Marina i Siergiej Diaczenko - Dolina Sumienia
Здесь есть возможность читать онлайн «Marina i Siergiej Diaczenko - Dolina Sumienia» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Dolina Sumienia
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:4 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 80
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Dolina Sumienia: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Dolina Sumienia»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Dolina Sumienia — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Dolina Sumienia», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
– No, to spadaj już – wycedziła w końcu z niechęcią. Chociaż, zastanowiła się, lepiej chyba zatańczyć z tym dzieciakiem, niż przez cały wieczór podpierać ścianę.
Prawdę powiedziawszy, dyskoteka przypominała ciemny, gęsty las, w którym wszystkie drzewa postradały zmysły, powyłaziły z korzeniami z ziemi i zaczęły podrygiwać i falować. Przez tańczące „pnie” z ogromnym trudem przedzierały się kolorowe łuny wirujących reflektorów, muzyka dudniła, uszy się trzęsły. Podczas tańca Wład musiał śmiertelnie uważać na obcasy swojej partnerki – dobrze wiedział, że wystarczy, jak raz nadepnie mu na nogę, a na długo to zapamięta.
Była bardzo sympatyczna, nawet niczego sobie – pomyślał. I do tego zupełnie obca – Wład nigdy w życiu jej nie widział. Ani w szkole, ani w parku, ani na dyskotece, ani w sklepie – nigdzie...
Muzyka uspokoiła się, złagodniała. Wszyscy na sali przestali skakać, połączyli się w pary, objęli i zawiśli jedno na drugim, rytmicznie kołysząc się, jak meduzy w głębinach morza.
Dziewczyna trochę się ociągała, ale w końcu położyła Władowi rękę na ramieniu.
– Jak masz na imię? – spytał.
– Iza.
– Jakie pię...
Ale w tym momencie ugryzł się w język, rozumiejąc, że palnie głupstwo. Że każdy, kto chciałby się z nią poznać, zacząłby właśnie od tego.
A ona patrzyła ironicznie i czekała na dalszy ciąg.
– A ja jestem Wład – powiedział. – Tak nawiasem mówiąc, jestem mistrzem osiedla w szachach.
– Tak? – zdziwiła się. – A do której szkoły chodzisz?
– Do sto trzydziestej trzeciej.
– A ja do sześćdziesiątej piątej...
Jej obcasy niebezpiecznie wbijały się w podłogę, tuż obok butów Włada.
– Często chodzisz na dyskoteki? – spytał, dalej się kontrolując.
– Pierwszy raz przyszłam – wyznała nie wiadomo czemu z przykrością. – I wcale mi się tu nie podoba, wszyscy wyglądają jak jakieś kukły... Mózgów nie mają i dlatego tak śmiesznie przebierają nogami...
– Dlaczego od razu – dodał polubownie Wład – nie mają mózgów, chyba nie jest z nimi tak źle.
– Będę już chyba szła – powiedziała Iza, a spokojna piosenka, jakby usłyszawszy te słowa, właśnie się skończyła..
– Odprowadzę cię, dobra? – zaproponował Wład.
– Nie, nie trzeba.
– A jeżeli cię ktoś zaczepi? Jest późno.
– A co, wstawisz się za mną? – roześmiała się.
– Jestem przecież mistrzem szachowym – powiedział z wyrzutem.
– I co, dasz mu po głowie, tym pudłem?
– Nie, tym – i popukał palcem po głowie. – A zresztą, jeżeli nie chcesz, bez łaski, mogę cię nie odprowadzać...
* * *
Miała piętnaście lat, najlepsze oceny w klasie, a jej reportaże cieszyły się niezwykłą popularnością (to ze względu na styl) na konkursach młodych dziennikarzy. Pragnąc mocnych wrażeń, oderwała się od książek i poszła na dyskotekę (nic mnie tam nie ciągnie, ale dobry dziennikarz, ze względu na swoją pracę, powinien wszystkiemu przyjrzeć się z bliska), ale w konsekwencji wracała do domu jeszcze bardziej rozczarowana i do tego plątał jej się jeszcze pod nogami ten młodociany podrywacz...
Ostatniej myśli nie wypowiedziała na głos – od czasu do czasu rzucała okiem na Włada i jej spojrzenie wyrażało jakieś zdziwienie. Dlaczego obok idzie ten dzieciak, a nie Zazdrosny Podrywacz w skórzanej kurtce?
Mieszkała dwa przystanki od parku. Wład podszedł z nią do żelaznych drzwiczek, na których czarny, wykuwany smok trzymał w zębach tabliczkę z numerem „osiemnaście”.
– Szkoda – westchnął Wład, żegnając się.
Wahała się, ale w końcu zapytała:
– Czego szkoda?
– No, szkoda, że nikt nas nie zaczepił, już ja bym im pokazał, gdzie raki zimują...
Nie wytrzymała i uśmiechnęła się. W jej oczach, chyba nie po raz pierwszy, pojawiło się coś w rodzaju zainteresowania.
– Mimo wszystko, fajny z ciebie chłopak... tylko trochę egoista.
* * *
Zaczęli się ze sobą spotykać. Przy szachach wyglądali jak dwa aniołki, grzeczne, dobrze wychowane dzieci.
Wład przychodził do Izy z szachami pod pachą – rodziców zwykle nie było w domu – i cierpliwie czekał, aż skończy odrabiać lekcje (Iza przechwalała się: „tego jeszcze nie przerabialiście?”, „tego zadania nigdy byś sam nie rozwiązał”). A potem pili herbatę, jedli nieśmiertelne obwarzanki i zaczynali grać.
Iza wcale nie była taka głupia i Władowi udało się trochę nauczyć ją gry. Zresztą szachy szybko jej się znudziły i dla odmiany brali talię kart, która była chyba bardzo stara, bo wyglądała, jakby za długo trzymano ją w rybim tłuszczu. W kartach Iza nie miała sobie równych. Ograwszy Włada kilka razy z rzędu i podkarmiwszy tym samym swoje wiecznie nienasycone ego albo wyrzucała go za drzwi („no idź już, rodzice mogą zaraz wrócić”), albo w przypływie miłosierdzia umawiała się z nim na skwerku.
Wład dobrze wiedział, że wieczorem na skwerku jest zawsze ciemno i kręci się mało ludzi, że w dzień Iza nigdy się z nim nie umówi – jeszcze dziewczyny zobaczą!
Poza tym Iza, pomijając jej nieśmiałość, była w tych sprawach bardzo niedoświadczona, nie brała pod uwagę bystrości koleżanek. I pewnego dnia, o zmierzchu, rzeczywiście tak się stało – pod samotną latarnią, jaskrawo żółciejącą na obrzeżach skwerku, wpadli na siebie, Iza, przylepiona do Włada i trzy panny szukające „przygód”.
Dziewczyny nawet się nie odezwały. Zaczęły dawać sobie tylko jakieś dziwne znaki, nadymać policzki, chichotać i szeptać coś na ucho. Wład na mgnienie poczuł się jakoś nie tak, jakby coś z nim było nie w porządku. Czy nie wygląda czasami jak karzeł, kaleka albo jakiś obdartus? Czy to takie dziwne, że Iza spaceruje po skwerku z chłopakiem o rok od niej młodszym? Nawet, jeżeli nie jest wysoki? Nawet, jeśli nie ma skórzanej kurtki, tylko zwykłą szkolną bluzę?
Dziewczyny dalej coś szeptały i chichotały, co przypominało trochę jakby cichą grę jakiegoś kameralnego zespołu jazzowego. Nie potrafiły inaczej. Gdyby Wład był chociaż wyrostkiem w kasku na motorze, na pewno znalazłyby jakiś szczegół, do którego można by się doczepić i parskałyby wtedy śmiechem, strzykały oczami z wyjątkowym rozdrażnieniem. Możliwe, że były zwyczajnie zazdrosne.
Kiedy dziewczyny były już daleko za zakrętem, Wład otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale Iza, nie czekając na żaden komentarz, odwróciła się i nic nie mówiąc, zniknęła w ciemnościach.
– Hej, a ty co?! – krzyknął Wład. Żadnej odpowiedzi.
Jeszcze tego samego dnia, wieczorem, Wład zadzwonił do niej. Chciał wytłumaczyć dorosłej, ale chyba trochę głupiej dziewczynie, jak bez sensu jest zadręczać się z powodu tego, co myślą o niej jakieś tam latawice.
– Zamknij się i siedź cicho, smarkaczu – powiedziała Iza, drżącym od złości głosem. – Zostaw mnie w spokoju... i nie dzwoń tutaj więcej, rozumiesz?
* * *
Przyszła wiosna.
Od czasu, jak zaczął topnieć śnieg, Włada nie opuszczały myśli, a nawet przeczucia co do przyszłości. Teraz śniegu już prawie nie było, a spod brudu i śmieci wysypała się wszędzie nieposkromiona zieleń. Wład coraz bardziej uchylał lufcik, żeby wpuścić do mieszkania jak najwięcej wiosennego zapachu.
Wiedział, że nie zostanie w mieście na zawsze: jak tylko skończy szkołę, wyjedzie – możliwe, że daleko stąd, ale możliwe, że całkiem blisko. Nie chodziło o odległość, a raczej, nie o tę odległość, którą można przejechać pociągiem, chodziło raczej o jakiś wewnętrzny dystans, który trzeba by jeszcze przezwyciężyć. Bo kiedy wróci – a wróci na pewno – jego kumple będą mieli twardy orzech do zgryzienia.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Dolina Sumienia»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Dolina Sumienia» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Dolina Sumienia» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.