– No cóż – oznajmił lunparkowiec. – Wygląda na to, że twoja mama tonie moja stara przyjaciółka. Kobieta, o której myślę, powinna mieć teraz około czterdziestu pięciu lat.
Wpatrywali się w siebie przez dłuższą chwilę, chłopiec i nachylony w jego stronę mężczyzna, aż w końcu Joey powiedział:
– No to… dziękuję za darmowe przepustki.
– Jasne, jasne – rzekł mężczyzna, prostując się. Najwyraźniej chłopiec zupełnie przestał go interesować. – Przyjemnej zabawy, chłopcze. – Odwrócił się i pomaszerował w kierunku Tunelu Strachu.
Joey ruszył w przeciwną stronę, by przyjrzeć się, jak robotnicy stawiają Ośmiornicę.
Później spotkanie z niebieskookim lunaparkowcem wydawało mu się równie ezoteryczne jak sen. Jedynie dwie różowe przepustki ze zgrabnymi podpisami Conrada Strakera na obu z nich były dowodem na to, że zdarzenie faktycznie miało miejsce, że nie stanowiło wytworu wyobraźni Joeya. Przypomniał sobie swój strach i to, w jaki sposób oszukał nieznajomego, ale nie potrafił odnaleźć w sobie owego osobliwego odczucia, które sprawiło, iż uznał kłamstwo za uzasadnioną konieczność – i zawstydził się, że postąpił w taki, a nie inny sposób. Chyba jednak powinien był powiedzieć prawdę.
* * *
Tego wieczoru o wpół do siódmej Buzz Klemmet przyszedł po Amy do jej domu. Był przystojnym facetem, mocno owłosionym, umięśnionym i zadziornym; podtrzymywał starannie wypracowany wizerunek twardego macho. Matka spotkała się z nim tylko raz, drugiego wieczoru, kiedy przyszedł po Amy – i nie przypadł jej do gustu. Postępując zgodnie z obietnicą, że nie będzie się wtrącać w sprawy córki, nie powiedziała na Buzza ani jednego złego słowa, ale Amy bez trudu dostrzegła wyraz pogardy w jej oczach. Tego wieczoru matka została w kuchni i nie wychyliła nawet głowy, by spojrzeć na Buzza.
Richie i Liz siedzieli już na tylnym siedzeniu kabrioletu vintacge GTO, należącego do Buzza. Dach był opuszczony i kiedy tylko Buzz i Amy wsiedli, Richie powiedział:
– Ej, podnieś no dach, żebyśmy po drodze do lunaparku mogli śmiało przypalić skręta bez obaw, że ktoś nas przyuważy.
– Dobre, stare Royal City, Ohio – mruknęła Liz. – Wciąż jeszcze tkwi w średniowieczu. Uwierzylibyście, że w tym kraju są miejsca, gdzie można otwarcie popalić trawkę i nie wrzucą cię za to do pierdla?
Byzz postawił dach, ale ostrzegł:
– Wstrzymajcie się z paleniem, dopóki nie zatankujemy.
Pół mili od domu Harperów zatrzymali się przy stacji benzynowej. Buzz wyszedł, aby sprawdzić olej, a Richie, aby napełnić zbiornik wozu.
Kiedy dziewczyny zostały same, Liz pochyliła się w kierunku przedniego fotela i powiedziała:
– Buzz uważa, że jesteś najatrakcyjniejszą istotą, jaką w życiu spotkał.
– Tak, na pewno – mruknęła Amy.
– Poważnie tak sądzi.
– Sam ci to powiedział?
– Tak.
– Nic nie robiliśmy – powiedziała Amy.
– Między innymi dlatego tak właśnie uważa. Jest tak przystojny, że przywykł do dziewcząt, które na sam jego widok kładą się na wznak i rozrzucają szeroko nogi. Ale ty go zwodzisz, dajesz mu nadzieję i nagle ni stąd, ni zowąd zmuszasz, by się pohamował. On nie jest do tego przyzwyczajony. To dla niego nowość. Uważa, że kiedy wreszcie mu się oddasz, będzie po prostu bosko
– JEŻELI się oddam – stwierdziła Amy.
– Oddasz się – rzuciła z przekonaniem Liz. -Nadal nie chcesz się do tego przyznać, ale jesteś taka sarna jak ja.
– Może.
– Umawiasz się z nim od tygodnia i każdego wieczoru pozwalasz mu posunąć się o krok dalej – powiedziała Liz. – Cal po calu wyłazisz ze swojej skorupy
– Buzz powiedział ci, do czego doszliśmy? – spytała Amy.
– Tak – rzuciła Liz z uśmiechem.
– Jezu – mruknęła Amy. – Nie ma to jak dyskrecja.
– Daj spokój – odparła Liz. – Wcale cię nie obgadywał. Nie jestem dla niego kimś obcym. Ani dla ciebie. Przecież jestem twoją najlepszą przyjaciółką. Z Buzzem też łączą mnie stare więzi. Sypiałam z nim kiedyś i od tej pory pozostaliśmy bliskimi kumplami. Posłuchaj, mała, kiedy dziś w nocy opuścimy lunapark, pojedziemy do mnie. Starych nadal nie ma, chata wolna. Ty i Buzz możecie zająć ich sypialnię. Przestań bawić się z facetem. Odpuść mu. I SOBIE. Przecież tak jak i ja masz na to ochotę.
Buzz i Richie wrócili do samochodu. Richie przypalił skręta. Buzz skupił się na prowadzeniu wozu, a pozostali podawali sobie jointa z rąk do rąk i każdy z nich kilkakrotnie zaciągnął się głęboko, usiłując jak najdłużej zatrzymać dym w płucach. Na parkingu przy lunaparku zapalili drugiego skręta i posiedzieli w samochodzie, dopóki i tego nie skończyli.
Zanim dotarli do kasy, Amy zrobiło się przyjemnie, ciepło i wesoło. Kiedy wpłynęła do wnętrza lunaparku, oazy dźwięku i nieustannego ruchu, ogarnęło ją osobliwe wrażenie, że ten wieczór będzie jednym z najważniejszych w całym jej życiu. Dziś wieczorem będzie musiał podjąć decyzję dotyczącą niej samej – i albo zaakceptuje rolę, którą wybrały dla niej mama i Liz, albo postanowi, że będzie prawą, odpowiedzialną osobą, którą zawsze pragnęła być. Balansowała na cienkiej krawędzi i nadszedł czas, by wybrała jedną albo drugą stronę, aby podjęła decyzję co do własnej przyszłości. Nie miała pojęcia, skąd wzięło się w niej to przekonanie, niemniej było gruntowne i niezachwiane. Wiedziała i już. Z początku to ją nieco otrzeźwiło i odrobinę zaniepokoiło, ale Liz rzuciła nagle zabawną uwagę o grubej kobiecie, która szła alejką przed nimi i Amy wybuchnęła śmiechem – trawka zaczęła działać, śmiech zmienił się w nie kontrolowany chichot i ponownie odpłynęła.
TUNEL STRACHU
Amy uznała, że Liz miała rację twierdząc, iż odrobina trawki uczyni przejażdżkę na lunaparkowych atrakcjach dużo bardziej podniecającą niż zazwyczaj. Zaliczyli Ośmiornicą, Młyn, Falę, Węża, Diabelskie Koło, Kolosa i parę innych. Podesty wydawały się wyższe, zjazdy gwałtowniejsze, skręty ostrzejsze, a obroty dużo szybsze niż w innych lunaparkach, które wcześniej odwiedzały to miasteczko.
Amy trzymała mocno Buzza i krzyczała uradowana, drżąc z niepohamowanego przerażenia. Buzz tulił ją do siebie, wykorzystując jej strach i gwałtowniejsze przechyły gondoli jako okazję do szybkich, gwałtownych uścisków. Podobnie jak Liz, Amy miała na sobie szorty i podkoszulek, ale nie nosiła stanika. Buzz nie mógł oprzeć się pokusie, by dotknąć jej piersi i długich, gołych, pięknie opalonych nóg. Za każdym razem, gdy przejażdżka dobiegała końca, Amy przez moment lub dwa była oszołomiona i musiała przytrzymać się Buzza. Chłopakowi bardzo się to podobało -jej skądinąd też, bowiem Buzz miał takie wspaniale umięśnione, twarde i silne ramiona.
Jakieś czterdzieści minut po wejściu do lunaparku zeszli z głównego placu na tyły wesołego miasteczka, gdzie stały ogromne ciężarówki. Obeszli j e i znaleźli się w pustym zaułku kończącym się obrośniętym bluszczem ogrodzeniem z metalowej siatki. Stali w pocętkowanym cieniami, przedwieczornym świetle i podawali sobie z rąk do rąk trzeciego skręta, którego Liz wyjęła z torebki; zaciągali się słodkim dymem, trzymając go w ustach tak długo jak tylko się dało, po czym wypuszczali z głośnym westchnieniem rozkoszy.
– Ten jest trochę inny – rzekł Richie, kiedy skręt powtórnie trafił do jego rąk, rozpoczynając drugą kolejkę.
Читать дальше