła się w jego stronę. Angus złapał ją błyskawicznie.
– Nie, dziewczyno.
Roman odwrócił się, broniąc przed atakiem Rosjan. Ivan łypnął na Shannę.
– Mam cię dość, suko! – Zbliżył się do niej, przecinał powietrze ostrzem.
MacKay pchnął ją za siebie i chwycił za broń, ale Jean-Luc go uprzedził, zaatakował z uniesioną szpadą. Ivan odskoczył. Jean-Luc atakował, spychał Ivana do defensywy.
Shanna jęknęła, widząc, jak miecz Romana przebija serce rosyjskiego napastnika. Runął na ziemię i zmienił się w pył. Drugi Rosjanin rzucił broń i się wycofał.
– Angus, zabierz ją do domu, tam będzie bezpieczna. – Roman przyciskał dłoń do rany na brzuchu.
Shanna chciała do niego podbiec, ale Angus jej nie puszczał.
– Chodź z nami, jesteś ranny. Zazgrzytał zębami.
– Mam tu niedokończone sprawy. – Zaatakował Petrovskiego.
Jean-Luc odskoczył, gdy ci dwaj skrzyżowali miecze. Roman zręcznie wyłuskał mu broń z ręki. Miecz przeciął powietrze, upadł na ziemię koło Rosjanina.
Petrovsky rzucił się w tamtą stronę. Roman ciął w jego nogi. Ivan się zachwiał. Upadł, przetoczył się w bok, ale Roman już dotykał czubkiem miecza serca Ivana.
– Przegrałeś – wysyczał. Petrovsky rozglądał się nerwowo. Roman przyciskał ostrze do jego piersi.
– Przysięgnij, że ty i twój klan nigdy nie skrzywdzicie moich ludzi.
Ivan przełknął ślinę.
– Przysięgam.
– I że zaprzestaniecie ataków terrorystycznych na moje fabryki.
Skinął głową.
– Jeśli przysięgnę, darujesz mi życie? Jean-Luc wystąpił naprzód.
Читать дальше