Catharina nalała wody do wiadra, wzięła szczotkę i skierowała się na górę. W holu jednak zatrzymała ją pani Tamara, która obrzucając dziewczynę lodowatym spojrzeniem zapytała:
– Czy to prawda, Karin, że w nocy przyjmowałaś gości w swoim pokoju?
O Boże, ratuj! modliła się w panice, ale nie dała po sobie poznać zdenerwowania. Z udanym oburzeniem, choć unikając bezpośredniej odpowiedzi, rzekła:
– Ależ, proszę pani! Jestem zaręczona i za nic w świecie nie zdradziłabym swego narzeczonego.
Pani Tamara obrzuciła ją spojrzeniem pełnym niedowierzania, ale powstrzymała się od komentarzy. Uprzedziła jedynie:
– Panna Elsbeth ma karę. Zabroniłam jej wychodzić z pokoju. Proszę, postaraj się być taktowna, kiedy będziesz u niej sprzątać!
– Oczywiście, proszę pani.
Pani Tamara odeszła z godnością. Zachowała się jak zwykle nienagannie, choć nie ulegało wątpliwości, że jest wytrącona z równowagi.
Catharina dygnęła i pośpiesznie oddaliła się w obawie przed kolejną burą.
Czyżby była zazdrosna? zastanawiała się. Ciekawe, czy wie, kto mnie odwiedził dziś w nocy? Zrobiło jej się nieprzyjemnie. Czy mamy z Malcolmem coś do ukrycia? Robimy przecież tylko to, do czego od dawna mieliśmy prawo. Co prawda, powinniśmy może poczekać na błogosławieństwo pastora, ale ostatecznie, czy tak wiele par staje przed ołtarzem z kryształowo czystym sumieniem?
Malcolm obiecał, że wieczorem przeprowadzi poważną rozmowę ze swą macochą. Catharina bardzo się tego obawiała. Po pierwsze, odczuwała przykrość na myśl, że z jej powodu małą Elsbeth czeka dożywotnia beznadziejna egzystencja w zakładzie dla obłąkanych. Po drugie, ciągle nie mogła uwierzyć, że to właściwie jeszcze dziecko zdolne jest aż do takiej perfidii.
Bardziej skłaniała się ku wersji o okrutnej Agnecie straszącej w pałacowych korytarzach.
Sprzątając, przystanęła koło drzwi zamkniętego pokoiku dziecinnego. Niech Bóg sprawi, bym mogła ożywić to pomieszczenie, pomyślała, kładąc dłoń na klamce. Tak bym pragnęła, aby nasze dzieci mogły wprowadzić się do tego słonecznego pokoiku i tu się bawić.
Ze zdziwieniem uświadomiła sobie, że już jej nie przeraża myśl o pozostaniu w Markanäs. Skoro Malcolm tu mieszka, może mieszkać i ona.
Dostrzegłszy w końcu korytarza pulchną sylwetkę panny Inez, pośpiesznie odsunęła się od drzwi. Ale siostra pani Tamary zdążyła zauważyć jej zainteresowanie.
– Co? Jesteś ciekawa? – spytała głosem nie całkiem pozbawionym sympatii.
– Trochę – przyznała Catharina, uśmiechając się z zakłopotaniem. – Zakazany owoc najlepiej smakuje.
– Prawda. To jest pokoik dziecinny – wyjaśniła Inez krótko. – Pewnie wiesz, jakie dzieci potrafią być zazdrosne o młodsze rodzeństwo. To była straszna tragedia. Niestety, zjawiłam się za późno.
Catharina udawała, że nie wie, o co chodzi, ale w głębi ducha doznała kolejnego wstrząsu. Czy to znaczy, że Elsbeth zabiła… Nie, to niemożliwe!
– Dziś ma karę – ciągnęła Inez. – Bardzo mi przykro, że wczoraj wieczorem zostałaś narażona na takie nieprzyjemności, Karin. Nie byłam dość czujna.
Catharina wpatrywała się w pannę Inez, która nie spuszczając z niej wzroku, zapytała mimochodem:
– A, prawda, słyszałam, jak pan Malcolm kilkakrotnie nazwał cię Catharina. Czy to twoje prawdziwe imię?
– Nie – odpowiedziała dziewczyna przytomnie. – Poprawiłam pana Malcolma, ale twierdził, że się przejęzyczył. Podobno jakaś jego znajoma nosi to imię.
Panna Inez pokiwała głową.
– Zgadza się. Zna jedną Catharinę. To znaczy zna i nie zna… – westchnęła ciężko. – Biedny człowiek! On chyba najbardziej się poświęcił.
W głębi serca Catharina przyznała jej rację.
W chwilę później uchyliła drzwi do pokoju Elsbeth. Nie zamknęła ich jednak, wchodząc do środka, a klucz wetknęła do kieszeni.
Dziewczynka siedziała przy oknie i podparłszy brodę, wyglądała na dwór.
– Czy to przyszła głupia Karin? – zapytała nie odwracając głowy.
– W każdym razie Karin – odpowiedziała Catharina.
– Przez ciebie do wieczora nie mogę stąd wychodzić – prychnęła.
Catharina nie zareagowała.
– Mówią, że byłam wczoraj niegrzeczna.
– Naprawdę? – Catharina na moment przerwała słanie łóżka. – Dlaczego?
– Mówią, że zeszłam do piwnicy, żeby ciebie przestraszyć. Wcześniej podobno wystraszyłam cię na schodach. Ale ja nic nie pamiętam.
Catharina nie odzywała się, widząc, że dziewczynka chce powiedzieć coś jeszcze.
– Nigdy nie pamiętam, kiedy zrobię coś złego.
Biedne dziecko! Ciekawe, czy to objaw choroby?
– W takim razie wcale nie jest pewne, że to panienka zrobiła – odrzekła ze spokojem.
Elsbeth odwróciła się i spojrzała na nią zapłakanymi oczami.
– Mnie się też tak wydaje – powiedziała. – Ale domyślam się, kto naprawdę ponosi za to winę.
– Kto?
Dziewczynka przyłożyła palec do ust i wyszeptała:
– Agneta Järncrona.
Catharina skłonna była jej wierzyć. Postanowiła trzymać stronę tego czasami nieznośnego, ale przecież dziecka.
– Ja też tak myślę – przyznała.
– Naprawdę? – dziewczynka westchnęła z ulgą, a może w poczuciu bezsilności. – Nikt mnie nie kocha.
– Ależ tak! Wszyscy panienkę kochają: mama…
– Mama? Ona uważa, że ma ze mną same kłopoty. Zależy jej jedynie na Malcolmie. Ugania się za nim, a potem złości się na mnie, że się tego domyślam. A ciocia Inez bez przerwy mi wymyśla. Pilnuje mnie jak strażnik więzienny! – I westchnąwszy znowu w bezgranicznym poczuciu osamotnienia, dodała po chwili: – Tylko Malcolm jest dla mnie miły. Kiedy dorosnę, wyjdę za niego za mąż.
Ponieważ Catharina nie zareagowała na jej słowa, z uporem ciągnęła swój wywód:
– Tak, zrobię to, mogę go poślubić, bo nie jesteśmy ze sobą spokrewnieni. On zresztą czeka, aż będę pełnoletnia.
– Skąd panienka o tym wie?
– Wiem! Był zaręczony z jakąś starą prukwą z Norrland, ale jej nie chciał. Wyrzucił wszystkie listy i podarunki, jakie od niej dostał. To znaczy, że nic go nie obchodziła. Zresztą skoro do tej pory się z nikim nie ożenił, to znaczy, że czeka na mnie!
– A ile panienka ma właściwie lat?
– Piętnaście.
Catharina westchnęła, w głębi ducha nie mogąc pozbyć się współczucia dla tego dziecka.
– Ciocia Inez uważa, że jestem niemądra, robiąc sobie nadzieje – powiedziała Elsbeth i wyjrzała przez okno. – Twierdzi, że wcale mu na mnie nie zależy, bo interesuje się kimś innym, Ale kim? Mamą? Przecież ona jest już stara i ma zmarszczki.
– Nieprawda, zmarszczek nie ma – zaprotestowała Catharina. – Myślę jednak, że kiedy nadejdzie pora, pan Malcolm sam dokona właściwego wyboru.
– Tak, w każdym razie zerwał z tą głupią babą z północy.
– A skąd panienka wie? i
– Sam mi kiedyś powiedział przy obiedzie. Mama i ciocia poparły jego decyzję. Powiedziały, że postąpił właściwie, bo mogłoby się źle skończyć, gdyby się z nią ożenił. Przyznałam im rację. Gdyby tu przyjechała, osobiście bym ją udusiła!
– Ależ, panienko Elsbeth?!
– Ech, żartowałam tylko. Często tak mówię. Kiedy mama urodziła dzieci, to nagadałam takich okropności, że wszyscy patrzyli na mnie z przerażeniem. To było nawet zabawne! Tylko że później bardzo się na mnie gniewali, twierdząc, że zrobiłam dzieciom krzywdę, ale ja zupełnie tego nie pamiętam.
– Ale przecież drugie dziecko urodziło się martwe – stwierdziła Catharina, drżąc na całym ciele.
Читать дальше