Paul Thompson - Pierworodny

Здесь есть возможность читать онлайн «Paul Thompson - Pierworodny» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Pierworodny: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Pierworodny»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Silvanos, dostojny założyciel zjednoczonego państwa elfów znanego jako Silvanesti, umiera i zostaje pochowany w kryształowym grobowcu. Tron Mówcy Gwiazd przechodzi na jego syna — Sithela, który sam jest ojcem dwóch bliźniaczych synów. Książęta Sithas i Kith-Kanan reprezentują rodzące się w narodzie nowe frakcje. Niestabilna sytuację starają się wykorzystać wrogowie — zarówno ci zewnętrzni jak i wewnętrzni. Nieznani najeźdźcy pustoszą dalekie prowincje państwa, narastają niepokoje wśród ludu, mnożą się kolejne spiski pałacowe. Drogi rywalizujących ze sobą braci rozchodzą się. Obaj zmuszeni będą dokonywać dramatycznych wyborów, które położą kres jedności i zadecydują o losach ich rodziny i wszystkich elfów...

Pierworodny — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Pierworodny», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

22

Wiosna, rok Barana

Dni zdawały się puste. Każdego ranka Kith-Kanan siedział obok młodego dębu. Drzewko było wysoki i smukłe, a jego splecione gałęzie strzelały ku niebu. Wkrótce — podobnie jak w innych drzewach — pojawiły się na nim pierwsze pąki liści. Te jednak zdawały się symbolem: przesłaniem, iż oto, po raz kolejny, las wypełniał się szalonym i pełnym radości życiem. Nawet polana wybuchła eksplozją dzikich kwiatów i bujnych, zielonych roślin. Prowadząca do sadzawki ścieżka w przeciągu jednego dnia pokryła się soczystą trawą i kołyszącymi się na wietrze ostami.

— Nigdy wcześniej nie było tu takiej wiosny — krzyczał Mackeli. — Wszystko zdaje się rosnąć w oczach! — Chłopiec odzyskał dobry nastrój dużo szybciej niż Kith-Kanan. Łatwo pogodził się z myślą, że przemiana Anayi była z góry przesądzona i teraz za wszelką cenę starał się rozweselić przyjaciela.

Tego pięknego dnia obaj siedzieli na jednej z niższych gałęzi potężnego dębu. Dyndające nogi Mackeliego ruszały się w przód i w tył, podczas gdy chłopak, spoglądając na polanę, przeżuwał słodkie źdźbło trawy.

— To tak, jakbyśmy byli oblężeni — dodał. W ciągu niecałego tygodnia trawa urosła na wysokość talii. Otaczająca drzewo naga ziemia, wydeptana codzienną krzątaniną, stopniowo kurczyła się i porastała roślinnością. — Łowy powinny być udane — zachwycał się Mackeli. Jego nowo odkryty apetyt na mięso był wręcz nieopisany. Chłopiec jadł dwukrotnie więcej niż Kith-Kanan i nieustannie rósł w siłę. Odkąd Arcuballis udoskonalił swe umiejętności w przynoszeniu zwierzyny, obaj mężczyźni byli dobrze odżywieni.

Jednak wraz z eksplozją kwitnących drzew i roślin nadeszła prawdziwa plaga owadów. Nie byli to jednak Czarni Pełzacze Anayi, a roje pszczół, much i motyli. W tych dniach powietrze było ich pełne. Aby powstrzymać natrętne pszczoły przed zadomowieniem się we wnętrzu drzewa, Kith-Kanan i Mackeli musieli bezustannie utrzymywał płonący na palenisku ogień.

Arcuballis raz dziennie powracał do domu z upolowanym dzikiem czy jeleniem, zatem niewiele pozostało im do roboty. Mackeli po raz kolejny zaczął wypytywać o Silvanost, z nadzieją, iż dzięki temu odwróci uwagę Kith-Kanana od smutku i rozpaczy. Rozmawiali więc o mieszkańcach miasta, ich strojach, zwyczajach, pracy i wielu innych rzeczach. Powoli Kith-Kanan zaczaj dzielić się z Mackelim swoimi wspomnieniami i, o dziwo, poczuł niewypowiedzianą tęsknotę za domem.

— A co z... — Mackeli zagryzł dolną wargę. — Co z dziewczętami?

Kith-Kanan uśmiechnął się łagodnie.

— Tak, są tam również dziewczęta.

— Jakie one są?

— Silvanestyjskie panny znane są ze swego wdzięku i urody — odparł książę bez zbytniej przesady. — Większość z nich jest życzliwa, delikatna i bardzo inteligentna: znane są również i takie, które potrafią jeździć konno i wiedzą, jak używać miecza. Te jednak należą do rzadkości. Są płomiennowłose, jasnowłose o włosach jasnych niczym piasek, widziałem również takie, których włosy były czarne jak niebo nocą.

Mackeli przyciągnął nogi i przykucnął na piętach.

— Chciałbym je poznać! Wszystkie!

— Nie wątpię, Keli — rzekł z powagą Kith-Kanan. — Jednak nie mogę cię tam zabrać.

Mackeli znał opowieść o ucieczce Kith-Kanana z Silvanostu.

— Za każdym razem, gdy Ny się na mnie gniewała, czekałem kilka dni, a później szedłem do niej i mówiłem, że jest mi przykro — podpowiedział chłopiec. — Nie możesz powiedzieć swemu ojcu, że jest ci przykro?

— To nie takie proste — odparł książę.

— Dlaczego?

Kith-Kanan otworzył usta, by wyjaśnić wszystko Mackeliemu, jednak nie wydobył z siebie ani słowa. Właśnie, dlaczego? Z pewnością po tak długim czasie gniew ojca złagodniał. Bogowie wiedzieli, że jego własna złość po utracie Hermathyi osłabła i przeminęła, jak gdyby nigdy i śmiała. Nawet teraz, kiedy wymawiał w myślach jej imię, nie czuł w sobie żadnej namiętności. Jego serce już na zawsze będzie należało do Anayi. Teraz, kiedy zabrakło także i jej, dlaczego nie miałby powrócić do domu?

Doszedł jednak do wniosku, że nie może tego uczynić.

— Mój ojciec jest Mówcą Gwiazd. Wiążą go tradycje, których nie może zlekceważyć. Gdyby był tylko mym ojcem, być może mógłbym powrócić i błagać go o wybaczenie. Jednak otaczają go ludzie, którzy mogą nie zechcieć mojego powrotu.

Mackeli pokiwał głowa ze zrozumieniem.

— Wrogowie.

— Nie moi osobiści wrogowie, ale wszyscy kapłani i mistrzowie gildii, którzy zabiegają o to, aby rzeczy pozostały takimi, jakie były przez wieki. Mój ojciec potrzebuje ich wsparcia, dlatego właśnie oddał Hermathyę Sithasowi. Jestem pewien, ze mój powrót wywołałby w mieście wielki niepokój.

Mackeli wrócił do siedzenia na gałęzi, machając w powietrzu nogami.

— To wszystko wydaje się takie skomplikowane — rzekł. — Moim zdaniem las jest lepszy.

Nawet z rozdartym po śmierci Anayi sercem, rozglądając się po usianej kwiatami, słonecznej polanie, Kith-Kanan musiał przyznać chłopcu rację.

Przywołanie uderzyło w niego z siłą ciosu.

Był Wieczór. Od dyskusji na temat Silvanostu minęły już cztery dni i obaj mężczyźni zajęci byli obdzieraniem ze skóry górskiego łosia. Ani Kith-Kanan, ani Mackeli nie potrafili wytłumaczyć, dlaczego gryf przebył dwieście mil do Gór Khalkist, by upolować łosia; wiadomo było jednak, że była to najbliższa okolica obfitująca w taką zwierzynę. Niemalże kończyli pracę, kiedy nadeszło Przywołanie.

Kith-Kanan wypuścił z dłoni krzemienny nóż do obdzierania zwierzyny. Chwilę później skoczył na równe nogi, wyciągając ręce, jak gdyby nagle pozbawiono go wzroku.

— Kith! Kith, co się dzieje? — wrzasnął Mackeli. Las zniknął sprzed oczu Kith-Kanana. Zamiast niego młodzieniec ujrzał mglisty obraz ścian, podłogi i wykutego w białym marmurze sklepienia. Poczuł się tak, jak gdyby coś uniosło go ponad własnym ciałem i przeniosło do Silvanostu. Oszołomiony, przyjrzał się własnej ręce i zamiast skórzanej tuniki i stwardniałej dłoni zauważył smukłe, gładkie palce i białą, jedwabną szatę. Widoczny na palcu pierścień należał do Sithasa.

W głowie księcia eksplodowała prawdziwa gama uczuć: niepokoju, smutku, samotności. Oto Sithas wzywał jego imię. W mieście pojawiły się kłopoty. Kłótnie i walki. Na dworze byli jacyś ludzie. Widząc gnające przed oczami obrazy, książę zatoczył się do tyłu — zawołał. Kiedy tylko wypowiedział imię brata. Przywołanie dobiegło końca.

Stojący obok Mackeli szarpał go za poły tuniki. Kith-Kanan jak oszalały wyrwał się z jego uścisku i odepchnął chłopca w tył.

— Co się stało? — spytał przerażony Mackeli. Mój brat. To był mój brat, w Silvanoście... Widziałeś go? Mówił coś?

Nie używał słów. Kraj jest w niebezpieczeństwie... Kith-Kanan przycisnął dłonie do twarzy. Serce mu waliło — Muszę wrócić. Muszę udać się do Silvanostu. — Po tych słowach odwrócił się i zniknął we wnętrzu dębu. — Zaczekaj! Czy musisz wracać natychmiast?

— Muszę iść. Muszę iść teraz — obstawał przy swoim Kith-Kanan.

— A zatem weź mnie ze sobą!

Kith-Kanan pojawił się w wejściu.

— Co powiedziałeś?

— Zabierz mnie ze sobą — powtórzył z nadzieją Mackeli — Będę twoim służącym. Zrobię wszystko. Będę czyścił twoje buty, przygotowywał posiłki... cokolwiek zechcesz. Nie chcę zostać tu sam, Kith. Chcę zobaczyć miasto, w którym mieszkają tacy jak ja!

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Pierworodny»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Pierworodny» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Paul Thompson - The Qualinesti
Paul Thompson
Paul Thompson - Sister of the Sword
Paul Thompson
Paul Thompson - Sanctuary
Paul Thompson
Paul Thompson - Destiny
Paul Thompson
Paul Thompson - The Forest King
Paul Thompson
Paul Thompson - The Middle of Nowhere
Paul Thompson
Paul Thompson - Dargonesti
Paul Thompson
Paul Thompson - Darkness and Light
Paul Thompson
Paul Thompson - Riverwind
Paul Thompson
Paul Thompson - A Hero's justice
Paul Thompson
Paul Thompson - The Wizard_s Fate
Paul Thompson
libcat.ru: книга без обложки
Paul Thompson
Отзывы о книге «Pierworodny»

Обсуждение, отзывы о книге «Pierworodny» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x