– Grubość, matole. Miało być 0,9 centymetra, a ty dałeś1,03! Za taką fuszerkę by cię w mordę walnąć wypadało. – Przepraszam – robol wtulił głowę w ramiona.
– Swoje dzieci będziesz przepraszał! Żeby mi to było ostatni raz! Na plac budowy wtoczyła się ciężarówka z cegłami. Egzorcysta zeskoczył z rusztowania. Robole już spieszyli, gotowi wyładować towar. Zatrzymał ich władczym gestem ręki. Z paki zdjął jedną cegłę. Dostawca właśnie wyszedł z szoferki. W ręce trzymał papiery.
– Co to jest? – Jakub podsunął mu cegłę pod nos.
– No, cegła – wyjaśnił kierowca.
– To jest gówno, a nie cegła! – syknął. – To ma być kolor? Nie dopiekliście, trzeba było dwa dni dłużej w piecu potrzymać. I dać wyższą temperaturę przez pierwsze dni.Mnie to nie obchodzi. Przywiozłem i podpisujcie.Egzorcysta bez wysiłku złamał cegłę w dłoniach. Robole cofnęli się z respektem.Zabieraj się z tym i powiedz temu kutasowi dyrektorowi, że jak jeszcze raz przyśle taki szmelc, to sobie poszukamy innego dostawcy. Kierowca popatrzył na przełamaną cegłówkę i bez słowa wsiadł do szoferki. Wykręcił i odjechał, jakby go wszyscy diabli gonili. Jakub z zadowoleniem przechadzał się po placu. Budowlańcy schodzili mu z oczu jak mogli. Stanął koło baraczku i zaczął ich liczyć. Przeliczył dwukrotnie, sprawdził na wszelki wypadek na palcach. Za każdym razem brakowało mu dwu. Wszedł więc między sągi drewna. Faktycznie, przeczucie go nie myliło. Dwaj pracownicy siedzieli i właśnie przymierzali się, by rozpić litrową flaszkę ruskiego spirytusu.Ha, bumelanci! – huknął na nich. – Dawać tę flaszkę migiem! Oddali mu przestraszeni i skulili się, oczekując reprymendy. – Od ruskich kupujecie, zamiast od własnego kierownika! – huknął. – Granda! Na tej budowie ja mam monopol na wódę. Zresztą, Ruscy oszukują. Pewnie kupiliście flaszkę zwykłej wody, a nie spirytus… – Mnie tam Ruscy nigdy nie oszukali – wtrącił jeden z pracowników nieśmiało. – Milczeć! – huknął na nich. Odkręcił plastikowy korek, a potem przechylił szyjkę do ust i wygulgał od razu połowę. Gardło, wygarbowane różnymi wynalazkami, poczuło tylko miłe łaskotanie. Oderwał szyjkę od ust i zakręcił korek. – Widzicie, zwykła woda – powiedział. – A teraz won do roboty!
Zebranie trwało. Wójt otarł twarz z rozbryźniętego jajka. Na szczęście walnęli go zwyczajnym. Bał się pomyśleć, co by się stało, gdyby tak oberwał śmierdzącym. – Ludziska, uspokójta się – powiedział przez porzucony przez hrabiego mikrofon. – Zobaczcie. Nie było drogi,jest droga. Nie było liceum, będzie liceum, pałac w ruinie,za parę tygodni będzie jak nowy. – Dla siebie buduje! – wrzasnął ktoś.
– Zdychaj, konfidencie! – gdzieś z tyłu nadleciał tort. Wójt uchylił się.Precz z pedałami!Precz z Żydami! Wójt podkręcił głośność do końca skali i chrząknął.Ludzie – powiedział spokojnie. – Pomyślta logicznie.Nasz hrabia to pedał. Dzieci mieć nie będzie. Mężowi majątku nie zostawi, u nas im nie wolno się żenić… Znaczy,za mąż wychodzić? Cholera…Kapujem, do rzeczy! – krzyknął ktoś z końca sali.Zdechły kot nadleciał nie wiadomo skąd i zaczepił się na lampie u powały.Hrabia jest chory. HIV go w pięć lat pośle do piachu.A co się dzieje, jak nie ma spadkobierców? Ano majątekprzejmuje gmina. Poczekamy cierpliwie i to wszystko będzie nasze! Koty i jajka zamarły w rękach rzucających. Twarze ludzi rozjaśniły uśmiechy.Trzeba było tak od razu! Niech sukinsyn jeszcze mleczarnię postawi. -1 dom kultury!
– Ludziska, a może by postawił nam czworaki? Przecież hrabia musi dbać o swoich chłopów – podsunął wójt. – Uch ty durny, pańszczyzny ci się zachciało? – koty znowu zawirowały w powietrzu. – Ech, nie, ale on z Ameryki, no to postawi nam amerykańskie domki, a nie czworaki. A pańszczyzny się niebójta, zniesiona… – Będziemy żyć jak w Ameryce! – wydarła się kobieta w powyciąganym, poplamionym dresie. – Rany, ludziska, obraził się pewnie. Jeszcze majątek na kościół zapisze! Trzeba go szukać i przeprosić. Hrabiego odnaleziono szybko. Stał przed knajpą.Na cześć kochanego hrabiego HIV HIV Hura! – wydarł się barman. Po chwili wiwatowali wszyscy. Hrabia wyjął z kieszeni portfel. Wydobył z niego plik banknotów. To co, ludziska, strzelimy po jednym? – zapytał, uśmiechając się przyjaźnie. – Barman, wszystkim stawiam.
W knajpie było tłoczno, gwarno i wesoło. Wszyscy pili. Hrabia stawiał. Początkowo wzbraniał się trochę, ale w końcu zaczął pić razem z nimi. Doił wódę równo, jak swojak… – Muszę wam coś wyznać – hrabiemu odbiło się i dostał ataku pijackiej czkawki. – Ty się nie przejmuj, że jesteś pedałem, ludziska są u nas tolerancyjne – barman po dziesiątym kuflu miał problemy z utrzymaniem się na nogach.
– Nie jestem pedałem – wyznał hrabia. – i nie mam hifa… Ludziska zamarli. Wizja przejęcia majątku oddalała się.
– To czegoś taki blady na gębie i w koszuli koronkowanej chodzisz? – zapytał wójt.
– Bo ja jestem wampirem – wymamrotał hrabia.
– A nie mówiłem! – wrzasnął Mikołaj. – Dawajcie osikowy kołek! Zaraz go przypalikujemy. – Zamknij się – wójt rzucił nim o ścianę. – Znaczy,gryźć będziesz nas, czy tylko w sąsiednich wioskach? – No, co wy – obraził się wampir. – Załatwimy to cywilizowanie, postawi się we wsi małą stację krwiodawstwa, co by na moje potrzeby starczyło… – Ja mam nawet legitymację honorowego krwiodawcy pochwalił się barman.Ale ja jestem bogaty – wyjaśnił feudał. – Płacić wam będę za krew, dwa razy wyżej niż państwowe stacje. – To i dzieciaczków gryzł nie będziesz? – upewniła się kobiecina w dresie. – Zawsze wolałem krew dojrzałą – wyjaśnił z godnością hrabia. – Pańszczyzna niepotrzebna, forsy mam jaklodu. Starczy dla mnie i dla was na najbliższe 300 lat… Wiwaty wprawiły szyby knajpy w drżenie. Nieoczekiwanie otwarły się drzwi. Przez salę przeciągnął złowróżbny podmuch lodowatego wiatru. Wszyscy obejrzeli się. Przez salę kroczyła wysoka postać, odziana w czarną, esesmańską kurtkę mundurową. Postać dzierżyła krzepko kuszokołkownicę. Hrabia przywarł do ściany. Z rąk wystrzeliły mu nietoperzowate skrzydła, ale był zbyt pijany, by móc się przemienić. – Ktoś ty? – zapytał wójt tajemniczego przybysza.
– To Jakub Wędrowycz, egzorcysta! – wydarł się Mikołaj. – Jesteśmy uratowani! Jakub, przechodząc koło baru, złapał kufel piwa i wygulgał kilkoma łykami.No i wybiła godzina – powiedział do skamieniałego z przerażenia hrabiego. – Świeżej, polskiej krwi się zachciało, frajerze? Wampir zaskomlał żałośnie, a z dziąseł wyrosły mu kły. Jakub wycelował kuszę prosto w serce wroga.Hy, hy – ucieszył się Mikołaj. – Zdychaj, frajerze.W tym momencie wójt kocim ruchem przyskoczył od tyłu do Jakuba i z rozmachem zdzielił go krzesłem. Brzęknęła cięciwa kuszy, ale osikowy kołek wbił się w ścianę. Wędrowycz runął nieprzytomny między stoliki. – Feudalizm to ustrój działający w obie strony – wyjaśnił hrabiemu wójt. – Zabrać to ścierwo. Dopilnujemy,żeby się tu nie kręcił… – Dzięki – hrabia uśmiechnął się. – Może ten skromny czek na tysiąc dolarów wyrazi część mojej dozgonnej wdzięczności… A tę gnidę… – spojrzał ze złością na Mikołaja. – Wywieziemy ze wsi na taczkach – obiecał barman.
Jakub ocknął się w rowie. Głowa go strasznie bolała. Spiłem się, czy co? – zdziwił się. – Ale żeby aż taki straszny kac? Zabawa w knajpie opodal ciągle jeszcze trwała. Pamięć mu wróciła. Nie chcieliście pomocy, to trzeba było powiedzieć – warknął. – A nie walić krzesłem w łeb… Jakiś cień zamajaczył obok niego. Hrabia.Widzisz, moje na wierzchu. Tydzień minął i już jedzą mi z ręki… – uśmiechnął się przybysz. – Nie wygrasz z ludzką chciwością, egzorcysto…
Читать дальше