– Malconie!
Poczuł, że ktoś szarpie go za ramię, otworzył oczy zrywając się jednocześnie z legowiska. Pashut odsunął się i poczekał, aż Dorn otrząśnie się z resztek snu. Malcon przetarł twarz dłońmi, potrząsnął mocno głową i uśmiechnął się do Pia.
– Nawet nie wiem kiedy zasnąłem – usprawiedliwiał się.
– No to co? Nic się nie działo, tylko wrócili zwiadowcy. Wiesz co znaleźli? Odpływ wody! Tworzy niewysoki, ale szeroki wodospad, mówią, że pod nim jest świetna kryjówka z jednym tylko wejściem. Może ukryjemy się tam i spokojnie przygotujemy do walki?
– Oczywiście! – Malcon ucieszył się szczerze. – To znakomita nowina. Ściągaj ludzi, ruszamy od razu - trącił Pashuta w ramię.
– Wszystko gotowe – chyba po raz pierwszy od kilku dni Pashut wyszczerzył zęby. – Czekamy tylko na wodza.
– No to już!
Malcon, nieco zawstydzony, szybko podszedł do Hombeta i wskoczył na siodło. Gestem wysunął na czoło oddziału parę zwiadowców, niecierpliwie oglądających się na niego i ruszył tuż za nimi. Po kilku krokach obejrzał się i sprawdził czy Hok zamyka kawalkadę. Przypatrywał się chwilę Nigwere i Jo, ale trzymali się dobrze. Poprawił się w siodle i zajął obserwacją drogi przed sobą i nieba nad głową. Jadący przed nim przewodnicy również co chwilę podnosili głowy i sprawdzali płaty ciemniejącego już nieba, widniejącego ponad konarami drzew. Już wcześniej któryś z Pia zauważył, że drzewa, choć pokryte gęstą zielenią, nie są zamieszkałe przez żadne zwierzęta, nie było na nich nawet ptaków. Najpierw przyglądali się badawczo koronom mijanych drzew, ale od kilku dni przestali zwracać na nie uwagi. Drzewa otaczające jezioro Lippysa również były martwe.
Jechali niezbyt długo, gdy poczuli zapach bagniska, ciepły, duszący, od którego dziwnie wysychało gardło i łzawiły oczy. Pierwszy Pia zwolnił, zatrzymał konia i zeskoczył na ziemię, drugi zwiadowca i Malcon powtórzyli jego ruchy. Dorn cmoknął na wilczycę i zarzuciwszy wodze Hombetowi na szyję zbliżył się do czoła grupy.
Teren obniżał się tu wyraźnie, był tak samo jak płaskowyż porośnięty z rzadka drzewami, tyle że było tu więcej trawy, porastała niemal całe zbocza olbrzymiego stoku. Do uszu docierał monotonny, dość głośny szum. Przyglądając się zboczu Malcon zauważył bielejący za drzewami wodospad. Nie był wysoki, ale dosyć długi, rozdzielony mniej więcej w połowie pojedynczą skałą. Szeroka ława leniwie przewalała się przez kamienną, grzędę i opadała, dając początek płytkiej rzece.
– Można jechać na wprost? – zainteresował się Malcon.
– Tak. Po zboczu – zapytany Pia wskazał kierunek ręką. – Nie ma tam żadnych przeszkód. A te rozłożyste drzewa przy skale doskonale maskują wejście pod wodospad. Omal go nie przegapiłem.
– Owińcie kopyta koni – Malcon odwrócił się do Fineagona – Szybko!
Rozkaz został wykonany sprawnie i po chwili, po dokładnym obejrzeniu okolicy i nieba nad głową, Malcon wyprzedzany przez zwiadowcę, który odkrył kryjówkę, ruszył galopem w stronę wodospadu. Tuż przed drzewami, o których mówił Pia, zeskoczyli z koni i szybko wprowadzili je pod zwisającą skałę, nad którą przewalała się woda. Miejsca było sporo, zmieściłby się równie dobrze oddział trzykrotnie większy od ich grupy. Wodospad przepuszczał wystarczająco dużo światła, a jego szum okazał się niezbyt dokuczliwy i nie przeszkadzał specjalnie w rozmowach. Malcon zostawił Hombeta i z mieczem w ręku spenetrował całą przestrzeń pod skałą. Rychło znalazł głęboką niszę, która tak wgryzała się w skałę, że z powodzeniem można było rozpalić ognisko. Gdy wszyscy znaleźli się pod dachem ze skały i wody a Hok, który zatrzymał się tuż za zakrywającymi wejście drzewami i uważnie obserwował okolicę, wszedł w końcu i potrząsnął głową na znak, że nikt ich nie ściga, Malcon wyznaczył miejsca dla koni, pokazał niszę, w której mogli spać i wysłał dwóch Pia po gałęzie na ognisko, aby przygotować ciepły posiłek i podgrzać wodę na tensę. Czterem innym polecił narwać trawy dla koni.
Pashut chciał uzgodnić z Maleonem kolejność wart, ale nie zdążył. Król Laberi przysiadł pod skałą i drzemał, poruszając od czasu do czasu wargami.
– Dziwne – mruknął do siebie dowódca Pia – przecież dopiero wyspał się porządnie.
Kręcąc z niedowierzaniem głową przypatrywał się chwilę śpiącemu, aż wreszcie zrezygnowany okrył go derką i sam wyznaczył straże. Malcon nie poruszył się nawet. Zapadł w ciężki, głęboki sen, którego miał nie zapomnieć do końca życia.
Jakiś głuchy szum dokuczliwie wdzierał się w uszy. Malcon Dorn, niekoronowany dotychczas król Laberi, poruszył kilka razy głową i otworzył oczy. Czuł się rześko i świeżo, usiadł szybko i rozejrzał dokoła. Zobaczył, że rozsiodłane konie stoją pod ścianą, gdzie jaskinia była najszersza i spokojnie przeżuwają trawę, a ludzie bez pośpiechu krzątają się po kryjówce. Hok siedział na kamieniach tuż przy wejściu do wnęki pod wodospadem, a nieopodal, pod skórą, jaśniała twarz śpiącego spokojnie Pashuta. Ziga, leżąca dotychczas tuż przy Malconie, zerwała się i ziewnąwszy spojrzała mu w oczy, oczekując jakiegoś polecenia. Malcon złapał ją za sierść na karku i delikatnie potarmosił. Odrzucił derkę przykrywającą mu nogi, wstał, przeciągnął się i podszedł do Hoka.
– Idź odpoczywaj, ja stanę na warcie – powiedział kładąc mu dłoń na ramieniu.
Hok jakoś dziwnie popatrzył na Malcona, chwilę przyglądał mu się coraz bardziej marszcząc brwi, a potem powiedział:
– Ja już spałem. Jestem całkowicie wypoczęty. Wszyscy już wypoczęli.
Coś w brzmieniu jego głosu zastanowiło Malcona. Teraz on zmarszczył brwi, rozejrzał się jeszcze raz po schronieniu i wrócił spojrzeniem do twarzy Hoka.
– Jak długo spałem?
– Noc, dzień i jeszcze jedną noc.
Malcon szarpnął się i prawie krzyknął:
– Dlaczego nikt mnie nie obudził? Wszyscy mamy tu jednakowe obowiązki do wykonania i wcale nie chcę…
Hok szybko poderwał się i podniósł dłoń, Toulik wstał również. – Malconie, to nie był zwyczajny sen. Nic nie pamiętasz?
Malcon umilkł i zamknął usta. Chwilę milczał ze zmarszczonymi brwiami, wpatrując się w Hoka.
– Jak to: nie zwyczajny sen? Skąd wiesz?
– Chcieliśmy obudzić cię rano, ale byłeś jak kłoda. Prawie nie oddychałeś i wystraszyłeś nas, byłeś jednak ciepły, a Ziga zaczęła warczeć, gdy zbyt mocno zacząłem tobą potrząsać… . - Hok rozłożył ręce i wykonał dłońmi kilka kolistych ruchów. – Więc uznaliśmy, że ona coś wie i zostawiliśmy cię w spokoju. A potem… Czekaj. Znasz jakiś obcy język? Poza morkiem?
– Nie – potrząsnął głową Malcon. – Dlaczego pytasz?
– Bo gdzieś w południc zacząłeś przemawiać w nieznanym nam języku. Żaden z nas nie zrozumiał ani słowa. Wyglądało na to, że rozmawiasz z kimś – wyraźnie pytałeś o coś, potem milczałeś długą chwilę, mówiłeś coś, znowu milczałeś… Trwało to prawie całe popołudnie. A potem znowu się wystraszyliśmy: zacząłeś drżeć i jęczeć, ale ponieważ Ziga leżała spokojnie więc nie usiłowaliśmy cię obudzić, tylko narzuciliśmy na ciebie jeszcze kilka skór i czekaliśmy…
Malcon przestał słuchać Hoka, podniósł dłoń do czoła i potarł je mocno. Prawa dłoń wolno przesunęła się w kierunku pochwy z ułomkiem Gaeda i zacisnęła się na jego rękojeści. Nagle – jakby od tego dotknięcia – zachwiał się i zatoczył. Hok z Toulikiem podskoczyli przytrzymali go pod ramiona, ale Malcon prawie od razu potrząsnął głową i uwolnił się z ich objęć. Przypomniał sobie wszystko. Odwrócił się i nie patrząc na nikogo wrócił na posłanie odprowadzany zdziwionymi spojrzeniami najpierw Hoka i Toulika, a potem wszystkich czuwających Pia. Dorn usiadł na skórach i położył głowę na opartych o kolana ramionach. Siedział tak nieruchomo aż do południa, kiedy Pashut przyniósł mu kubek ciepłej piry i duży, cienki płat suszonego mięsa. Trącił Malcona w ramię i gdy Dorn podniósł głowę, podsunął mu jedzenie, a sam przykucnął obok.
Читать дальше