Mówiąc to, Kith-Kanan ściągnął wodze i odwrócił głowę swego wierzchowca. Zanim jednak zdołał zbliżyć się do któregoś z nadzorujących kapłanów, Dunbarth chwycił jego lejce i zatrzymał go w miejscu.
— Nie spiesz się zbytnio, mój książę. Kapłani są niezwykle wpływowi. Mają przyjaciół na dworze, którzy z całą pewnością opowiedzą się przeciwko tobie.
Kith-Kanan był wyraźnie oburzony słowami krasnoluda.
— Kogo masz na myśli? — spytał. Dunbarth spuścił wzrok.
— Mam na myśli twojego brata, szlachetnego Sithasa.
Pod szerokim rondem kapelusza Kith-Kanan zmrużył oczy.
— Mój brat nie jest poganiaczem niewolników. Dlaczego mi to mówisz, panie?
— Mówię tylko to, co jest prawdą, Wasza Wysokość. Znasz dwór i wiesz, jak tworzą się sojusze. Książę Sithas stał się obrońcą świątyń. W zamian za to otrzymał poparcie kapłanów.
— Przeciwko komu?
— Każdemu, kto mu się sprzeciwia. Na przykład kapłance Miritelisinie ze Świątyni Quenesti Pah. Próbowała ona bronić tych, którzy uciekli z rzezi na równinach. Wiesz przecież o zamieszkach? — Kith-Kanan znał wersję zdarzeń opowiedzianą mu przez Sithasa, poprosił więc Dunbartha, aby ten kontynuował. — Zamieszki rozpoczęły się, ponieważ książę Sithas, kapłani, a także mistrzowie gildii chcieli usunąć z miasta biednych farmerów. Miritelisina ostrzegła ich, jednak oni opacznie rozumiejąc jej słowa, uwierzyli, ze zostaną wysiani z powrotem na równiny, i wszczęli bunt. Za to kapłanka została osadzona w więzieniu. Mówca pozwolił jej opuścić mury lochów, jednak ona kontynuuje swe dzieło w imię biednych i bezdomnych.
Kith-Kanan nie przemówił nawet słowem, przyglądając się mijającej ich trójce Kagonesti, na ramionach których spoczywał gruby na dziesięć cali, drewniany bał. W każdym z nich widział Anayę — te same ciemne oczy i włosy, to samo umiłowanie wolności.
— Muszę się temu sprzeciwić — rzekł w końcu. — To potworne, że jeden z pierworodnych ludów zniewala inny.
— Nie będą cię słuchali, Wasza Wysokość — odparł szybko Dunbarth.
Kith-Kanan skierował swego wierzchowca w kierunku pałacu.
— Usłyszą mnie. Jeśli nie będą chcieli słuchać, będę krzyczał do nich tak długo, aż to zrobią.
Z powrotem jechali żwawym cwałem, omijając zatłoczone uliczki w centrum miasta i trzymając się nadbrzeżnych alejek. Z chwilą gdy dotarli do pałacowego placu, z nieba spadły pierwsze krople delikatnego deszczu. Mackeli stał na dziedzińcu, odziany w swe nowe szaty giermka — ćwiekowaną, skórzaną kamizelka i hełm. Kiedy Kith-Kanan zatrzymał rumaka, Mackeli pospieszył do niego i trzymając wodze, czekał, aż książę zsiądzie z konia.
— Wyglądasz doskonale — rzekł Kith-Kanan, mierząc wzrokiem strój chłopca.
— Jesteś pewien, że to właśnie noszą giermkowie? — spytał Mackeli. Po tych słowach wetknął palce za ciasny kołnierz i szarpnął sztywną skórę. — Czuję się, jak gdybym został połknięty przez wielkiego wołu.
Kith-Kanan roześmiał się, klepiąc Mackeliego po ramieniu.
— Poczekaj, aż założysz swą pierwszą, prawdziwą zbroję — rzekł żywiołowo. — Poczujesz się wówczas, jak gdybyś został połknięty przez jednego z naszych gigantycznych żółwi!
Cała trójka zostawiła konie służącym, którzy odprowadzili je do stajni, podczas gdy oni sami weszli do pałacu. Natychmiast u ich boku pojawiły się pokojówki, niosąc w dłoniach suche ręczniki. Kith-Kanan i Dunbarth pobieżnie wytarli twarze, po czym oddali ręczniki służącym. Tylko Mackeli wycierał się długo i ostrożnie, z nieskrywanym zainteresowaniem przyglądając się dziewczętom. Obie panny, z których każda była mniej więcej w wieku Mackeliego, zarumieniły się pod czujnym spojrzeniem młodzieńca.
— Ruszaj się — mruknął Kith-Kanan, ciągnąc Mackeliego za rękaw. Zniecierpliwiony Dunbarth wyciągnął ręcznik z rąk chłopca i oddał go jednej z pokojówek
— Jeszcze nie skończyłem — zaprotestował Mackeli. — Gdybyś wycierał się dłużej, starłbyś z siebie nie tylko skórę, ale także i włosy — zauważył krasnolud.
Patrzyłem na dziewczęta — przyznał szczerze Mackeli.
— Tak, niczym wilk patrzący na swój obiad — zauważył Kith-Kanan. — Jeśli chcesz zaimponować dziewczętom, lepiej naucz się być odrobinę bardziej dyskretnym.
— Co masz na myśli?
— Ma na myśli to, żebyś się nie gapił — poradził Dunbarth. — Uśmiechnij się do nich i powiedz coś miłego.
Mackeli był wyraźnie zakłopotany.
— Cóż miałbym im powiedzieć?
Kith-Kanan wsparł brodę na dłoni i zastanowił się.
— Powiedz im komplement. Na przykład: "Jakie piękne masz oczy" albo spytaj je o imię i powiedz: „Cóż za piękne imię"
— Czy mogę je dotknąć? — spytał niewinnie Mackeli.
— Nie! krasnolud i książę wykrzyknęli niemal jednogłośnie.
Chwilę później zauważyli na korytarzu Ulvissena, któremu towarzyszył jeden z żołnierzy. Seneszal Ergothu wręczał swemu towarzyszowi wielką, mosiężną tubę, którą ten ukradkiem wepchnął do wiszącej na swoim ramieniu skórzanej torby. Widząc Kith-Kanana, Ulvissen wyprostował się dumnie, podczas gdy żołnierz zasalutował i oddalił się.
— Jak sprawy, mistrzu Ulvissenie? — spytał beznamiętnie książę.
— Bardzo dobrze, Wasza Wysokość. Właśnie wysiałem Jego Cesarskiej Mości kopię wstępnego porozumienia.
— Tak od razu?
Ulvissen pokiwał głową. Skrywana pod brodą i siwiejącymi włosami twarz wyglądała na wymizerowaną — Sądząc po wyglądzie mężczyzny, Kith-Kanan przypuszczał, że z rozkazu lady Teralind mężczyzna siedział do późnej nocy, przygotowując depeszę.
— Czy wiesz może, gdzie znajdę mego ojca i księcia Sithasa?
— Ostatnio widziałem ich w sali przyjęć, gdzie przykładano pieczęcie do kopii dokumentów — odparł uprzejmie Ulvissen, po czym pokłonił się nisko.
— Dziękuję. — Kith-Kanan i towarzyszący mu Dunbarth ruszyli dalej. Mackeli także wyminął wysokiego, starszego mężczyznę, patrząc na niego z nieskrywaną ciekawością.
— Ile masz lat? — spytał bez namysłu. Ulvissen był najwyraźniej zaskoczony, jednak odpowiedział.
— Czterdzieści dziewięć.
— Ja mam sześćdziesiąt jeden — odparł chłopiec. — Jak więc jest to możliwe, że wyglądasz na dużo starszego ode mnie?
Kith-Kanan zawrócił, chwytając młodzieńca za łokieć.
— Wybacz mu. Ekscelencjo — rzekł. — Chłopiec całe swoje życie mieszkał w lesie i niewiele wie o panujących we dworze obyczajach.
— To nic — odparł Ulvissen. Z uwagą przyglądał się jednak, jak książę i krasnoludzki ambasador delikatnymi szturchnięciami poganiają Mackeliego.
Pałacowa sala przyjęć znajdowała się na parterze wieży głównej, zaledwie piętro niżej od Sali Balifa. Na korytarzu Dunbarth rozstał się z Kith-Kananem.
Moje stare kości potrzebują drzemki — przeprosił. Mackeli ruszył za księciem, ten jednak nakazał mu pozostać za drzwiami i pomimo protestów chłopca oznajmił
— Znajdź sobie inne pożyteczne zajęcie. Niebawem wrócę.
Po tych słowach Kith-Kanan wszedł do pełnego stołów i krzeseł pomieszczenia, w którym skrybowie pisali coś zapamiętale. Przepisywano tu w pełnym brzmieniu cały przebieg konferencji, której kolejne kopie powstawały tak szybko, jak tylko główny skryba zdołał zakończyć kolejną stronę.
Pośrodku lego zorganizowanego chaosu stali Sithel i Sithas, którzy najwyraźniej zatwierdzali następne zwoje pergaminu, zapisane gęsto ozdobnym pismem. Pomiędzy stołami uwijali się chłopcy, ponownie wypełniając kałamarze, ostrząc rylce i gromadząc świeże sterty niezapisanego papieru welinowego. Kiedy Sithel dostrzegł Kith-Kanana, odsunął na bok zwój pergaminu i skinieniem dłoni nakazał swym pomocnikom oddalić się.
Читать дальше