— Słucham.
Weszła do kabiny spięta bardziej niż zazwyczaj i zatrzymała się obok hologramu, stając bokiem do Geary’ego.
— Wydawał się pan nieco rozkojarzony podczas naszej niedawnej rozmowy, sir.
— To tylko zły sen. — Desjani rzuciła mu pytające spojrzenie, więc dodał zaraz, wzruszając ramionami: — O mojej dawnej jednostce, przebudzeniu i całej reszcie.
— Aha. — Wzrok kapitan powrócił na hologram systemu. — Byliśmy tak poruszeni odnalezieniem pana, że zupełnie nie zwracaliśmy uwagi na to, jak bardzo przeżywał pan wybudzenie. Później, zastanawiając się nad tą kwestią, żałowałam, że nie rozegraliśmy tego inaczej. Że nie poinformowaliśmy pana o czasie trwania hibernacji i losie ludzi z pańskiej załogi w zupełnie inny sposób. Moje słowa musiały brzmieć w pana uszach potwornie bezdusznie.
— Wątpię, aby istniał dobry sposób przekazywania tego typu informacji, i proszę mi wierzyć, nie odbierałem pani słów jako bezdusznych. Wiedziałem, że ktoś musi mi powiedzieć, a nikt inny nie chciał tego zrobić.
— A już zwłaszcza admirał Bloch — przyznała Desjani. — Zastanawiam się od tamtego dnia, jakie wrażenie zrobiłam na panu podczas pierwszego spotkania.
Skrzywił się, próbując odszukać w pamięci tamten moment.
— Muszę przyznać, że byłem wtedy mocno oszołomiony. Zbyt wiele się działo. Pamiętam tylko, że zastanawiałem się, jakim cudem zdobyła pani tak wiele odznaczeń. No i Krzyż Floty. A skoro o tym mowa, za co go pani dostała?
Desjani westchnęła.
— Za Fingal. Służyłam wtedy w stopniu porucznika na „Puklerzu”. Walczyliśmy, dopóki nie rozwalili nam wszystkich systemów obrony. Potem Syndycy dokonali abordażu.
— I co pani zrobiła?
— Pomogłam ich odeprzeć. — Uniosła głowę, kierując wzrok gdzieś w przestrzeń.
— Żeby otrzymać Krzyż Floty, trzeba zrobić coś więcej, niż tylko pomóc w odparciu wroga — zauważył Geary.
— Ja tylko wykonywałam rozkazy… — zamilkła po tym zdaniu na dłuższą chwilę.
John nie naciskał, niech opowie tę historię wtedy, kiedy uzna to za stosowne. Otrzymanie tak wysokiego odznaczenia musiało się wiązać z niewyobrażalnym stresem. Spojrzał na nią zdziwiony tematem, który zdecydowała się poruszyć.
— Przyszła pani do mnie tylko po to, żeby porozmawiać o tamtym dniu?
— Nie tylko… — zamilkła i zaczerpnęła tchu. — Wiem, że zazwyczaj nie omawia pan swoich planów, zanim je pan ogłosi — mówiąc to, przybrała bardziej oficjalny ton.
— Czasami to robię — zaprzeczył Geary.
Czekała, ale gdy nie powiedział nic więcej, nie podzielił się żadnym przemyśleniem na ten temat, posmutniała nieco, lecz w jej głosie, gdy podjęła wątek, nadal nie dało się wyczuć śladu emocji.
— Przejrzałam wszystkie informacje na temat systemów, do których możemy się udać z Dilawy. Założyłam, że wybierze pan Heradao, chociaż nie zakomunikował pan nam żadnej decyzji, mimo iż flota powinna już dawno dokonać kolejnego skoku.
Jeśli go słuch nie mylił, Desjani po raz pierwszy zganiła go otwarcie. Zmarszczył lekko brwi.
— Jeszcze nie zdecydowałem, który system ma być naszym celem. — Wreszcie to z siebie wydusił.
Desjani poczekała chwilę na rozwinięcie tematu, a gdy nie nastąpiło, oświadczyła:
— Mamy następujące możliwości skoku z tego systemu: albo wracamy na Cavalosa, co nic nam nie daje prócz oddalenia się ponownie od granic Sojuszu, albo lecimy na Topirę, która także leży głębiej w przestrzeni Syndykatu, możemy też udać się na Jundeen, ale to z kolei kompletne zadupie, skąd nie da się skoczyć nigdzie dalej. Kalixa ma wrota hipernetowe, więc raczej odpada. Pozostaje tylko Heradao, jeśli nie bierzemy pod uwagę zagrożenia, jakie niosą ze sobą wrota na Kaliksie i bezsens lotu na Cavalosa, Topirę czy Jundeen.
— Posiadam wszelkie ogólnodostępne informacje na temat wszystkich systemów gwiezdnych w zasięgu skoku — stwierdził Geary. — Czy to już wszystko, co ma pani do powiedzenia?
Obrzuciła go twardym spojrzeniem, ewidentnie ignorując tak jawną chęć zakończenia tej rozmowy.
— Według syndyckiej dokumentacji zdobytej na Sancere, w systemie Heradao mogą istnieć obozy pracy, w których przetrzymywani są nasi jeńcy wojenni.
— O tym też wiem.
— Kapitanie Geary — rzuciła Desjani, nie podnosząc jednak głosu — jako oficer tej floty i osoba dowodząca okrętem flagowym mam obowiązek przedstawiać panu swoje opinie i rady w sytuacjach, gdy uznam to za konieczne.
Geary przytaknął.
— Temu nie przeczę. Przedstawiła mi pani swoją opinię. Dziękuję za to, ale muszę podjąć tę decyzję w oparciu o znacznie większą liczbę czynników.
— Na przykład jakich?
Spojrzał na nią zaskoczony bezpośredniością pytania.
— Wciąż… pracuję nad ich pełną listą.
— Może mogłabym w tym pomóc?
W Gearym narastała fala niechęci, chociaż nie miał pojęcia, dlaczego tak się dzieje.
— Doceniam pani chęci, ale jeszcze nie jestem gotowy na przedyskutowanie dostępnych rozwiązań. Każdy system, do którego możemy skoczyć, ma liczne wady i zalety.
— Kapitanie Geary, odwlekanie decyzji nie jest w pańskim stylu.
Nachmurzył się, tym razem znacznie mocniej.
— Nie odwlekam podjęcia decyzji, a ta rozmowa nie pomoże mi w rozwiązaniu problemu, przed którym stoję. Czy to już wszystko, co ma pani do powiedzenia? — powtórzył.
— A co z jeńcami wojennymi na Heradao? — zapytała szybko Desjani.
— Przecież nawet nie wiemy, czy nadal są przetrzymywani w tamtym systemie — odparł Gary, nie próbując nawet ukryć złości. — Zdobyte przez nas syndyckie zapiski są bardzo stare. Obóz mógł już dawno zostać przeniesiony. A jeśli jest tam nadal, wróg zyska pewność, że obecność jeńców wojennych Sojuszu na Heradao będzie czynnikiem, który skłoni nas do udania się właśnie tam, co z kolei oznacza, że Syndycy pracują już nad zastawieniem pułapki w tym systemie.
Desjani stała nieruchomo, kontrolowała się całkowicie, nawet oddech miała wciąż równy. W końcu zadała kolejne pytanie.
— Skąd Syndycy mogą wiedzieć, że odkryliśmy informacje o tym obozie? Przecież nie mają pojęcia, jakie dokumenty zdobyliśmy na Sancere.
To było bardzo rozsądne pytanie, ale nie wiedzieć czemu jeszcze bardziej rozsierdziło Geary’ego.
— Wie pani doskonale, że podejmę każde ryzyko w granicach rozsądku, aby uwolnić naszych jeńców.
— Tak jest.
Bez względu na dosłowne i pozytywne w gruncie rzeczy znaczenie tego krótkiego przekazu Geary wyczuł, że Desjani coś leży na wątrobie. Kapitan ewidentnie z czymś się nie zgadzała.
— W tym wypadku nie jestem jednak pewien, czy lot na Heradao wart jest związanego z tym ryzyka — dodał, a rosnące poirytowanie sprawiło, że te słowa zabrzmiały ostrzej, niż powinny.
— Z całym szacunkiem, sir, ale chciałabym panu przypomnieć, że każdy nasz ruch jest ryzykowny, a im dłużej zostajemy w tym systemie, tym większe zagrożenie na siebie ściągamy.
Geary rozpoznawał ten ton, czuł też, jak zaciskają mu się szczęki.
— A ja, z całym szacunkiem, chciałbym pani przypomnieć, że to na moich barkach spoczywa obowiązek ocalenia tej floty.
— Staram się o tym nie zapominać, sir — rzuciła oschle Desjani.
Geary obrzucił ją wściekłym spojrzeniem.
— Wie pani, że tego typu rozmowy tylko utrudniają mi życie?
Odwróciła się tak, aby spojrzeć mu prosto w oczy.
— Nie chciałabym wyjść na osobę zbyt bezpośrednią, ale akurat kwestia łatwości życia znajduje się na samym dole listy naszych priorytetów. Zasada ta dotyczy każdego dowódcy okrętu, a więc tym bardziej pana, komodorze. Powtórzę więc raz jeszcze: moim obowiązkiem jest służyć radą przełożonemu i mam zamiar robić to nadal, jeśli nawet pokazuje, że ma mnie gdzieś.
Читать дальше