Marina i Siergiej Diaczenko - Magom wszystko wolno
Здесь есть возможность читать онлайн «Marina i Siergiej Diaczenko - Magom wszystko wolno» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Magom wszystko wolno
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Magom wszystko wolno: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Magom wszystko wolno»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Magom wszystko wolno — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Magom wszystko wolno», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Sowo, sowo, byle się nie rozsmakować! Strach potencjalnej ofiary jest zabójczym narkotykiem. Wkrótce nie będę mógł przeżyć dnia, żeby nie zagrozić komuś” Karą.
Szpicel ciągle wycierał twarz resztkami serwetki. Bał się chyba wyjść z toalety bez mego rozkazu.
- Niech się pan postara nie wchodzić mi w drogę - rzekłem ostro. - Nawet bez żadnego zaklęcia Kary mogę wsadzić panu to berło... nie będę precyzował, gdzie. Żegnam pana.
I zamykając za sobą drzwi udałem się z powrotem do dużej sali, przy czym mój nastrój uległ wyraźnej poprawie.
Kompania podpitych nieznajomych tym razem nie zwróciła na mnie uwagi - za to co chwilę natykałem się na nowo przybyłych, chcących się ze mną przywitać, pogratulować i bliżej mi się przyjrzeć. Wziąłem z tacy nowy kielich lemoniady, rozejrzałem się w poszukiwaniu spokojnego miejsca i napotkałem pytające spojrzenie damy w czarnym płaszczu.
Po sekundzie demonstracyjnie odwróciła wzrok, uprzedzając moją próbę odnowienia znajomości.
Szkoda.
* * *
„...Ech, przyjacielu, kim ja przez te trzy lata nie byłem! Niektórym magom mianowanym przez całe życie nie przydarza się tyle, co mnie przez ten czas.
Instalowałem domowe systemy - od najprostszych, rolnikom w spichlerzach, przed myszami i zgnilizną, do takich wymyślnych i złożonych, że szkoda gadać! Jeden dziedziczny zamówił na przykład dla matki staruszki - jego matka sama mieszkała w wielgachnym domu, sama, chora, z łóżka nie wstając - kompleks z takim warunkiem, żeby żadnego sługi nie było! Żeby się jego matka z żadnym żywym człowiekiem nie spotykała... No i zamontowałem mu domowy system iluzyjny; produkty same podjeżdżają i się rozpakowują, kuchnia funkcjonuje bez obsługi, kurz sam się wyciera, mole same się zabijają, wartownicy przy drzwiach stoją, a pościel pod babcią niemnąca się, nieprzemakalna, wieczna... I jeszcze, wyobraź sobie, o dziesiątej rano otwierają się drzwi do sypialni i do babci wbiegają wnuki, czasem sześcioro, czasem siedmioro, różnie się zdarzało... No i bawią się te wnuki na podłodze przy łóżku, zajączki z lusterek puszczają... Na dworze listopad, mokro, śnieg pada - a oni, proszę ciebie, zajączki puszczają! Pohałasują pół godziny i wtedy z głębi domu głos się rozlega dzieci, chodźcie...” - jakby je synowa wołała. Dzieci wybiegają... wchodzi deklamatorka i czyta babce z książki moralizatorskie historyjki. Po obiedzie - spać. A potem znowu wnuki, deklamatorka, powierniczka... I znowu spać. Były tam też inne patenty, sam już nie pamiętam... Tak. Babka doskonale wiedziała, że to wszystko nieprawdziwe, że to iluzje, zaklęcia - wiedziała, ale nawet się z tego cieszyła. Patrzę, mówi, na wnuki i dobrze mi jest... I bać się o nie nie muszę, niepokoić, co z nimi będzie... Tak cicho, miło, wnuczęta za próg wyszły - i ich nie ma... A kiedy zawołam - przybiegają... Umarła, wyobraź sobie, szczęśliwa. A ten mag bogaty był, że aż strach! Trzy słoje miał w piwnicy, z każdego złoto całymi garściami nabierał! Zapłacił mi po królewsku... Co - kłamię?! Ja kłamię?! Niby czemu? Że bytówka takich rozmiarów jest niestabilna? A widziałeś te rozmiary? Trzymaj lepiej język za zębami, bo dobry ze mnie człowiek, ale tylko do czasu...
W porządku, przesadziłem. Na podwórzu i w kuchni byli służący I kucharze... A bytówka była tylko w wewnętrznych pokojach. Ale za to jaka! Dwa lata utrzymała się bez jednej awarii! Co, znowu kłamię?!
...Była niewidoma. Jaka to dla niej różnica? Tak, pod koniec iluzja padła. Dzieci wyglądały tak, że... sowi koszmar, a nie dzieci... Ale ona i tak była niewidoma! Patrzyła na te potworki i uśmiechała się takim dobrym uśmiechem...
A idź ty... I pić już z tobą nie będę”.
Podeszli do mnie z dwóch stron - obaj w czarnych płaszczach zamówionych do sztywności. Materiał wyginał się jak karton: była w nim nocna niewidzialność, ochrona przed cudzymi zaklęciami i jeszcze coś, trudne do określenia na pierwszy rzut oka.
Gliniana pokraka, dotknięcie której zapewniało obrażoną podatność , wisiała na moim pasie w zamkniętym futerale. Byłem beztroski, za bardzo przyzwyczaiłem się do wiary we własne siły. I zapomniałem, że Północna Stolica nie jest moją rodzinną wichurą, gdzie każdy mag ponad rangą jest unikalny jak Słońce.
- Proszę nie robić gwałtownych ruchów, panie Hort zi Tabor. Ktoś chce z panem tylko porozmawiać.
Było jasne, że obaj są mi równi. Lub niemal równi. I to „niemal” kompensowała liczebna przewaga.
- Nie jesteśmy wysłannikami jego ekscelencji, panie Hort zi Tabor.
To coś nowego. Tylko czy w to wierzyć?
- Pewna osoba, na tyle znacząca, że nie przystoi przed czasem wymieniać jej imienia, pragnie porozmawiać z panem na temat wygranego przez pana zaklęcia Kary. Kareta czeka.
- Nie zwykłem ulegać sile - rzekłem przez zęby.
- W takim razie proszę zrobić nam grzeczność. - I rozchylając zamówione płaszcze nocni posłańcy po kolei złożyli mi ukłon.
* * *
Kareta była niewątpliwie bardzo droga. Lekka i bezgłośna, bez nadmiernego przepychu, lecz niezwykle wygodna; nawet najlepsza kareta barona Jatera wydałaby się przy niej rozklekotanym powozem. Zauważyłem też, że na drzwiach mieścił się herb. Kiedyś się mieścił, a teraz został z jakichś powodów zdjęty.
Moi towarzysze (konwojenci?) usiedli naprzeciw mnie, plecami do kierunku jazdy. Firanki były szczelnie zasłonięte. Podróż przebiegała w ciemności, nocny wzrok umożliwiał mi przyjrzenie się ich twarzom - mężczyźni w zamówionych płaszczach okazali się niezwykle do siebie podobni, tyle że jeden miał pięćdziesiąt, a drugi dwadzieścia lat. Ojciec i syn?
Możliwie niedbale rozparłem się na skórzanych poduszkach; prawą rękę niby to przypadkiem oparłem na futerale z glinianą figurką, lewą przycisnąłem do woreczka z kolorowymi kamykami. Nie zaryzykowałem pozostawienia w hotelu tak cennego dobra, choć noszenie go ze sobą nie było zbyt wygodne.
Miarowe postukiwanie bruku pod kołami zmieniło się głośnym grzmieniem mostu, a następnie nieregularnym postukiwaniem wybojów. Wyjechaliśmy za miasto.
- Proszę się nie niepokoić, panie zi Tabor - rzekł w odpowiedzi na moje spojrzenie starszy z konwojentów. - Po audiencji zostanie pan odwieziony z powrotem w to samo miejsce i nie zajmie to wiele czasu.
Zamknąłem oczy. A więc ta równie znacząca, co przedsiębiorcza osoba mieszka za miastem, choć w jego pobliżu. I trzeba być osłem, by od razu nie zorientować się, o kim mowa.
Po raz pierwszy pożałowałem, że po otrzymaniu swej wygranej nie opuściłem natychmiast Północnej Stolicy i nie ukryłem się w rodzimej głuszy.
Przez dwadzieścia minut jechaliśmy traktem, potem kareta skręciła, a wertepy zamieniła cisza i gładkość innej, dobrej i wyjeżdżonej drogi. A po kolejnych dwudziestu minutach pod kołami ponownie zastukał bruk. Kareta zwolniła i zatrzymała się; zazgrzytał opuszczany most. Nie słyszałem okrzyków straży, haseł, ani w ogóle żadnych głosów.
- Jesteśmy na miejscu - powiedział starszy z konwojentów.
- Domyśliłem się - wycedziłem przez zęby.
Zamek Skała, stara królewska rezydencja, tonął w ciemności. Krocząc jak pod konwojem, między dwoma milczącymi magami, doskonale zdawałem sobie sprawę, jaki będzie cel rozmowy. Nie wiedziałem jedynie, jak się będę wykręcał. W jaki sposób spróbuję wyjaśnić Jego Wysokości, że jego plany względem mego zaklęcia są daremne i próżne.
Na początek Jego Wysokość pogratulował mi niesłychanego szczęścia - wygrania Rdzennego zaklęcia Kary.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Magom wszystko wolno»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Magom wszystko wolno» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Magom wszystko wolno» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.