William Gibson - Graf Zero

Здесь есть возможность читать онлайн «William Gibson - Graf Zero» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1997, ISBN: 1997, Издательство: Prószyński i S-ka, Жанр: Киберпанк, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Graf Zero: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Graf Zero»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Gibsonowska wizja przyszłości, nowoczesna i przerażająca prawdopodobna. Od czarnego rynku oprogramowania i zuchwałych kowbojów klawiatury, którzy planują wielkie skoki i rzucają się wgłąb systemów…
Przez snobistyczną kulturę świata sztuki, gdzie prawdziwy geniusz kryje się niczym ścigana zwierzyna… do elitarnego kręgu korporacyjnych technokratów.

Graf Zero — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Graf Zero», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Co widzimy? — zapytał Bobby.

Za każdym powtórzeniem swojej historii coraz mniej czuł się jak wilson. Czuł się ważny.

— Nie ty, dupku — odparł znużonym głosem Finn. — On. Ważniak z hoodoo. On wie. Widzi, że nie jest już tak samo. Siedzę w tym fachu od zawsze. Zaczynałem dawno temu. Jeszcze zanim istniała matryca, a przynajmniej zanim ludzie wiedzieli, że istnieje. — Popatrzył na Bobby'ego. — Mam parę butów starszych od ciebie, więc dlaczego do diabła miałbym się spodziewać, że coś widzisz? Kowboje istnieją od kiedy istnieją komputery. Pierwsze komputery zbudowali, żeby łamać niemiecki lód, zgadza się? Łamacze szyfrów. Czyli, gdyby spojrzeć na to w ten sposób, lód był jeszcze zanim powstały komputery.

Zapalił piętnastego tego wieczoru papierosa; dym zaczął wypełniać niewielki pokój.

— Lucas wie, na pewno. Od siedmiu czy ośmiu lat dziwne rzeczy dzieją się na obwodach kowbojskich konsoli. Nowi dżokeje zawierają układy z czymś… Prawda, Lucas? Tak, pewno że wiem; ciągle potrzebny im hard i soft, ciągle muszą być szybsi niż wąż na lodzie. Ale wszyscy mają sprzymierzeńców. A w każdym razie wszyscy, którzy mają pojęcie o cięciu lodu. Zgadza się, Lucas?

Lucas wyjął z kieszeni swoją złotą wykałaczkę i zajął się tylnym trzonowcem. Twarz miał mroczną i poważną.

— Trony i dominia… — westchnął niezbyt zrozumiale Finn. — Tak, są tam dziwne rzeczy. Duchy, głosy. Dlaczego nie? W oceanach żyły syreny i cały ten chłam, w my tu mamy morze krzemowe, nie? Pewno, to tylko projektowana halucynacja, której wszyscy zgodziliśmy się doznawać. Ale każdy, kto się włączy, wie, wie jak cholera, że to cały wszechświat. I co roku jest bardziej zatłoczony, podobny do…

— Dla nas — wtrącił Lucas — świat zawsze działał w ten sposób.

— Tak — zgodził się Finn. — I mogliście od razu się do niego włączyć, mówić ludziom, że to, z czym zawieracie układy, to te same wasze bóstwa z buszu…

— Boscy Jeźdźcy.

— Jasne. Może nawet w to wierzysz. Ale ja jestem już stary i pamiętam czasy, kiedy było inaczej. Gdybyś dziesięć lat temu w Eleganckiej Porażce próbował opowiedzieć któremuś z lepszych dżokejów, że gadasz w matrycy z duchami, wzięliby cię za wariata.

— Wilsona — wtrącił Bobby. Czuł się pozostawiony na uboczu i już wcale nie tak ważny.

Finn spojrzał na niego nie rozumiejąc.

— Kogo?

— Wilsona. Frajera. To takie powiedzenie szpanerów.

Znowu to zrobił. A niech to…

Finn przyjrzał mu się z dziwną miną.

— Jezu… Tak to nazywacie? Chryste, znałem tego faceta…

— Kogo?

— Bodine'a Wilsona. Pierwszy mój znajomy człowiek, który skończył jako przenośnia.

— Był głupi? — zapytał Bobby i natychmiast tego pożałował.

— Głupi? Nie, cholera. Był sprytny jak diabli. — Finn zgasił papierosa w popękanej, ceramicznej popielniczce Campari. — Po prostu pechowiec i tyle. Pracował kiedyś z Dixie Płaszczakiem…

Żółte przekrwione oczy zapatrzyły się w przestrzeń.

— Finn — odezwał się Lucas. — Skąd wziąłeś ten lodołamacz, który nam sprzedałeś?

Finn spojrzał na niego chłodno.

— Czterdzieści lat w tym interesie, Lucas. Wiesz, ile razy zadawali mi to pytanie? Wiesz, ile razy byłbym już trupem, gdybym odpowiedział?

Lucas kiwnął głową.

— Uznaję twój argument. Ale pozwól, że przedstawię ci swój. — Niczym miniaturowy sztylet wymierzył w Finna wykałaczkę. — Siedzisz tu z nami i nawijasz, ponieważ sądzisz, że ci trzej sztywni na górze mają jakiś związek z lodołamaczem, który nam sprzedałeś. I bardzo byłeś zainteresowany, kiedy Bobby opowiadał, jak ktoś skasował mieszkanie jego matki. Prawda?

— Może… — Finn odsłonił zęby.

— Ktoś ma cię na swojej liście, Finn. Ci trzej martwi ninje na górze kosztowali kogoś masę forsy. Kiedy nie wrócą, ktoś spróbuje znowu, tym razem bardziej na serio.

Przekrwione żółte oczy mrugnęły.

— Byli napakowani sprzętem. Gotowi do zamachu, ale jeden miał też inne rzeczy. Do zadawania pytań. — Poplamione nikotyną palce o kolorze zbliżonym do barwy skrzydeł karalucha potarły krótką górną wargę. — Dostałem go od Wigana Ludgate'a — rzekł. — Wiga.

— Nigdy o nim nie słyszałem — wyznał Lucas.

— Pieprznięty facet — wyjaśnił Finn. — Kiedyś był kowbojem.

Było tak, opowiadał Finn, a dla Bobby'ego było to nieskończenie ciekawe, nawet lepsze niż słuchanie Beauvoira i Lucasa… Wigan Ludgate przez pięć lat działał jako dżokej, co nie jest złym wynikiem jak na kowboja cyberprzestrzeni. Po pięciu latach kowboje albo są bogaci, albo odmóżdżeni i martwi. Albo utrzymują stajnię młodszych krakerów i zajmują się tylko organizacją. Wig w pierwszych, gorących latach młodości i chwały, uderzył szturmem w niezbyt zatłoczone sektory matrycy, reprezentujące obszary geograficzne znane niegdyś jako Trzeci Świat.

Krzem się nie zużywa; mikrochipy są praktycznie nieśmiertelne. Wig wziął to pod uwagę. Jak każde dziecko w jego wieku wiedział jednak, że krzem się starzeje, a to jeszcze gorsze niż zużycie. Fakt ten był dla Wiga ponurą, ale akceptowaną zasadą. Zresztą bardziej się martwił, że jego sprzęt zostanie w tyle za najnowszymi osiągnięciami sztuki, niż śmiercią (miał dwadzieścia dwa lata) czy podatkami (nie wypełniał zeznań, ale singapurskiej pralni pieniędzy wypłacał roczny procent, mniej więcej równy temu, ile musiałby zapłacić, gdyby zadeklarował swoje dochody). Wig pomyślał jednak, że cały ten przestarzały krzem musi przecież gdzieś trafiać. Trafiał, jak się dowiedział, w liczne bardzo ubogie miejsca, gdzie z wolna rozwijała się baza przemysłowa. Do krajów tak zacofanych, że wciąż poważnie traktowały koncepcję narodu. Wig przestukał się przez parę afrykańskich dziur i poczuł się jak rekin krążący w basenie z wodą gęstą od kawioru. Żadne ze smakowitych jajeczek nie było wiele warte, ale mógł otworzyć szeroko paszczę i zbierać… Łatwe, sycące i sumuje się. Wig pracował w Afryce przez tydzień, mimochodem doprowadzając do upadku co najmniej trzy rządy i wywołując niewypowiedziane ludzkie cierpienia. Pod koniec tygodnia wycofał się, tłusty od śmietanki z miliona śmiesznie małych kont bankowych. A kiedy odchodził, nadlatywała już szarańcza: pomysł z Afryką spodobał się innym.

Przez dwa lata Wig siedział na plaży w Cannes, brał tylko najdroższe, specjalnie komponowane prochy, a od czasu do czasu włączał malutki telewizorek Hosaki i z niezwykłym, dziwnie niewinnym skupieniem oglądał napuchnięte ciała martwych Afrykanów. W pewnym momencie — nikt nie potrafiłby stwierdzić, gdzie, kiedy i dlaczego — zaczęto dostrzegać, że Wig traci rozum. W szczególności, jak wyjaśnił Finn, nabrał przekonania, że Bóg mieszka w cyberprzestrzeni, a może to cyberprzestrzeń jest Bogiem albo jakąś jego manifestacją. Jego wycieczki w teologię odznaczały się gwałtownymi przesunięciami paradygmatów, prawdziwymi przeskokami wiary. Finn domyślał się, co w tych dniach interesowało Wiga; wkrótce po nawróceniu na nową i niespotykaną wiarę, Wigan Ludgate powrócił do Ciągu i wyruszył na epicką, choć nieco przypadkową wyprawę ku cybernetycznym odkryciom. Jako były dżokej konsoli wiedział, gdzie powinien się udać po najlepszy, jak to nazwał Finn, soft i hard. Finn dostarczył mu jednego i drugiego, gdyż Wig wciąż był bogatym człowiekiem. Wig wyjaśnił Finnowi swoją metodę mistycznej eksploracji. Polegała na tym, że rzutował świadomość w puste, pozbawione struktury sektory matrycy i czekał. Trzeba przyznać: nigdy nie twierdził, że spotkał Boga, choć utrzymywał, że przy kilku okazjach wyczuł Jego obecność, sunącego po powierzchni sieci. Po pewnym czasie Wigowi skończyły się pieniądze. A że duchowe poszukiwania doprowadziły do zerwania tych nielicznych kontaktów, jakie zachował z czasów przedafrykańskich, zniknął bez śladu.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Graf Zero»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Graf Zero» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


William Gibson - Lumière virtuelle
William Gibson
William Gibson - Mona Lisa s'éclate
William Gibson
William Gibson - Comte Zéro
William Gibson
William Gibson - Mona Liza Turbo
William Gibson
William Gibson - Neuromancer
William Gibson
William Gibson - Zero history
William Gibson
William Gibson - Neurománc
William Gibson
William Gibson - Count Zero
William Gibson
libcat.ru: книга без обложки
William Gibson
William Gibson - Johnny Mnemonic
William Gibson
Отзывы о книге «Graf Zero»

Обсуждение, отзывы о книге «Graf Zero» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x