Ściągnął przez głowę podkoszulek. Przy następnym pocałunku otoczył ją ramionami. Wydawał się bardzo silny. Bliskość jego natarczywego ciała wzbudziła drżenie w jej żołądku, którego nic nie potrafiło powstrzymać. I wtedy zauważyła, że ściąga z niej bryczesy.
— O Boże.
Uniósł palcem jej podbródek.
— Nie obawiaj się. Pokażę ci co i jak. — Uśmiechnął się przy tym anielsko.
Sama zdjęła czarne skórzane buty jeździeckie, potem on pomógł jej uporać się z bryczesami. Nosiła biustonosz i majtki z białej, nieozdobnej bawełny. Joshua zdejmował je powoli, napawając oczy widokiem odsłaniającego się ciała.
Położył ją na rozścielonych ubraniach. Z początku była bardzo spięta, przygryzała dolną wargę, zerkając strachliwie na swe obnażone ciało, jednakże rozkoszna chwila pełna czułych pieszczot, słodkich szeptów, pocałunków i łaskotek sprawiła, że w końcu zaczęła odpowiadać. Wydobył z niej najpierw chichot, potem jeszcze jeden, a potem były piski i jęki. Louise powiodła ręką po ciele Joshui, nagle ciekawa i ośmielona; pogłaskała go po brzuchu, a następnie objęła ręką jego jądra. Zadrżał i w zamian zaczął masować jej uda. Nastąpiła dłuższa przerwa, kiedy badali się wzajemnie dłońmi i ustami, po czym przesunął się nad nią, patrząc z góry na rozrzucone włosy, przymglone oczy, twarde ciemne sutki, rozłożone nogi. Gdy wszedł w nią ostrożnie, wilgotne ciepło otaczające i ściskające jego członek doprowadziło go niemal do ekstazy. Louise wiła się pod nim nieprzytomnie, a on wykonywał wolne, prowokacyjne ruchy. Dzięki nanosystemowi mógł przejąć kontrolę nad naturalnymi reakcjami organizmu, dowolnie długo podtrzymywać erekcję, zdecydowany zrobić wszystko, aby dziewczyna osiągnęła orgazm, aby dostarczyć jej tyle przyjemności, ile tylko potrafił.
Po pewnym czasie dopiął swego: całkowicie straciła nad sobą kontrolę, odrzuciła ostatnie zahamowania, krzycząc na całe gardło, wyginając się pod nim konwulsyjnie, aż jego kolana unosiły się nad ziemię. Dopiero wtedy sobie pofolgował, łącząc się z nią w szalonej rozkoszy.
Chwile miłego odprężenia po stosunku wypełnił drobnymi pocałunkami, odgarnianiem z jej twarzy kosmyków mokrych włosów, pojedynczymi słowami pociechy. I miał rację: najbardziej smakuje zakazany owoc.
— Kocham cię, Joshua — szepnęła mu do ucha.
— I ja cię kocham.
— Nie opuszczaj mnie.
— To nie fair. Przecież wiesz, że wrócę.
— Przepraszam. — Objęła go mocniej ramionami.
Gdy położył dłoń na jej lewej piersi i zacisnął palce, usłyszał cichy świst gwałtownie wciąganego powietrza.
— Boli cię?
— Troszeczkę. Niedużo.
— Cieszę się.
— Ja też.
— Chcesz się teraz wykąpać? W wodzie można się nieźle zabawić.
Uśmiechnęła się niepewnie.
— Znowu?
— Jeśli chcesz.
— Chcę.
* * *
Tej nocy Marjorie Kavanagh ponownie zjawiła się w sypialni Joshuy. Myśl, że Louise mogłaby przekraść się korytarzami skąpanej w czerwieni rezydencji i zastać swą matkę w jego łóżku, dodała pikanterii ich miłości, po której Marjorie czuła się wycieńczona i uszczęśliwiona.
Następnego dnia przy śniadaniu Louise z oczami pałającymi pożądliwością zaoferowała się pokazać Joshui główną rozlewnię w hrabstwie, aby zobaczył, jak wygląda przygotowywanie beczek.
Grant skwapliwie poparł ów pomysł, rozbawiony tym pierwszym dziecięcym zauroczeniem swego kochanego cherubinka.
Joshua podziękował jej za uprzejmość z przychylnym uśmiechem. Do przesilenia pozostały jeszcze trzy dni.
* * *
Tak w Cricklade, jak i na całej planecie tuż przed letnim przesileniem odbywały się specjalne ceremonie. Przed zachodem Diuka rodzina Kavanaghów, pastor z Colsterworth, służba dworu Cricklade, ludzie zatrudnieni na stałe w majątku oraz przedstawiciele każdej z brygad wieszających kubełki zbierali się na przylegającej do dworu plantacji. Tym razem zaproszono również Joshuę i Dahybiego, którzy stali wraz z całą grupą obok niszczejącego kamiennego muru.
Przed nimi rozciągały się rzędy płaczących róż, których kielichy zwrócone ku lazurowemu niebu zastygły w bezruchu tego cichego wieczoru. Jak gdyby czas się zatrzymał.
Diuk chował się za zachodnim horyzontem ogniście pomarańczową smugą, zabierając blask światu. Pastor ubrany w prostą sutannę wzniósł w górę ramiona i wszystkie głosy umilkły. Skierował twarz na wschód. Na widnokręgu zabłysło jak na zawołanie wątłe różowe światełko.
Pomruk przeszedł wśród zebranych.
Nawet Joshua był pod wrażeniem. Zeszłego wieczoru mrok trwał jeszcze około dwu minut. Teraz przez cały gwiazdowy dzień miało nie być nocy, a panowanie Duchessy — ustąpić od razu rządom Diuka. Dopiero na zakończenie następnej nocy Duchessy gwiazdy pokażą się na krótką minutę. Później przyjdą wieczory, kiedy oba słońca będą świecić wspólnie, a poranna ciemność zacznie się stopniowo wydłużać, skracając noc Duchessy. Ostatecznie, w porze zimowego przesilenia, Duchessa znajdzie się w górnej koniunkcji, a na niebie widoczny będzie tylko Diuk.
Pastor odprawił przed swoją trzódką krótkie nabożeństwo dziękczynne. Słowa modlitw i psalmów były powszechnie znane, toteż ciche pomruki, złączone w jeden głos, niosły się daleko po różanym gaju. Joshua czuł się jak wyobcowany. Pod koniec zaśpiewano Wszystkie stworzenia duże i małe. Na szczęście odnalazł tę pieśń w pliku pamięciowym nanosystemu, przyłączył się więc całym sercem do wspólnego śpiewu, sam zdziwiony, że sprawia mu to tyle przyjemności.
Po nabożeństwie Grant Kavanagh zabrał rodzinę i przyjaciół na mały spacer wzdłuż alejek między rządkami. Raz po raz dotykał kielichów, badał ich ciężar, rozcierał w palcach płatki, aby poczuć ich fakturę.
— Tylko powąchaj — zwrócił się do Joshuy, podając mu zerwany właśnie płatek. — To będą udane zbiory. Nie tak dobre jak pięć lat temu, ale znacznie lepsze od przeciętnych.
Woń była bardzo słaba, lecz specyficzna — podobnie pachniał korek po otwarciu butelki „Łez”.
— Może pan to stwierdzić po zapachu? — spytał Joshua.
Grant objął Louise ramieniem i ruszył dalej dróżką.
— Mogę. To samo pan Butterworth. Podobnie jak połowa robotników z mojej posiadłości. Do tego po prostu trzeba doświadczenia. Musisz nas odwiedzać przez wiele sezonów. — Wyszczerzył zęby łobuzersko. — Może i będziesz, Joshua. Jestem pewien, że kto jak kto, ale Louise poprosi cię, byś tu wrócił.
Genevieve wybuchła śmiechem, a Louise oblała się pąsowym rumieńcem.
— Tato! — Uderzyła go delikatnie w ramię.
Gdy Joshua odwrócił się z bladym uśmiechem, chcąc obejrzeć jedną z róż, stanął nagle twarzą w twarz z Marjorie. Mrugnęła doń lubieżnie. Jego neuronowy nanosystem robił, co mógł, aby powstrzymać napływ krwi do policzków.
Po inspekcji służba dworu serwowała przed domem przekąski.
Sam Grant Kavanagh stał przy jednym ze stołów krzyżakowych, dzieląc na plastry potężny kawał półsurowej pieczeni wołowej. Grał rolę jowialnego gospodarza, dla każdego miał uśmiech i miłe słowo.
W miarę jak postępowała noc Duchessy, kwiaty róż zaczynały opadać. Działo się to tak wolno, że ludzkie oko nie dostrzegało żadnego ruchu, lecz z każdą godziną łodygi traciły sztywność, a w tych warunkach ciężar kielichów ze słupkami pełnymi nasion wróżył rychły triumf grawitacji.
Większość kwiatów zwiędła, zanim nastał poranek Diuka. Płatki marszczyły się i wysychały.
Читать дальше