Światło padające z korytarza i purpurowy poblask zmierzchu tylko częściowo rozjaśniały wnętrze, ale dostrzegła, że resztki umeblowania usunięto; pokój stał pusty, pozostał tylko duch pożaru. Podłoga zwęgliła się i sczerniała od sadzy, choć zasadniczo wyglądała na nienaruszoną. Ściany osmalił dym. Drzwi szafy ściennej ostały się tylko w postaci paru kawałeczków zwęglonego drewna, przylegającego do częściowo stopionych zawiasów. Obydwa okna były wypchnięte; zrobił to albo płomień, albo ci, którzy przed nim uciekali. Obecnie otwory okienne zostały przesłonięte plastykowymi płachtami przybitymi do ścian. Na szczęście dla innych dzieci z McIlroya ogień nie posuwał się w dół, lecz w górę, pochłaniając sufit. Spojrzała w kierunku poddasza, gdzie sczerniałe belki niewyraźnie prześwitywały w półmroku. Wyglądało na to, że płomienie nie zdążyły przebić dachu, bo nie mogła dojrzeć nieba.
Oddychała głośno, z wysiłkiem, nie tylko z powodu wyczerpania biegiem, ale także dlatego, że przerażenie, jak imadło, ściskało ją boleśnie za gardło, odcinając dopływ powietrza. Każdy wdech powietrza o gorzkim zapachu przynosił wywołujący wymioty posmak węgla.
Od chwili, kiedy w swoim pokoju w Caswell usłyszała o pożarze u McIlroya, znała jego przyczynę, choć sama nie chciała się do tego przyznać. Tammy Hinsen została raz przyłapana z paliwem do zapalniczek i zapałkami. Mówiło się, że zamierzała się podpalić. Laura nie wątpiła, że taki był rzeczywiście jej zamiar, ponieważ samospalenie wydawało się w pewien sposób właściwą dla niej formą samobójstwa. Było to jakby przeniesienie do zewnętrznego świata tego ognia, który płonął w niej od lat.
„Boże, proszę, żeby była sama w pokoju, kiedy to zrobiła, proszę”.
Dusząc się od smrodu i ohydnego smaku, jaki pozostawił po sobie pożar, Laura wyszła z wypalonego pokoju na korytarz.
– Laura?
Podniosła wzrok i zobaczyła Rebekę Bogner. Chociaż Laura spazmatycznie wdychała i wydychała powietrze, ale jakoś udało się jej wycharczeć ich imiona:
– Ruth… Thelma?
Ponure spojrzenie Rebeki zaprzeczyło, że bliźniaczkom udało się ujść bez szwanku, mimo to Laura powtórzyła pytanie i w jej załamującym się głosie Rebeka dosłyszała żałosną, błagalną nutę.
– Na dole – powiedziała, wskazując na północny kraniec korytarza. – Przedostatni pokój po lewej.
Laura pobiegła tam, czując nagły przypływ nadziei. Trzy łóżka były puste, ale na czwartym, w kręgu światła nocnej lampki, leżała obrócona twarzą do ściany dziewczynka.
– Ruth, Thelma?
Dziewczynka z łóżka podniosła się powoli – była to jedna z sióstr Ackerson. Nie miała żadnych obrażeń. Była ubrana w ponurą, źle odprasowaną, szarą sukienkę; włosy miała w nieładzie, twarz zapuchniętą, oczy mokre od łez. Uczyniła krok w kierunku Laury, ale zatrzymała się, jakby wysiłek spowodowany chodzeniem był zbyt wielki.
Laura podbiegła i objęła ją.
Z głową na ramieniu Laury, trzymając twarz przy jej twarzy, odezwała się w końcu zmęczonym głosem:
– Och, chciałabym, żebym to była ja. Jeśli to miała być jedna z nas, to dlaczego nie ja?
Do momentu, w którym przemówiła, Laura przypuszczała, że widzi Ruth.
Nie mogąc się z tym pogodzić, spytała:
– Gdzie jest Ruth?
– Nie ma jej. Nie ma Ruth. Myślałam, że wiesz: moja Ruth nie żyje. Laura poczuła, jak coś w niej pękło. Ogarnął ją smutek tak ogromny, że nie mogła nawet zapłakać; była oszołomiona i zdrętwiała.
Przez niewyobrażalnie długi czas stały więc tylko objęte. Zmierzch przeszedł w noc. Podeszły w końcu do łóżka i usiadły na jego skraju.
Parę dzieciaków pojawiło się na progu. Widać dzieliły ten pokój z Thelma, ale Laura odgoniła je machnięciem dłoni.
Z oczami wbitymi w podłogę, Thelma mówiła:
– Obudził mnie wrzask, potworny wrzask… i całe to światło, tak jasne, że paliło mi oczy. I wtedy dotarło do mnie, że pokój się pali. Tammy się pali. Płonęła jak pochodnia. Miotała się w łóżku, płonąc i wrzeszcząc…
Laura objęła ją i czekała.
– …ogień skoczył z Tammy, hop w górę, po ścianie, łóżko płonęło, ogień rozlewał się na podłodze, płonął dywan…
Laura przypomniała sobie, jak Tammy śpiewała z nimi podczas świąt Bożego Narodzenia i jak potem z każdym dniem stawała się cichsza, jakby odnajdywała wewnętrzny spokój. Teraz było jasne, że ten spokój wypływał z decyzji, by skończyć ze swą męką.
– Łóżko Tammy stało najbliżej drzwi, drzwi płonęły, więc rozbiłam okno nad moim łóżkiem, zawołałam Ruth, ona… o-ona odpowiedziała, że idzie, był dym, nic nie widziałam, potem Heather Doming, zajmująca twoje dawne łóżko, podeszła do okna, więc pomogłam jej wyjść, wywiało dym na zewnątrz, więc trochę się przejaśniło i wtedy zobaczyłam, jak Ruth próbuje narzucić swój koc na Tammy, żeby zdusić płomienie, ale koc też się zajął i zobaczyłam Ruth… Ruth… Ruth w płomieniach…
Na zewnątrz purpurowe światło zachodu ustąpiło miejsca ciemności. Cienie w kątach pokoju stały się głębsze. Zastały odór spalenizny zdawał się pogłębiać.
– …i podeszłabym do niej, podeszłabym, ale wtedy o-ogień eksplodował, był wszędzie, a dym był tak gęsty i czarny, że nie mogłam już dostrzec ani Ruth, ani nic innego… i wtedy usłyszałam syreny, głośne i bliskie, więc próbowałam sobie tłumaczyć, że będą tu na czas, że uratują Ruth, a to było k-k-kłamstwo, kłamstwo, które sobie wmówiłam i… wyszłam stamtąd, Shane. Och, Boże, wyszłam przez okno i zostawiłam Ruthie w ogniu, płonącą…
– Nie mogłaś zrobić nic innego – powiedziała Laura.
– Zostawiłam Ruthie w ogniu.
– Nie mogłaś nic zrobić.
– Zostawiłam Ruthie.
– Nie miało sensu, żebyś się też spaliła.
– Zostawiłam Ruthie w ogniu.
* * *
W maju, po swoich trzynastych urodzinach, Thelma została przeniesiona do Caswell. Skierowano ją do pokoju Laury. Wychowawcy wyrazili na to zgodę, gdyż cierpiała na depresję i żadna terapia nie skutkowała. Sądzono, że może przyjaźń z Laurą pomoże jej dojść do siebie.
Przez całe miesiące Laura rozpaczliwie próbowała walczyć z bezwładem, w jakim pogrążyła się jej przyjaciółka. Thelmę nocami dręczyły koszmary, a we dnie pastwiła się sama nad sobą. Wreszcie upływ czasu zaczął wywierać swój zbawienny wpływ, chociaż jej rany nigdy całkowicie się nie zagoiły. Powoli powróciło Thelmie poczucie humoru i dowcip miała ostry jak dawniej, ale pojawił się w nim, nieobecny przedtem, cień melancholii.
Przez pięć lat mieszkały w jednym pokoju w Caswell Hall, dopóki się nie usamodzielniły i nie zaczęły same kierować własnym życiem. Przez te lata zaznały wielu radości. Życie bywało znów przyjemne, ale nigdy już nie było takie samo, jak przed pożarem.
Najważniejszym obiektem w głównym laboratorium instytutu była brama, dzięki której można się było przenieść w inny czas. Było to wielkie urządzenie o wysokości dwunastu i średnicy ośmiu stóp. Z zewnątrz pokrywała je wypolerowana do połysku stal, wewnątrz polerowana miedź. Brama spoczywała na miedzianych blokach, osiemnaście cali nad podłogą. Wybiegały z niej grube elektryczne kable, a płynące wewnątrz dziwne prądy niosły takie odgłosy, jakby wypełniało ją nie powietrze, a szemrzący strumień wody.
Przemieszczając się w czasie, Kokoschka powrócił do bramy i zmaterializował się we wnętrzu ogromnego cylindra. Tego dnia odbył kilka wypraw, podczas których śledził Stefana w odległych odcinkach czasu i w dalekich miejscach, aż w końcu dowiedział się, dlaczego ten zdrajca był pochłonięty przekształcaniem życia Laury Shane. Pospieszył do wylotu bramy i zszedł na podłogę laboratorium. Oczekiwało go dwóch naukowców i trzech jego własnych ludzi.
Читать дальше