Ambasadorowie? Gdzie oni są? — spytał Kith-Kanan. — I... Sith, co stało się z targowiskiem? Wygląda, jak gdyby ktoś je splądrował.
— Opowiem ci o wszystkim.
Kiedy bliźniacy dotarli do schodów. Kith-Kanan spojrzał — do tyłu. Na ciemniejącym niebie widać było pierwsze gwiazdy. Znużony Arcuballis przycupnął na dachu, szykując się do snu. Książę przeniósł wzrok z upstrzonego gwiazdami nieba na pobliski gmach Wieży Gwiazd. Nieświadomy tego, co robi, podniósł dłoń do gałązki dębu, którą odciął z drzewa Anayi, i wyciągnął ją z ukrycia. Gałązka zmieniła się. W miejscach, gdzie jeszcze niedawno były ściśnięte, twarde pąki, widniały teraz idealne, zielone listki. Pomimo tego, że została ścięta przeszło trzy dni temu, wciąż była soczyście zielona i zdawała się rosnąć.
— Cóż to takiego? — spytał zaciekawiony Sithas. Kith-Kanan odetchnął głęboko i wymienił z Mackelim porozumiewawcze spojrzenie.
— Oto najciekawsza część mojej historii, bracie. — Mówiąc to, delikatnie wsunął pęd na swoje miejsce, tuż nad sercem.
Świeżo wykąpani, odziani i nakarmieni Kith-Kanan i Mackeli podążali za Sithasem do Sali Balifa, gdzie Mówca, lady Nirakina i lady Hermathya spożywali późną, prywatną kolację.
— Zaczekajcie tu — rzekł Sithas, zatrzymując swego i towarzyszącego mu chłopca tuż przed drzwiami mi do hali. — Pozwólcie, że ich przygotuję.
Mackeli skupiał niemalże całą swą uwagę na otoczeniu. Odkąd wszedł do pałacu, dotykał kamiennych ścian i podłóg, badał brązowe i żelazne okucia, a także z zapartym tchem gapił się na mijających go dworzan i służących. Teraz stał odziany w jeden ze starych strojów Kith-Kanana. Rękawy szaty były zbyt krótkie i mimo, iż jego nierówne włosy zostały uczesane tak schludnie, jak tylko było to możliwe, Mackeli wciąż przypominał wyglądem dobrze ubranego stracha na wróble.
Służący, którzy zdążyli już rozpoznać Kith-Kanana, gapili się na niego z otwartymi ustami. Książę uśmiechnął się do elfów, jednak poradził im szeptem, aby wrócili do swych obowiązków. Sam natomiast, nasłuchując, przysunął się do potężnych drzwi. Nawet tak niewyraźny i odległy głos ojca sprawił, że młodzieniec poczuł w gardle nagły uścisk. Zdenerwowany Kith-Kanan spoglądał w kierunku uchylonych drzwi, kiedy Sithas wyciągnął ku niemu dłoń. Wyprostowany niczym struna, książę wszedł dumnym krokiem do sali, w której zapadła nagle kompletna cisza. Chwilę później dał się słyszeć stłumiony okrzyk i srebrna łyżeczka upadła z brzękiem na marmurową posadzkę. Hermathya pochyliła się, by podnieść z ziemi swą zgubę.
Sithas zatrzymał Mackeliego, tak by Kith-Kanan mógł samotnie podejść do stołu. Niepokorny książę Silvanesti stał teraz naprzeciw swych rodziców i byłej kochanki, oddzielony od niech masywnym, owalnym meblem.
Nirakina wstała od stołu, jednak Sithel nakazał jej wrócić na swoje miejsce. Kobieta posłusznie opadła na krzesło, a na jej policzkach zabłysły pierwsze łzy. Kith-Kanan złożył wszystkim obecnym głęboki pokłon.
— Wielki Mówco — — zaczął. Po chwili zaś dodał: Ojcze. Dziękuję, że pozwoliłeś, aby Sithas przywołał mnie z powrotem do domu. — Obie elfki natychmiast przeniosły wzrok na Sithela, nie wiedziały bowiem nic o wyrozumiałości Mówcy.
— Przez długi czas byłem na ciebie bardzo zły — odparł surowo Sithel. — Nikt z Królewskiego Rodu nie zhańbił nas tak, jak uczyniłeś to ty. Co masz nam do powiedzenia?
Kith-Kanan przyklęknął na jedno kolano.
— Jestem największym głupcem, jaki kiedykolwiek chodził po świecie — rzekł, wbijając wzrok w posadzkę. — Wiem, że zhańbiłem was i samego siebie. Pogodziłem się już ze sobą i z bogami, a teraz chciałbym także pogodzić się ze swą rodziną.
Słysząc te słowa. Sithel odepchnął krzesło i wstał. W świetle świec jego białe włosy zdawały się złote. Mówca odzyskał już część utraconej w czasie choroby wagi, a widoczny w jego oczach ogień zdawał się płonąć z nową siłą. Stanowczym, równym krokiem ominął stół i podszedł do miejsca, w którym klęczał jego młodszy syn.
— Wstań — rzekł, wciąż tym samym, rozkazującym tonem. Kiedy Kith-Kanan podniósł się na nogi, srogość na dobre opuściła twarz Mówcy. — Synu — rzekł, kiedy stanęli twarzą w twarz.
Po tych słowach, niczym witający się żołnierze, poklepali swe ramiona. To jednak nie wystarczyło Kith-Kananowi i młodzieniec z zapałem uścisnął ojca, który równie żarliwie odwzajemnił czułość syna. Ponad ramieniem Mówcy Kith-Kanan ujrzał swą matkę, wciąż płaczącą, choć teraz łzy płynęły po twarzy, na które; widniał promienny uśmiech.
Hermathya za wszelką cenę próbowała zachować rezerwę, jednak blada twarz i drżące palce zdradzały targające nią uczucia. Elfia panna złożyła dłonie na podołku i z uporem rozglądała się na boki, wbijając wzrok w ściany, sklepienie, cokolwiek, byle nie patrzeć na Kith-Kanana.
Sithel odsunął syna i przyjrzał się jego pociemniałej od słońca skórze.
— Nie mogę się ciebie wyprzeć — rzekł łamiącym się głosem. — Jesteś moim synem i niezmiernie się cieszę z twojego powrotu!
Nirakina podeszła do syna i ucałowała go. Kith-Kanan otarł z jej twarzy łzy i pozwolił, aby oprowadziła go do koła stołu, gdzie przygotowano dla nich miejsca. Chwilę później oboje podeszli do — wciąż siedzącej za stołem — Hermathyi.
— Dobrze wyglądasz, pani — rzekł z zakłopotaniem Kith-Kanan.
W odpowiedzi elfia panna podniosła głowę i spoglądając na księcia, zamrugała oczami.
— Czuję się dobrze — odparła niepewnym głosem, — Dziękuję, że zauważyłeś. — Widząc, że Kith-Kanan nie wie, co odpowiedzieć, Sithas ruszył bratu z odsieczą. Wprowadził do sali Mackeliego i przedstawił chłopca zgromadzonym. Sithel i Nirakina byli najwyraźniej oczarowani i zadziwieni nieokrzesanym zachowaniem gościa. Teraz, kiedy wiadomość rozeszła się po pałacu, służący odrywali się od pracy i zrywali z łóżek, aby nieprzerwanym strumieniem wlewać się do sali i oddawać cześć księciu. Ze względu na swą żywiołowość i dobre serce Kith-Kanan zawsze był lubiany przez członków Domu Służebnego.
— Cisza, wszyscy! Cisza — krzyknął Sithel. Zgromadzony tłum natychmiast zamilkł. Mówca zażądał amfory pełnej najprzedniejszego nektaru i sale wypełniła cisza, podczas której podawano sobie pucharki słodkiego napoju. Kiedy już wszyscy zostali obdzieleni, Sithel uniósł w górę swój kielich i radosnym gestem pozdrowił młodszego syna.
— Za księcia Kith-Kanana! — wykrzyknął. — Za to, końcu wrócił do domu! — Za Kith-Kanana! — wykrzyknął zgromadzony tłum. Chwilę później wszyscy zanurzyli usta w słodyczy nektaru.
Wszyscy, z wyjątkiem jednej osoby. Hermathya tak mocno ściskała w dłoni twój puchar, że jej knykcie stały równie białe co twarz.
W końcu służba opuściła salę, jednak zgromadzona w niej rodzina pozostała. Otoczywszy Kith-Kanana, rozmawiali z nim przez długie godziny, opowiadając o tym, co wydarzyło się podczas jego nieobecności. On, w zamian, uraczył ich opowieściami o swych przygodach w czasie życia w lesie.
— Tak wiec jestem teraz wdowcem — rzekł ze smutkiem, wpatrując się w wypełniające dno kielicha resztki nektaru. — Anaya została wezwana przez las, któremu tak długo służyła.
— Czy ta Anaya była szlachetnie urodzona? — spytała delikatnie Nirakina.
— Jej narodziny były tajemnicą nawet dla niej samej. Przypuszczam, iż została wykradziona swej rodzinie przez poprzednią, strażniczkę; podobnie jak ona sama wykradła Mackeliego.
Читать дальше