Владимир Короткевич - Karniej-szczurołap
Здесь есть возможность читать онлайн «Владимир Короткевич - Karniej-szczurołap» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: short_story, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Karniej-szczurołap
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Karniej-szczurołap: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Karniej-szczurołap»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Karniej-szczurołap — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Karniej-szczurołap», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Opierała go, karmiła, cerowała mu skarpety. Pewnego razu kupiła mu nawet garnitur, ale Karniej posłał go chłopcu-"synowi" - sam zaś, uparty jak wół chodził w tym samym kraciastym, połatanym ubiorze. Gdy go nagabywano, czemu to, mając pieniądze, chodzi taki zaniedbany - milczał, pewnego jednak razu powiedział do mego ojca:
- Teraz to nie takie czasy, jak wtedy, kiedy byłem chłopcem. Nie chcę, żeby Janka miał takie życie, jakie miałem ja. Żyliśmy biednie, moja matka jak i jego była wdową. Dlatego pewnie i jestem taki słabosilny, chudy, upijam się jednym kieliszkiem. Dlatego pewnie i jestem taki durnowaty. Głowa nie pracuje należycie. Nie rozumiem czasem najprostszych rzeczy. Ale mam serce i też chcę być człowiekiem. To pewnie bardzo przyjemnie - siedzieć z żonką pod gruszą i popijać herbatę... My, dzieci, nawet portek dobrych, jak u innych we wsi, nie mieliśmy. Pewnego razu całej naszej czwórce matka zrobiła portki ze swojej starej spódnicy. Byłem najmłodszy, moje były najciaśniejsze, ale za to porcięta z prawdziwego fabrycznego materiału! A była to Wielkanoc. Poszliśmy, wszystkie dzieci, bawić się. Wymyśliliśmy taką zabawę: kto prędzej przelezie przez ogrodzenie, ten otrzyma kraszankę. Kur, co prawda, także nie mieliśmy, ale dobrze skakałem, więc chciało mi się tej kraszanki. Przeskoczyłem i z rozpędu aż przysiadłem. Patrzę: pękły na kolanach, rozdarły się między nogami, wypadło, że mam dwie pary portek: po jednej nogawce na każdej nodze, bo one i z tyłu też pękły!
Zszyć nie można, bo święta. Całą Wielkanoc przesiedziałem w chacie i tylko gorzko płakałem. Nie daj Boże, gdy dzieciom czegoś braknie.
Znowu uśmiechnął się niby to głupkowato:
- No i wygrałem kraszankę, brązową, z łusek cebuli wyjętą.
Przez wszystkie lata przed wojną Karniej był zapobiegliwy i pracowity jak pszczółka. Za dnia łaził po chałupach, wieczorami wychodził z rydlówką do sadu swojej wdowy. Skończył szalowanie chałupy, pokrył ją nowymi gontami, dobudował werandę, w zaroślach zbudował altankę i nawet jej słupki "ozdobił" dość nieprzyzwoitymi rzeźbami. Zdobył gdzieś szlachetne szczepy dla jabłonek. Kiedy go zapytywano, po co mu to wszystko, zawsze jednakowo odpowiadał:
- Tam on będzie mógł spać w lecie... A tutaj pić herbatę... Bardzo to zdrowe dla młodych ludzi, kiedy piją herbatę na wolnym powietrzu... A czy wy myślicie, że papierówki nie dodają młodym zdrowia? Jeszcze jak!
W jego ubogim umyśle szczęście utożsamiło się przede wszystkim z popijaniem herbaty pod drzewem. Na dodatek z konfiturą!
To były jego złote lata. Dobrze się odżywiał, nawet twarz mu się zaokrągliła. Janka, gdy przyjeżdżał na wakacje, często chodził z Karniejem do kina. Na to, by wybrać się we troje, szczurołap się nie zgadzał, syn więc oddzielnie chadzał do kina z matką. Szczególnie podobało mi się to, że młody człowiek nie wstydził się szczurołapa. Po kinie wstępowali na kufelek piwa i kształcący się chłopak chętnie słuchał bełkotliwej gadaniny Karnieja.
- Rozumiesz, jak on go... tego... podszedł... A ten mu, rozumiesz, pokazał na kartoflisku, jak to się... tego... wojuje... A ten drugi, rozumiesz, prosił go o łaskę, bo, rozumiesz, każde stworzenie chce żyć... Tak to, rozumiesz, jest na świecie... Tak...
Słysząc to bajdurzenie, pewnego razu wybuchnąłem śmiechem i ojciec po raz pierwszy w życiu dał mi po karku! Miałem wtedy dziesięć lat i odczułem to jako wielką krzywdę.
Wtedy ojciec:
- Zobaczę jeszcze, ilu ty na swojej drodze znajdziesz ludzi w rodzaju głupkowatego Karnieja, zarozumiały durniu!
Nie wierzyłem wówczas ojcu. Nie tylko miałem Karnieja za durnia, ale byłem w dodatku przekonany, że żadne wielkie pragnienia nie ożywiają serca tego człowieka.
Wziąć udział w wyprawie do bieguna, znaleźć się w afrykańskich puszczach, gdzie kwitną orchidee i skąd dobiega głos tam-tamów - to dopiero byłoby coś!
A on... ot, szczurołap!
Wszyscy przyzwyczaili się go tak traktować, że nikt się nie zdziwił, kiedy i przy Niemcach zjawił się z tą samą torbą, w tym samym ubraniu. "Syn" znalazł się gdzieś na froncie, wdowę wyprawił dokądś na wieś, w domu został sam jeden.
- To mój dom - mówił pieszczotliwie dotykając okiennic. - Widzisz, jakie wyheblowane!.. I sad kwitnie... Syn jest inżynierem, mądry z niego chłopak, ich prędko przepędzą i będzie dla niego dom. Przyjedzie z żoną, będzie pić pod drzewem herbatę. Gdybym ten dom zostawił, to go rozbiorą! Jacyż to ludzie, oni niczego nie budują. A szczury jak się rozmnożyły!.. Czyż to prawdziwi gospodarze?! To bardzo źli ludzie, niczego nie budują! Człowiek powinien być jak ta pszczółka, bo co zostawi dzieciom...
Wkrótce jednak "źli ludzie" zaczęli także budować. Bardzo dogodne miejsce upatrzyli na odludziu właśnie w pobliżu domu Karnieja. Jest tutaj gęsty sad, a dalej rozpadlina wąwozu, zbiegającego do rzeczułki, zarośniętego przez drzewa i krzaki. Obok tylko jeden budynek, dawny magazyn na ryby z kamiennymi suterenami.
Magazyn ogrodzono, gęsto otoczono drutem. Potem tuż przy sadzie Karnieja wznieśli coś niepojętego, przypominającego białoruską literę "П". Gospodarzem tego wszystkiego, który zamieszkał w domu Karnieja, był niemłody, zmęczony bezsennością człowiek w okularach, umiejący trochę po rosyjsku. Przyjeżdżali do niego rozmaici, najczęściej nocą.
Karnieja wypędzono. Pocieszał się tylko tym, że w tej sytuacji domowi jego nic nie zagraża. Będzie zdrowy jak rzepa. Codziennie jednak przychodził popatrzeć, dopóki nie zatrzymał go jakiś wartownik. Oficer, gdy się dowiedział, o co staremu chodzi, długo śmiał się i nawet pozwolił mu zamieszkać w łaźni, wydano mu także ausweis.
Żyło mu się dość głodno, nie do szczurów mu teraz było. Ale był zadowolony, że mieszka w pobliżu swojego domu, że nowy gospodarz nie dewastuje go, że dom będzie cały. Pewnego razu przywołano go przed ganek, nowy gospodarz pokazał go swoim gościom.
- Popatrzcie, to tubylec. Głowę ma jak dzban. I jest zadowolony, że ja tutaj mieszkam - domu mu nie zapaskudzę! Mówi, że teraz jest gorzej, bo szczurów nikt nie tępi. Widzicie więc, że z niego i polityk. Jaki ten pitekantrop może mieć mózg?! I taki nazywa się człowiekiem. Degenerat. Dobrze, że przynajmniej nieszkodliwy. No, idź sobie... idź...
I Karniej sobie poszedł. Nie miał o nic pretensji, nie rozumiał słowa "degenerat". Łaził po miasteczku, oglądał napis "Zaraza!" na odrutowaniu obozu. Zauważył, że ubywa ludzi, że nad żydowskim cmentarzem często unoszą się kłęby tłustego dymu. Jednak wszystko to jakoś nie bardzo do niego docierało, Karniej był zdolny do reakcji tylko na to, co odbywało się wokoło niego, na jego oczach.
Zbliżała się zima, w łaźni było coraz chłodniej.
Pewnego razu, o świcie odczuł jak gdyby ukłucie w serce. Poczuł jakiś niepokój bez przyczyny. Niepokój ten spowodował, że ubrał się i wyszedł z łaźni. Jakoś nikt go nie zatrzymywał i tak zbliżył się do sadu, ujrzał owo coś na kształt tamtej litery, skupionych przy niej ludzi. Ludzie ci przy czymś się krzątali, gospodarz domu stał obojętnie, ziewając, tuż obok drugiego oficera, który coś wyczytywał z małej kartki papieru. Było jeszcze kilku mężczyzn w zielonych mundurach i kobieta, której dopiero co obcięto warkocze i włożono je do papierowego worka. Kobieta jak gdyby coś przełykała, choć nie było widać w jej ręku jakiegokolwiek jedzenia.
Oficer odwrócił się i ujrzał Karnieja.
- Aaa, autochton. No, chodź tu bliżej... Patrzcie, panowie, znalazł się i świadek...
Oficer niemal polubił tego ludzkiego niedowarzeńca (tacy przeważnie lubią znajdujących się, ich zdaniem, na niższym szczeblu rozwoju), zawsze traktował go życzliwie i z pobłażaniem. Ale ten drugi oficer, który coś wyczytywał z kartki, coś mu szepnął, więc gospodarz domu się zaniepokoił.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Karniej-szczurołap»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Karniej-szczurołap» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Karniej-szczurołap» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.