Nagle książę zerwał się na równe nogi. Jego reakcja zupełnie zaskoczyła wszystkich, którzy niemalże zapomnieli o jego obecności. Sithel spojrzał pytająco na swego syna, podczas gdy Kith-Kanan nieśmiało rozprostował fałdy swej białej szaty.
— Wydaje mi się — rzekł z godnością — że cały problem dotyczący zachodnich prowincji wynika z tego, że nowi osadnicy wypierają starych. Przypuszczam, ze nikt z tutaj zgromadzonych nie stanąłby w obronie podobnych działań. — Sithas i Dunbarth spojrzeli na Teralind, która wzruszyła ramionami.
Po tych słowach Kith-Kanan zbliżył się do środka sali. Widząc, że oczy wszystkich zgromadzonych skierowane są ku bliźniakowi, Sithas zaczął nerwowo wiercić się na krześle.
— Jeśli przyznamy zgodnie, że każdy, niezależnie od rasy, ma prawo osiedlić się na wolnej ziemi, wówczas problem stanie się prosty: jak ochraniać prawowitych osadników przed tymi, którzy pragną ich wygnać.
— Kiedyś wysłałem żołnierzy — rzekł beznamiętnie Mówca. — Zostali jednak zdradzeni i zamordowani.
— Wybacz mi, ojcze — odparł Kith-Kanan — jednak z tego, co słyszałem o owym zajściu, żołnierzy tych było zbyt mało i nie byli oni odpowiednio przygotowani. Jeśli mamy zamiar dzielić szczodrość tych ziem, musimy również podzielić obowiązek chronienia ich. Żołnierze żyjący w mieście nie mają tam nic do stracenia, a jedynie wykonują rozkazy Mówcy, Książę rozejrzał się dookoła, spoglądając na zgromadzonych. — Nie rozumiecie? Potrzeba tu lokalnej siły, straży, w której rolnik będzie miał swą własną tarczą i włócznię, dzięki której będzie w stanie obronić ziemię swoją i swego sąsiada.
— Straż? — odparto zainteresowana Teralind. Natychmiast u jej boku pojawił się Ulvissen, który uporczywie starał się porozmawiać z kobietą.
— Uzbroić rolników? — spytał Dunbarth. Rondo jego kapelusza oderwało się od trzymającej je klamry i opadło na oczy krasnoluda. Emisariusz Thorbardinu odepchnął je do tyłu.
— Chłopi z włóczniami nigdy nit stawią czoła konnym bandytom — stwierdził Sithas..
— Zrobią to, jeśli zostaną przeszkoleni i jeśli przewodzić im będą doświadczeni żołnierze — odparł Kith-Kanan, który podejmował teraz błyskawiczne decyzje.
— Jeden sierżant na jedną dwudziestoosobową kompanię; jeden kapitan na dwustu osobowy oddział.
— Czy masz na myśli uzbrojenie wszystkich osadników zamieszkujących sporne regiony? — spytał Dunbarth. — Nawet tych, w których żyłach nie płynie krew elfów?
— Naturalnie. Jeśli uzbroimy jedną grupę, natomiast innej nie, będzie to jawne zaproszenie do wojny. Mieszana straż zjednoczy mieszkańców, nakaże im walczyć ramię w ramię z członkami innych ras.
— Wciąż powtarzam, że rolnicy i hodowcy bydła nigdy nie schwytają mobilnej bandy najeźdźców — odparł sztywno Sithas.
Kith-Kanan z entuzjazmem podszedł do krzesła, na którym zasiadał jego bliźniak.
— Nie rozumiesz, Sith? Oni wcale nie będą musieli łapać bandytów. Muszą być jedynie gotowi do odparcia ich ataków. Dlaczego zrujnowana wioska, którą widzieliśmy z Mackelim, otoczona była wysokim na osiem stóp, darniowym murem? Gdyby jej mieszkańcy mieli kilka włóczni i wiedzieli jak nimi walczyć, wszyscy mogliby ocaleć. — Sądzę, że jest to znakomity pomysł — zauważył Sithel.
— Mnie również się on podoba. Kith-Kanan obrócił się, by zobaczyć, czy to, co usłyszał chwilę temu, faktycznie było prawdą. Teralind siedziała dumnie, z rękoma złożonymi na kolanach swej bordowej sukni.
— Podoba rai się — powtórzyła stanowczym tonem. — Kładzie odpowiedzialność na ramiona tych, którzy zamieszkują owe tereny. — Stojący za jej plecami Ulvissen był niemalże siny z wściekłości. — Nie będzie potrzeby wysyłania żadnej armii, naszej czy tez waszej. Dzięki temu imperator zaoszczędzi mnóstwo pieniędzy.
— Mam pewne obawy co do skuteczności owej straży — wtrącił Dunbarth — jednak niech nikt nie mówi, że Dunbarth z Dunbarthów nie chciał dać temu pomysłowi szansy! — Krasnolud zdjął z głowy swój kłopotliwy kapelusz. — Myślę, że nastanie pokój! — zadeklarował, ciskając kapelusz na lśniącą, marmurową posadzkę.
— Nie bądź zbyt pochopny — ostrzegł go Sithas. Jego zasadniczy głos ostudził narastający w wieży zapał — Plan mego brata ma pewne zalety, nie mówi jednak nic o kwestii władzy. Stwórzmy straż, ale taką, w której uzbrojone będą tylko elfy.
Kith-Kanan wyglądał na porażonego słowami brata, podczas gdy widoczny na twarzy Teralind spokój natychmiast zniknął.
— Nie, to nie możliwe! — wybuchnęła kobieta. — Ergoth nie pozwoli na to, by ludzie mieszkali niczym zakładnicy pośród elfiej armii!
— Racja — odparł Dunbarth, podnosząc kapelusz i wytrzepując go o nogę.
— Nic możemy zrzec się naszych pradawnych praw do tej ziemi! — nalegał Sithas.
— Zamilcz! — rzekł Mówca, marszcząc brew. Teraz z kolei Sithas wyglądał na niezadowolonego. — Mówimy tu o pomyśle, który można wcielić w życie. Jeśli Ergoth i Thorbardin są w stanie zgodzić się na propozycję Kith-Kanana, nie mogę w dobrej wierze odrzucie najlepszej szansy na pokój.
Sithas otworzył usta, aby przemówić, jednak Sithel uciszył go jednym spojrzeniem. Widząc to, książę odwrócił się, zaciskając usta w wąską kreskę.
Po krótkiej chwili, kiedy omówione zostały konkretne szczegóły, delegaci doszli do wstępnego porozumienia. Każdy z trzech narodów zastał zobowiązany do wysłania korpusu doświadczonych wojowników, których celem było zorganizowanie nowej straży. Ustalono, że arsenał powstanie w miejscu, gdzie stacjonować będzie kadra oficerska. W razie jakichkolwiek kłopotów wszyscy zdolni do walki mieszkańcy w promieniu dwudziestu mil stawią się w zbrojowni, aby odebrać broń i oddać się pod dowództwo wyszkolonych wojowników. Żadna z trzech nacji nie będzie samodzielnie dowodziła ową strażą.
— Oczekujecie, ze doświadczeni wojownicy będą mieszkali w głuszy, sprawując pieczę nad wielobarwnym, rolniczym motłochem? — zapytał Sithas, ze źle skrywaną irytacją.
— Co waszym zdaniem sprawi, że zechcą tam pozostać?
Kith-Kanan skrzyżował ramiona.
— Zimia — oznajmił. — Dajcie im coś, co zatrzyma ich z dala od miasta.
— Dajcie im tyle, aby ich praca była opłacalna — rzekł Dunbarth, rozumiejąc nagle istotę pomysłu Kith-Kanana.
— Oczywiście! Pięć akrów dla każdego sierżanta. Dwadzieścia akrów dla każdego kapitana. Powstanie w ten sposób nowe ziemiaństwo, lojalne wobec ziemi i swych sąsiadów — przewidywał Kith-Kanan.
Mówca nakazał skrybom przygotować projekt dekretu. Następnie, jako że zaczynało już zmierzchać, odroczył posiedzenie. Wszyscy powstali, kiedy Sithel — zmęczony, choć zadowolony — opuszczał salę. Teralind przygarbiła się, lecz znalazła wsparcie w silnym ramieniu Ulvissena. Który — jak się zdawało — nie był wcale szczęśliwy z powodu bieżących wydarzeń. Podobne wrażenie sprawiał Sithas, kiedy opuszczał wieżę. Kith-Kanan miał właśnie udać się jego śladem, kiedy zatrzymało go wołanie Dunbartha.
— Mój książę — rzekł krasnolud z wyraźnym entuzjazmem. — Chciałbym pogratulować iście mistrzowskiego posunięcia!
Kith-Kanan wciąż nie odrywał wzroku od wychodzącego prywatnym pałacowym wyjściem bliźniaka.
— Tak, dziękuję — odparł zdawkowo.
— Dziękuję bogom, że sprowadzili cię z powrotem do Silvanostu — ciągnął krasnolud, składając dłonie na okrągłym brzuchu. — Oto czego potrzebował ten problem, świeżego spojrzenia! — Po tych słowach Dunbarth odchrząknął znacząco.
Читать дальше