– Drugi tysiąc gwinei zostanie ofiarowany na stworzenie londyńskiej ochronki dla nieszczęsnych podrzutków i opuszczonych przez rodzinę dzieci nędzarzy. Dzieci, które inaczej czeka śmierć z zimna lub głodu.
Sir Mortimer wyciągnął ku Malvinie dłoń w błagalnym geście.
– Nie znam nikogo prócz pani, kto powozi tak dobrze, by miał szansę pobić lady Laker.
Nie wiem też, kto inny dysponowałby odpowiednimi ku temu końmi.
– Skąd pan wie, że dobrze powożę? – zdziwiła się Malvina.
– Czy sądzi pani, że cokolwiek, co pani dotyczy, mogłoby dla mnie pozostać osłonięte mgłą tajemnicy? – uśmiechnął się sir Mortimer.
– Wspaniale pani powozi, doskonale jeździ konno, zna obce języki, a poza tym wszystkim jest pani odurzająco wprost piękna!
Słowa sir Mortimera wprawiły Malvinę w niejakie zakłopotanie.
– Nie mogę przecież wziąć udziału w podobnym wyścigu – wróciła do tematu.
– Jeśli pani odmówi – westchnął sir Mortimer – wówczas sir Hector, który jest człowiekiem o zmiennym charakterze, zatrzyma pieniądze w kieszeni. Dla lady Laker może co nieco z nich skapnie, lecz ochronka nie otrzyma nic.
Malvina nie potrafiła się zdecydować.
– Musi być jeszcze ktoś poza mną.
– Nie znam nikogo innego, kto by powoził tak doskonale i miał tak wspaniałe konie – powtórzył sir Mortimer.
Malvina odniosła wrażenie, że mówił szczerze.
Nie miała jednak ochoty angażować się w całe przedsięwzięcie, a przy tym wszystkim nie bez znaczenia był fakt, że nie darzyła sympatią sir Mortimera.
– Jeżeli pożyczę panu konie, znajdzie pan kogoś innego, by nimi powoził?
– Przypuszczam, że istnieją kobiety niemal dorównujące pani umiejętnościami – rzekł sir Mortimer – ale nie ma czasu, aby je odnaleźć.
Poza tym czy jest pani przygotowana na ryzyko oddania swoich cudownych koni w obce ręce?
Malvina westchnęła.
– Wszystko to wydaje mi się bardzo dziwne – rzekła. – Razem z babcią nie wybieramy się z powrotem do Londynu przed jutrzejszym obiadem.
– Gdyby pani wyjechała jutro wcześnie rano – zapalił się sir Mortimer – byłaby pani w Londynie po dwóch godzinach z niewielkim okładem. Wyścig zaczyna się punktualnie w południe.
Bez kłopotów zdążyłaby pani na Berkeley Square przed herbatą o piątej.
– Gdzie ma się odbyć ten wyścig? – spytała Malvina.
Na twarzy sir Mortimera dostrzegła pewność, że już przystała na jego prośbę. Złościło ją to, lecz rzeczywiście nie bardzo potrafiła odmówić.
– Plan przewiduje, że pani i lady Laker wystartujecie w Regent's Park i będziecie powoziły do pewnego domu zbudowanego na odleglejszym krańcu Potters Bar. Wszystko nie powinno zająć dłużej niż godzinę. Po przybyciu na metę będzie pani mogła zjeść obiad, odebrać nagrodę i wrócić do Londynu. – W głosie sir Mortimera brzmiała triumfalna nuta.
– Czy jest pan pewien, że sir Hector nie przeznaczy pieniędzy na ochronkę, jeśli nie podejmę wyzwania?
– Na pewno odwoła wszystkie postanowienia powzięte w związku z jutrzejszym dniem.
Może każe zorganizować jakiś inny wyścig kiedy indziej, trudno to przewidzieć. Należy on do tych ludzi, którzy dziś odnoszą się do jakiegoś projektu entuzjastycznie, a jutro nie poświęcą mu nawet jednej myśli.
Malvina rozumiała słowa sir Mortimera aż nadto dobrze.
Na dłuższy czas zaległa cisza.
– Cóż… – odezwała się wreszcie dziewczyna – sądzę, że chyba… mogłabym przystać…
– Wiedziałem, że będzie pani zainteresowana!
Kiedy oznajmiłem sir Hectorowi, że poproszę panią, by zechciała stanąć w szranki z lady Laker, stwierdził stanowczo, że nikt nie może jej pobić. „Chociaż… z córką Magnamusa Maultona… to by był z pewnością porywający wyścig!”, tak powiedział.
Malvina podjęła decyzję.
– Dobrze. Przyjmę to wyzwanie, mimo że jestem pewna, iż babcia nie wyrazi zgody.
– A po cóż ją niepokoić? – zapytał szybko sir Mortimer.
– Sugeruje pan, bym jej nic nie mówiła?
– Opowie pani o wszystkim przy popołudniowej herbacie – uspokajał sir Mortimer. – Uwielbiam hrabinę Daresbury i jestem pewien, że byłoby ogromnym błędem pozostawiać ją na cały dzień w niepokoju, czy nie zdarzy się jakiś wypadek albo czy się pani nie przemęczy…
Można tego łatwo uniknąć.
Podniósł się z sofy, jak gdyby stojąc łatwiej mu było zebrać myśli.
– Zabiorę panią do Londynu – zaczął. – Wyjedziemy około wpół do ósmej, zanim jeszcze pani babka zostanie obudzona. Zostawimy liścik z kilkoma słowami wyjaśnienia, że wezwało panią niespodziewane zobowiązanie, ale na popołudniową herbatę będzie pani z pewnością na Berkeley Square.
Rozłożył szeroko ręce ukazując wymownym gestem, jak proste jest całe przedsięwzięcie.
– W ten sposób nie będzie się martwiła, a pani nie musi nikomu o niczym wspominać, dopóki nie wróci do domu.
– Tak… rzeczywiście… to zupełnie możliwe… – rozważała Malvina.
– Sama pani doskonale wie, jak starsze panie potrafią człowieka zamęczać, szczególnie jeśli chodzi o kogoś tak cennego dla nich jak pani dla swojej babki! – ciągnął sir Mortimer. – Dobrze radzę: niech pani robi to, co pani serce nakazuje, a z babką rozmawia później.
Malvina spodziewała się po nim takiego rozumowania.
– Nie lubię mieć sekretów przed babcią – oświadczyła.
Ależ była hipokrytką! Przecież nie wspomniała babce ani słowem o planach stworzenia toru wyścigowego! Poczuła wyrzuty sumienia.
– Cóż – powiedziała z lekkim wahaniem – zgadzam się spełnić pańską prośbę.
Zapewne będzie pan chciał tutaj przenocować?
– Przybyłem wynajętym powozem z rozstawnymi końmi. Rzeczywiście bardzo mi nie na rękę wracać teraz do Londynu i znów jechać tutaj wczesnym rankiem.
Niespodziewanie Malvina wybuchnęła śmiechem.
– Przejrzałam pana na wylot! Zdecydował pan wprosić się na moje przyjęcie nie bacząc, że mi to nie w smak!
– Musi pani wybaczyć… że okazałem się intruzem – sir Mortimer spojrzał na nią pokornie – lecz bardzo mi zależy, by pani wygrała ten wyścig.
– Ja również bym sobie tego życzyła. – Malvina wstała. – Powinnam zaprosić przyzwoitkę, skoro mam jechać z panem.
– Proszę czynić, jak pani uważa za stosowne, ale jeżeli pojedziemy najszybszym pani faetonem, który jest moim zdaniem nawet lżejszy od powozu lady Laker, będziemy się w nim strasznie tłoczyć.
Trudno było odmówić mu racji. Malvina doskonale zdawała sobie sprawę, że obojgu im będzie bardzo niewygodnie, jeśli zabiorą ze sobą jeszcze jedną osobę.
Chyba niepotrzebnie robiła wiele hałasu o nic. Przecież w końcu miała jechać do własnego domu w Londynie. Dwie osoby do towarzystwa: gospodyni oraz pan Cater wystarczą, by na miejscu nie uchybić etykiecie ani przyzwoitości. A w czasie podróży będzie im przecież towarzyszył parobek. Mogła poprosić Hodgsona, by wysłał z nią któregoś ze starszych, bardziej godnych zaufania służących.
„W takich warunkach sir Mortimer nie będzie miał okazji próbować żadnej ze swoich sztuczek” – pomyślała.
Poszła na górę, by zdjąć czepeczek i poprawić włosy.
Po zejściu z powrotem na dół zastała sir Mortimera, z niebywałą galanterią spełniającego każdą myśl babki oraz lady Langley.
Dopiero teraz miała okazję się przekonać, że jeśli mu zależy, potrafi być czarujący.
Nawet babka, która przecież podkreśliła kiedyś wyraźnie, że nie lubi tego człowieka, teraz musiała ulec jego urokowi, trudno bowiem było zachować obojętność wobec tak szczodrych komplementów i chętnych usług.
Читать дальше