Ochroniarze strącali bez pardonu tych, którzy usiłowali dostać się do nas. A przecież tańczyliśmy na samym brzegu sceny, jakby naigrywając się z nich, kusząc, odrzucając włosy spadające nam na twarze, odwracając się, aby zobaczyć siebie nad nami, w niemożliwej halucynacji powiększonego obrazu na ekranach. Dźwięk przewiercał się przeze mnie, gdy odwracałem się ponownie ku publiczności. Dźwięk krążył wewnątrz mojego ciała jak stalowa bila, wędrująca od jednego otworu do drugiego przez biodra i ramiona, aż stwierdziłem, że unoszę się ponad deskami w wielkim zwolnionym skoku, a potem bezgłośnie opadam na nie z powrotem z furkotem czarnej peleryny i otwartymi ustami obnażającymi białe kły. Euforia. Ogłuszający aplauz.
Wszędzie dookoła widziałem odsłonięte ludzkie szyje. Chłopcy i dziewczyny wyciągali szyje i rozpinali krępujące je kołnierzyki. Dawali mi znaki, bym zszedł do nich i spróbował ich. Zapraszając mnie, błagali mnie. Kilka dziewcząt płakało.
Zapach krwi był silny, jak dym w powietrzu. Mnóstwo ludzkich ciał. A przecież wszędzie sprytna życiowo niewinność, niezgłębiona wiara, że to wszystko jest tylko przedstawieniem, że nikomu nic się nie stanie. Ta histeria, ta wspaniała histeria była bezpieczna.
Kiedy krzyczałem, myśleli, że to system dźwiękowy. Kiedy skakałem, myśleli, że zwyczajny trik. Właściwie dlaczego nie, kiedy magia ogłuszała ich ze wszystkich stron, a ich wzrok mógł z naszych rzeczywistych ciał, w jednej chwili, powędrować ku olbrzymim, żarzącym się gigantom na ekranach ponad głowami?
Mariuszu, chciałbym żebyś mógł to oglądać! Gabrielo, gdzie jesteś?
Słowa piosenki śpiewał zespół ponownie unisono. Śliczny sopran Tough Cookie unosił się ponad innymi głosami, a jej gitara podrygiwała lubieżnie niczym olbrzymi fallus, gdy tymczasem niezliczone tysiące widzów klaskały w dłonie i tupały.
— MÓWIĘ WAM, JESTEM WAMPIREM! — krzyknąłem nagle.
Ekstaza, delirium.
— JESTEM ZŁEM! ZŁEM!
— TAK, TAK, TAK, TAK, TAK, TAK, TAK.
Wyrzuciłem ramiona przed siebie. Dłonie zakrzywiły się ku górze.
— CHCĘ SPIJAĆ WASZE DUSZE!
Olbrzymi, kędzierzawy chłopak w czarnej skórzanej kurtce, wspierany i popychany przez tych, którzy znajdowali się za nim, odepchnął się od nich w skoku do przodu i znalazł się na scenie tuż obok mnie z pięściami nad głową. Ochroniarze rzucili się, by się nim zająć, ale ja już miałem go w swoich rękach, przycisnąłem do piersi, zamknąłem w uścisku i uniosłem jedną ręką w górę, ustami przywierając do szyi, dotykając tylko zębami, tylko dotykając ten gejzer krwi gotowy do wytryśnięcia prosto do góry!
Oni jednak już go dopadli, wyrywając z mojego uścisku. Odrzucili go ku widowni, jak rybę w morze. Tough Cookie stała obok mnie, a na jej czarnych aksamitnych spodniach i wirującej pelerynie połyskiwało światło.
Teraz poznałem już to wszystko, czego nie było na stronach książek o piosenkarzach rockowych, które wcześniej czytałem — szalonego mariażu tego, co prymitywne, z tym, co naukowe, tej religijnej ekstazy i szaleństwa. Przecież byliśmy teraz w owym starożytnym świętym gaju. Byliśmy tu pospołu z bogami.
Już przy pierwszym utworze myślałem, że wywalimy korki. Przeszliśmy do następnego utworu, a tłum podchwycił rytm, wykrzykując słowa piosenki dobrze znane z naszych albumów i video — clipów. Tough Cookie i ja śpiewaliśmy, do rytmu przytupując nogami.
DZIECI CIEMNOŚCI
SPOTYKAJĄ DZIECI ŚWIATŁA.
DZIECI CZŁOWIEKA
WALCZĄ Z DZIEĆMI NOCY.
Jeszcze raz tłum odpowiedział aplauzem, rykiem, wyciem i jękiem, nie zdając sobie sprawy z sensu słyszanych słów. Czy starożytni Keltoi mogli wpadać w taką histerię, wyciem i pohukiwaniem dochodząc do skraju masakry? Tu jednak nie było żadnej masakry, żadnych ofiar, które miały zostać spalone. Namiętność i pasja toczyły się ku obrazom zła, nie — zła. Namiętność i pasja objęły obraz śmierci, nie — śmierci. Czułem to jak parzącą iluminację na porach skóry i w cebulkach włosów. Wzmocniony elektrycznie krzyk Tough Cookie przyniósł następną zwrotkę. Mój wzrok omiatał najdalsze kąty i zagłębienia sali. Amfiteatr stał się wielką, zawodzącą duszą.
WYBAW MNIE PRZED TYM, WYBAW MNIE PRZED MIŁOŚCIĄ DO TEGO. Broń przed zapomnieniem wszystkiego innego. Pragnę was moje dzieciątka, chcę waszej krwi, niewinnej krwi. Chcę waszej adoracji w tej samej chwili, w której zanurzę moje zęby w waszych szyjach. Tak, to jest poza wszelką pokusą.
W tej jednej chwili cennego bezruchu i wstydu ujrzałem ich po raz pierwszy na własne oczy, tam, w tłumie. Niewielkie białe twarze miotające się jak maski na falach bezkształtnych ludzkich twarzy, wyraźne jak twarz Magnusa kiedyś dawno temu. Byłem pewien, że gdzieś tam za kurtyną Louis także ich dostrzegł. Poczułem, zaskoczony, że emanuje z nich zdziwienie, zdumienie i strach.
HEJ WY TAM, WSZYSTKIE PRAWDZIWE WAMPIRY, POKAŻCIE SIĘ! Oni jednak nie poruszyli się, podczas gdy pomalowani i poprzebierani śmiertelni oszaleli wokół nich.
Tańczyliśmy i śpiewaliśmy przez dobre trzy godziny. Zajechaliśmy w szale nasze instrumenty. Whisky rozchlapywała się na prawo i lewo, gdy Alex, Larry i Tough Cookie raczyli się nią na scenie. Tłum napierał coraz bardziej, aż policja zdwoiła obstawę sceny, a światło uniesiono w górę. Gdzieś w odległym kącie audytorium słychać było trzask łamanych krzeseł, puste puszki po piwie toczyły się po betonowej podłodze. Prawdziwe wampiry odważyły się przybliżyć nieco. Niektórzy zniknęli z pola mojego widzenia.
Tak to wyglądało.
Bezustanny krzyk, jakby tysięcy wrzeszczących pijaków, gdy graliśmy balladę z ostatniego video — clipu pt. Wiek niewinności. Wtedy nasza muzyka złagodniała. Bębny wyłączyły się, a ostre dźwięki gitary ustały. Syntezator przekazał prześliczne, półprzezroczyste dźwięki elektrycznego klawikordu, dźwięki tak lekkie, a jednocześnie tak obfite, jakby powietrze wypełniło się złotym deszczem.
Całe moje ubranie przesiąknięte było krwawym potem, włosy były aż mokre od niego, pozlepiane i poskręcane. Peleryna zwieszała się nierówno na jednym ramieniu. Powoli rozchylałem usta, jakby w wielkim ziewaniu, pozwalając, by każde słowo piosenki było wyraźnie słyszalne.
Nadszedł wiek niewinności
Prawdziwej niewinności
Wszystkie wasze demony są już dobrze widzialne
Wszystkie wasze demony są już materialne
Nazwij je Bólem
Nazwij je Głodem
Nazwij je Wojną
Zła mitycznego już więcej nie potrzebujesz
Pozbądź się wampirów i diabłów
Wygoń wampiry i diabły
Razem z bogami, których już nie wyznajesz
Pomnij to, co widzisz
Kiedy na mnie patrzysz
Zabijaj nas, moich braci i siostry
Wojna już rozpoczęta
Pomnij to, co widzisz
Kiedy na mnie patrzysz.
Przymknąłem oczy przy wzmagającym się aplauzie widowni. Dlaczego tak klaskali? Co tak celebrowali?
Elektryczne światło w tym olbrzymim audytorium. Ci prawdziwi gdzieś zniknęli w przemieszczającym się tłumie. Umundurowani policjanci wskoczyli na platformę sceny, aby uformować rząd oddzielający nas od rozhisteryzowanego tłumu. Alex szarpał mnie za rękaw, gdy wracaliśmy za kulisy:
— Człowieku, musisz uciekać. Ta cholerna limuzyna już dawno jest otoczona.
Odpowiedziałem, że muszę spróbować dostać się do limuzyny, spróbować teraz stąd odjechać.
Po lewej stronie ujrzałem nagle białą twarz jednego z prawdziwych, gdy przeciskał się przez tłum. Miał na sobie czarną skórę motocyklisty, jego jedwabne, nieziemskie włosy wyglądały jak błyszcząca czarna miotła. Kurtyna została zdarta z górnych prętów i widownia wlała się za kulisy. Louis był obok mnie. Ujrzałem jeszcze jednego nieśmiertelnego po swej prawej stronie, chudego, szczerzącego zęby mężczyznę o małych ciemnych oczach.
Читать дальше