Marina i Siergiej Diaczenko - Armaged-dom

Здесь есть возможность читать онлайн «Marina i Siergiej Diaczenko - Armaged-dom» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Armaged-dom: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Armaged-dom»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Armaged-dom — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Armaged-dom», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Lidka mocniej ścisnęła go za rękę. „Jakże bym chciała, żebyś to był ty”.

Ta myśl z pewnością odbiła się na jej twarzy.

- Lido... - odezwał się powoli Zarudny. - Za dwa dni na pierwszym programie będzie bardzo ważne wystąpienie. Moje. Obiecaj mi, że będziesz oglądała.

- Oczywiście - odpowiedziała szeptem.

- Myślę, że będzie to zasadniczy zwrot... w losie nas wszystkich. Bardzo na to liczę. A teraz... wybacz, ale nie mogę ci już poświęcić ani minuty dłużej.

Zrozumiała, że wciąż jeszcze trzyma go za rękę. I że to może wydać się dziwne, że trzeba za wszelką cenę rozewrzeć palce - choćby przyszło jej to zrobić zębami.

Wracali w milczeniu. A za nimi szli dwaj milczący ochroniarze. Nie wiadomo dlaczego, wiewiórki nie spuszczały z nich wzroku - pewnie czekały na poczęstunek.

- Sławek szykuje się na wydział historyczny? - zapytała Lida powoli.

Deputowany kiwnął głową.

- Ja chyba też - stwierdziła niespodziewanie dla samej siebie.

Odwrócił się nagle.

- Tak?!

I objął jej ramiona. Szerokim ruchem dorosłego, którego uradował jakiś uczynek dziecka. Ale nie po ojcowsku... raczej po bratersku.

Lida wstrzymała oddech. Wetknęła nos w cienki krawat i całą swoją osobą chłonęła zapach Zarudnego, żeby potem dokładnie go sobie przypomnieć. Żeby wspominać tę przeciągającą się chwilę z najmniejszymi, najdrobniejszymi szczegółami.

- Zuch! - stwierdził deputowany Zarudny. - Zuch dziewczyna!

* * *

Ranek dziewiątego czerwca był słoneczny, pełen ptasich trelów i nieskończenie piękny. Pod obowiązkową marynarkę mundurka Lida wdziała odświętną, białą bluzeczkę; nowe pantofle nieco ją cisnęły. Nieco.

Na wilgotnej po nocnym deszczu ławeczce siedziała Swietka z czwartego piętra i paliła długiego papierosa.

- Na egzamin? Niu-niu... A ja rzuciłam tę głupią szkołę. Cholera jej w bok...

- Chodźmy, Lido - odezwał się ojciec, który wyszedł za Lidką i teraz otwierał samochód.

Wcisnęła się na ciasne, tylne siedzenie i położyła na kolanach bukiecik drobnych, kolczastych róż - dla chemiczki. Od czasu do czasu jakiś kolec przebijał celofan i kłuł Lidkę w palce - a dziewczyna krzywiła się boleśnie.

Serce biło jej chyba gdzieś w krtani.

Dziewiąty czerwca. Dziewiąty; ojciec Sławka wyśmiałby ją, ale ona mimo wszystko jeszcze troszeczkę się boi.

Troszeczkę.

...wymęczyła czwórkę.

Chemiczka uśmiechała się z zadowoleniem; kolczaste róże zrobiły na niej wrażenie. Dyrzyca złożyła wszystkim gratulacje z powodu zakończenia roku szkolnego; w auli powtórzono przemówienie dla średniej grupy, ale Lidka nie brała już w tym udziału.

Szumiało jej trochę w głowie, jak po lampce wina. Szukała Sławka, nigdzie go jednak nie mogła znaleźć.

Wszędzie pachniało kwiatami; przy wyjściu jakiś chłopak ze średniej grupy podarował Lidce bukiecik dzwonków. Lidka się roześmiała, podziękowała i wybiegłszy z gmachu liceum, skierowała się na przystanek pospiesznego.

Awanturnica, drzazga niesiona prądem. Było jej tak radośnie, wesoło i dobrze, że zaryzykowała i uległa nagłemu pragnieniu. Wyskoczywszy z wagoniku w centrum, zagłębiła się w dzielnicę, gotowa uśmiechem kwitować spojrzenia zamiataczy ulic, milicjantów i ochroniarza.

Chociaż nie. Dozorcy ochroniarza nie było na miejscu - co zdarzało się dość rzadko. Podczas wszystkich wizyt Lidki u Zarudnych coś takiego zdarzyło się może dwukrotnie.

Przez chwilę postała przed otwartymi drzwiami służbówki. Potem wzruszyła ramionami, potrząsnęła swoimi dzwoneczkami i chyba nawet usłyszała, jak dzwonią.

Potem ruszyła schodami w górę, do znajomych drzwi. Co tam ukrywać - do bardzo kochanych drzwi...

A te były lekko uchylone. No, czegoś takiego Lidka jeszcze nie widziała.

Zadzwoniła. Żadnej reakcji; dość długo stała pod drzwiami, ale nic się nie działo. W końcu wstrzymując oddech w piersiach, pchnęła drzwi, by uchylić je szerzej i wetknęła główkę do środka.

Do bukietu niepowtarzalnych zapachów mieszkania Zarudnych wmieszał się jeszcze jakiś, niemal nieuchwytny. Była jeszcze woń jej dzwoneczków w bukieciku, od którego ciągnęło zapachem łąki...

- Sławek!

Cisza.

Weszła, podświadomie spodziewając się jakiegoś podstępu. Zaraz z jakiegoś kąta wyskoczy na nią Sławek w gumowej masce; głuptas, do tej pory uważa, że to śmieszne...

Uśmiechnęła się z wyższością.

- Sławek! Klaudio Wasiliewna!

I, nabierając tchu w piersi, jakby się bała głośno wyśpiewać swoją nadzieję:

- Andrieju Igorowiczu!

Cisza.

Pomyślała, że powinna się odwrócić i odejść. Mimo wszystko to obce mieszkanie, a ona weszła bez zaproszenia i dzwonka.

Drzwi do saloniku były uchylone. Lidka nie znała wszystkich tajemnic ogromnego służbowego mieszkania, ale do salonu zwykle ją wpuszczano i dlatego uznała za dopuszczalne zajrzenie tam jednym okiem.

Pusto. Bezładnie porozrzucane rzeczy. Otwarta walizka. Na podłodze pełno papieru pakunkowego.

Patrzyła... a bukiet dzwoneczków opuszczał się coraz niżej i niżej.

Ślady pospiesznego pakowania. Ucieczki. Ewakuacji. Miga uporczywie pusty ekran niewyłącznego telewizora.

Cofnęła się do korytarza... dywanik był przekrzywiony, jakby taszczono po nim coś ciężkiego. Kawałki szpagatu. Pomięte kartki papieru. Nigdy wcześniej w mieszkaniu Zarudnych nie widziała takiego bałaganu.

Wszystkie drzwi były lekko pouchylane.

Uciekli - pomyślała Lidka, oblewając się zimnym potem. Mimo wszystko uciekli w przeddzień dziewiątego czerwca. Jakby... jakby...

Za jej plecami coś ciężko uderzyło o podłogę. Lidka drgnęła i wypuściła bukiecik ze zmartwiałych nagle palców.

Okazało się, że to spadła fotografia wisząca na ścianie w ramce pod cienkim szkłem. Lidka odruchowo się pochyliła i podniosła fotografię z ramką.

Na zdjęciu widnieli chłopak i dziewczyna, w których z trudem, ale można było rozpoznać Andrieja Igorowicza i Klaudię Wasiliewna. Oboje mieli po około dwadzieścia lat. Chłopak miał na ręku wzruszające zawiniątko, przewiązane wstążką. Z zawiniątka wystawał zadarty nosek. Dziwne. Sławek wcale nie miał zadartego noska... a może to tylko wszystkie niemowlaki są takie brzydkie?

Dlaczego nigdy wcześniej nie widziała tej fotografii? Ten Andriej Igorowicz mógłby spokojnie uczyć się w ich liceum... w starszej grupie. Lidka spotykałaby go na przerwach.

Zapragnęła nagle cisnąć zdjęcie na podłogę. Zdołała się jednak powstrzymać. Położyła ramkę na stole obok dzwoneczków. Wyszła na korytarz. Przez chwilę stała, przestępując z nogi na nogę, nie wiedząc, dokąd pójść i co zrobić.

Strachu prawie nie czuła. Ale dławiły ją wstyd i gniew... wydało jej się, że krtań ma pełną kwasu.

Ciężkie drzwi gabinetu.

Pantofle cisnęły już wprost niemiłosiernie.

Dlaczego? Dlaczego tknęła i bez tego na poły otwarte drzwi?

Krok. Jeszcze krok.

Gabinet. Półki. Komputer. Telefony. Porozrzucane książki...

W roboczym krześle z wysokim oparciem siedział człowiek.

- Andrieju Igorowiczu... - odezwała się Lidka cichym głosem.

Deputowany Zarudny spoglądał na nią szeroko otwartymi, szklanymi oczami.

Jego pierś pokrywała krwawa, zastygła, poszarpana masa...

Rozdział 4

Kolejka była długa niczym zima.

Minęła prawie godzina, zanim powolny, ludzki potok wniósł Lidkę do wnętrza sklepu. Drzwi trzaskały, wpuszczając podmuchy wilgotnego wiatru, ceramiczne płytki posadzki pokryte były grubą na palec warstwą brudnego, mokrego błocka. No cóż, jeszcze pięćdziesiąt minut...

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Armaged-dom»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Armaged-dom» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Marina Diaczenko - Tron
Marina Diaczenko
Marina Diaczenko - Ostatni Don Kichot
Marina Diaczenko
Sergej Dyachenko - Das Jahrhundert der Hexen
Sergej Dyachenko
Sergey Dyachenko - Vita Nostra
Sergey Dyachenko
Marina Diaczenko - Awanturnik
Marina Diaczenko
libcat.ru: книга без обложки
Marina i Siergiej Diaczenko
libcat.ru: книга без обложки
Marina i Siergiej Diaczenko
libcat.ru: книга без обложки
Marina i Siergiej Diaczenko
libcat.ru: книга без обложки
Marina i Siergiej Diaczenko
Отзывы о книге «Armaged-dom»

Обсуждение, отзывы о книге «Armaged-dom» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x