– Zepsutego?
– Trudno to wyrazić słowami – powiedziała Heather. – Ale zawsze miałam wrażenie, że Roy nigdy nie jest… szczery. Nigdy. W żadnej sprawie. Wciąż udaje, że jest kimś innym. Najwidoczniej nikt tego nie dostrzega. Ale ja sądzę, że on zawsze manipuluje ludźmi, wykorzystuje ich w taki czy inny sposób, a potem śmieje się z nich w głębi duszy.
– Tak! – powiedział Colin. – O, tak! Dokładnie. Tak właśnie postępuje. I jest w tym dobry. Nie tylko wtedy, gdy chodzi o kolegów. Potrafi także manipulować dorosłymi.
– Moja matka widziała go tylko raz – powiedziała Heather. – Wydawało mi się, że nigdy nie przestanie o nim mówić. Uważała, że jest taki czarujący, taki inteligentny i kulturalny.
– Moja też – powiedział Colin. – Wolałaby, żeby to on był jej synem, nie ja.
– Więc co się stało? – spytała Heather. – Dlaczego ty i Roy nie jesteście już przyjaciółmi?
Opowiedział jej wszystko, zaczynając od dnia, w którym po raz pierwszy spotkał Roya. Opowiedział jej o kocie w klatce dla ptaków. O zabawie kolejką elektryczną. O przyznaniu się Roya do zabicia dwóch chłopców, ot tak, dla zabawy. O jego pragnieniu zgwałcenia i zamordowania Sary Callahan. O koszmarze na złomowisku Pustelnika Hobsona. O napaści w jego domu. Opowiedział jej o tym, co wyczytał w starych numerach News Register , całą historię okropnego wypadku Belindy Jane Borden i o pobycie w szpitalu Roya i pani Borden.
Heather słuchała w pełnym osłupienia milczeniu. Początkowo na jej twarzy malowało się powątpiewanie, ale jej sceptycyzm stopniowo zanikał, by wreszcie ustąpić miejsca coraz głębszemu, choć niechętnemu przekonaniu. Była wstrząśnięta, a gdy Colin skończył, powiedziała”
– Musisz powiadomić policję.
Spojrzał na falujące łagodnie morze i na niebo, pełne nurkujących mew.
– Nie – powiedział. – Nie uwierzą mi.
– Na pewno uwierzą. Mnie przekonałeś.
– Ty to co innego. Ty jesteś dzieciakiem, takim jak ja. A policja to dorośli. Poza tym, jak zadzwonią do mojej matki, żeby spytać, czy wie coś na ten temat, to im powie, że kłamię, i że mam problemy z narkotykami. Bóg jeden wie, co wtedy ze mną zrobią.
– Powiemy moim rodzicom – stwierdziła Heather. – Nie są aż tak źli. Lepsi niż twoi, chyba. Nawet słuchają mnie od czasu do czasu. Spróbujemy ich przekonać. Wiem, że nam się uda.
Potrząsnął głową.
– Nie. Roy już raz oczarował twoją matkę. Pamiętasz? Znów ją oczaruje, jeśli będzie musiał. Uwierzy jemu, nie nam. A jeśli twoi starzy zadzwonią do Weezy, żeby to przedyskutować, to ich przekona, że jestem stukniętym narkomanem. Rozdzielą nas. Nie będzie ci wolno zbliżyć się do mnie. A gdy Roy się zorientuje, że wiesz o wszystkim i że mi wierzysz, będzie chciał zabić nas obydwoje.
Milczała przez chwilę. Potem drgnęła i powiedziała”
– Masz rację.
– Tak – przyznał z żalem w głosie.
– Co zrobimy?
– Spojrzał na nią. – Powiedziałaś „my”?
– Oczywiście, że powiedziałam „my”. – Co ty sobie myślisz, że odwrócę się do ciebie plecami w takiej chwili? Sam nie dasz rady. Nikt by nie dał.
– Miałem nadzieję, że tak powiesz – stwierdził z ulgą.
Wyciągnęła dłoń i wzięła go za rękę.
– Mam pewien plan – powiedział.
– Jaki plan?
– Plan złapania Roya w pułapkę. Jest w nim rola dla ciebie.
– Co miałabym robić?
– Być przynętą – powiedział Colin.
Przedstawił jej swój zamiar.
Kiedy skończył, stwierdziła”
– Sprytne.
– Wszystko pójdzie dobrze.
– Nie jestem taka pewna.
– Dlaczego?
– Bo nie będę dobrą przynętą. Musisz znaleźć dziewczynę, którą Roy uznałby za… pociągającą… sexy. Dziewczynę, której naprawdę by pragnął. – Jej twarz nabrała kolorów. – Nie jestem dość… dobra.
– Mylisz się – zapewnił ją Colin. – Jesteś dobra. Jesteś wspaniała.
Odwróciła głowę i spojrzała na swoje kolana.
– Ładne kolana – powiedział Colin.
– Sterczące.
– Nie.
– Sterczące i czerwone.
– Nie.
Wyczuwając, że tego właśnie pragnie, położył dłoń na jej kolanie, przesunął kilka cali w górę, po udzie, po czym znów zjechał niżej, głaszcząc delikatnie.
Zamknęła oczy, drżąc nieznacznie.
Poczuł reakcję własnego ciała.
– To będzie niebezpieczne – powiedziała.
Nie mógł jej okłamywać. Nie mógł bagatelizować ryzyka tylko po to, by zapewnić sobie jej współpracę.
– Tak – potwierdził. – To będzie bardzo, bardzo niebezpieczne.
Wzięła do ręki garść piachu i pozwoliła, by przesypywał się między jej palcami.
Głaskał delikatnie jej kolano i udo. Patrzył na swoją śmiałą dłoń z podnieceniem i zdziwieniem, jak na coś obdarzonego własną wolą.
– Z drugiej strony – powiedziała – mamy przewagę, bo to my mamy plan.
– I to my go zaskoczymy.
– I będziemy mieli broń – dodała.
– Tak. Pistolet.
– Jesteś pewien, że potrafisz go zdobyć?
– Jak najbardziej.
– W porządku – oświadczyła. – Zrobię to. Załatwimy go. Razem.
Colin poczuł, jak jego żołądek nieprzyjemnie podskakuje, pobudzony dziwnym połączeniem dwu bodźców: pożądania i strachu.
– Colin?
– Co?
– Naprawdę myślisz, że jestem… niezła?
– Tak.
– Ładna?
– Tak.
Spojrzała mu głęboko w oczy, uśmiechnęła się i odwróciła głowę, by znów popatrzeć na morze.
Zdawało mu się, że dostrzegł łzy w jej oczach.
– Lepiej, żebyś już sobie poszedł.
– Dlaczego?
– Nasz plan będzie miał większe szansę powodzenia, jeśli Roy nie będzie wiedział, że się znamy. Jeśli nas tu przypadkiem zobaczy, i to razem, to później może nie dać się złapać na naszą sztuczkę.
Miała rację. Poza tym musiał jeszcze zrobić parę rzeczy i przygotować kilka spraw.
– Zadzwoń do mnie wieczorem – poprosiła Heather.
– Zadzwonię.
– Bądź ostrożny.
– Ty też.
– Colin?
– Tak?
– Myślę, że też jesteś niezły. Jesteś wspaniały.
Uśmiechnął się szeroko i starał się pomyśleć o czymś, co mógłby jej powiedzieć, ale nic mu nie przychodziło do głowy, odwrócił się więc i ruszył biegiem w stronę części parkingu przeznaczonej dla rowerów.
Realizacja planu wymagała zakupu drogiego sprzętu i Colin musiał zdobyć znaczną sumę pieniędzy.
Wrócił z plaży do domu. Poszedł na górę do swego pokoju i otworzył metalową skarbonkę w kształcie latającego spodka. Potrząsnął nią; na łóżko wypadły zwinięte w rulon banknoty i mnóstwo monet. Policzył pieniądze i stwierdził, że ma dokładnie siedemdziesiąt jeden dolarów. Stanowiło to mniej więcej jedną trzecią sumy, jakiej potrzebował.
Siedział przez parę minut na łóżku, wpatrując się w pieniądze. Rozważał różne warianty.
Wreszcie podszedł do garderoby i wyciągnął z niej kilka dużych pudeł wypełnionych komiksami. Każdy był zapakowany w plastikową torebkę z zamkiem błyskawicznym. Przejrzał je i wybrał kilka najcenniejszych i najmniej zniszczonych egzemplarzy.
O wpół do drugiej zaniósł sześćdziesiąt komiksów do sklepu pod nazwą „Dom Nostalgii” przy Broadway. Sklep był przeznaczony dla kolekcjonerów literatury sf, pierwszych wydań kryminałów, komiksów i taśm ze starymi audycjami radiowymi.
Pan Plevich, właściciel sklepu, był wysokim, siwowłosym człowiekiem o sumiastych wąsach. Przyciskał do lady swój ogromny brzuch, przeglądając ofertę Colina.
Читать дальше