Rzeczywiście, jego wysiłki spełzły na niczym, przeszłości bowiem nie da się odszukać w przyszłości, gdzie jej po prostu nie ma — przynajmniej do czasu, kiedy świat metafizyczny, tylekroć większy od naszego, w którym wszystko dzieje się w wolniejszym tempie, wykona pełen obrót i umożliwi nadejście Nowemu Słońcu. Jednak autarcha nie przeszedł na drugą stronę ogromnego muru i nie skrył się w lochu, gdyż nikomu jeszcze nie udało się odnaleźć tego, co pozostawił za sobą, skazując na wieczne zapomnienie.
Powiada się jednak, że wyznaczył strażnika i przykazał mu strzec lochu, ten zaś, kiedy jego czas na Urth zbliżał się ku końcowi, wyznaczył następnego, ten zaś jeszcze następnego i tak trwają aż po dziś j dzień, wierni rozkazowi autarchy, ponieważ do szpiku kości przesiąkli! naukami maszyn, a niewzruszona wiara jest jedną z rzeczy, jakich one najchętniej uczyły.
Byłem zajęty rozbieraniem kobiety i całowaniem jej piersi, ale jej przerwałem na chwilę, by zapytać:
— Czy wszystkie myśli i nauki, o których wspominałaś, zniknęły ze świata w chwili, kiedy autarcha zamknął je w lochu? Czy nie mogłem w jakiś sposób zetknąć się z nimi?
— Mogłeś, ponieważ przez całe wieki przekazywano je z ust do ust, dzięki czemu znamy je wszyscy, nie zdając sobie z tego sprawy, a poza tym strażnik podobno co jakiś czas wypuszcza w świat księgi, w których są spisane, i choć prędzej lub później wracają do niego, to jednak w trakcie swojej wędrówki trafiają do wielu rąk, by ponownie zniknąć w otchłani mrocznego lochu.
— To bardzo piękna historia — powiedziałem. — Wydaje mi się, że znam ją lepiej od ciebie, choć z pewnością nigdy jej nie słyszałem.
Miała długie nogi o niezwykle delikatnej, atłasowej skórze. Całe jej ciało było stworzone po to, by dawać rozkosz. Wyciągnęła rękę ku sprzączce spinającej mi płaszcz na ramionach.
— Możesz go zdjąć, żebyśmy mogli się przykryć? — zapytała.
— Mogę — odparłem.
Omal nie utonąłem w rozkoszy, jaką mi ofiarowała, bo choć nie kochałem jej ani tak jak kiedyś Theclę, ani tak, jak wtedy jeszcze Dorcas, ona zaś z pewnością nie dorównywała urodą Jolencie, to poczułem do niej ogromną czułość nie mająca jednak nic wspólnego z wypitym przeze mnie winem. Cyriaca była dokładnie taką kobietą, o jakiej marzyłem jako odziany w łachmany chłopiec w Wieży Matachina, zanim jeszcze wśród mgieł nekropolii ujrzałem przypominającą kształtem serce twarz kasztelanki Thei.
Kiedy wreszcie wstaliśmy z otomany, poszliśmy do basenu o ścianach wykładanych srebrną blachą, aby się umyć. Kochały się tam dwie kobiety; spojrzały na nas i wybuchnęły śmiechem, ale kiedy zrozumiały, że nie oszczędziłbym ich tylko dlatego, że są kobietami, uciekły z krzykiem.
Polewaliśmy się nawzajem wodą. Wiem teraz, iż Cyriaca była pewna, że zaraz ją opuszczę, ja zaś to samo myślałem o niej. Nie rozstaliśmy się jednak (choć byłoby chyba lepiej, gdyby tak się stało), lecz wyszliśmy do niewielkiego, pogrążonego w ciszy i ciemności ogrodu i przystanęliśmy obok samotnej fontanny. Trzymaliśmy się za ręce jak dzieci.
— Byłeś kiedyś w Domu Absolutu? — zapytała.
Obserwowała nasze odbicia w lśniącej w blasku księżyca wodzie, a mówiła tak cicho, że z trudem ją słyszałem.
Odparłem, że owszem, i natychmiast poczułem, jak jej ręka zacisnęła się na mojej.
— A widziałeś Studnię Orchidei?
Potrząsnąłem głową.
— Ja też nie, chociaż, podobnie jak ty, byłam w Domu Absolutu. Podobno niegdyś mieszkały tam małżonki autarchów, ale nawet teraz, mimo że nasz Autarcha nie ma towarzyszki życia, wolno tam przebywać jedynie najpiękniejszym kobietom. Podczas pobytu w Domu mój pan i ja zamieszkaliśmy w niewielkim pokoju stosownym do naszego urodzenia. Pewnego wieczoru mój małżonek zniknął, ja zaś wyszłam na korytarz, a kiedy rozglądałam się w obie strony, nadszedł jakiś wysoki urzędnik. Nie znałam jego imienia i nie wiedziałam, jaką funkcję sprawuje, lecz mimo to zatrzymałam go i zapytałam, czy mogę zobaczyć Studnię Orchidei.
Cyriaca umilkła. Przez dwa lub trzy oddechy słyszeliśmy jedynie dźwięki muzyki dobiegające z pawilonu i szmer wody w fontannie.
— Popatrzył na mnie ze zdziwieniem. Nie masz pojęcia, co to znaczy być ubogą szlachcianką z północy, odzianą w suknię uszytą przez służące, z tanimi klejnotami na szyi, i stać przed kimś, kto całe życie spędził wśród arystokratów zamieszkujących Dom Absolutu. A potem… potem się uśmiechnął. — Ponownie zacisnęła palce na mojej ręce. — I powiedział mi, którędy mam iść: prosto korytarzem, skręcić przy posągu, następnie w górę po schodach, dalej prosto ścieżką wysypaną białym żwirem. Och, Severianie, mój ukochany!
Jej twarz błyszczała jak księżyc. Pojąłem, iż wydarzenie, którego przebieg mi relacjonuje, stanowi szczytowy moment jej życia i że uczucie, którym ją obdarowałem, odświeżyło w jej pamięci te chwile, kiedy okazało się, że może swoją urodą zmiękczyć serca nawet tych, co wcale nie pragnęli jej posiąść. Rozsądek podpowiadał mi, że powinienem czuć się urażony, ale nie potrafiłem się do tego zmusić.
— Zaraz potem odszedł, ja natomiast ruszyłam we wskazanym kierunku, ale zaledwie przeszłam kilkanaście kroków, zjawił się mój pan i rozkazał mi wrócić do pokoju.
— Rozumiem — odparłem, poprawiając miecz.
— Myślę, że naprawdę mnie rozumiesz. Jak uważasz, czy źle postępuję, zdradzając go z tobą?
— Nie jestem sędzią.
— Jednak wszyscy oceniają moje postępowanie… Przyjaciele i kochankowie, a nawet te kobiety w pawilonie.
— My od dzieciństwa uczymy się nie wydawać żadnych wyroków, a jedynie wykonywać te, które przekażą nam sądy Wspólnoty. Dlatego nie będę oceniał ani ciebie, ani jego.
— Ja natomiast to czynię — powiedziała, zwracając twarz ku świecącym zimnym blaskiem gwiazdom. Po raz pierwszy od chwili, kiedy dostrzegłem ją z daleka w zatłoczonej sali, zrozumiałem, dlaczego wziąłem ją za prawdziwą członkinię zakonu, którego habit założyła z okazji maskarady. — A przynajmniej próbuję i za każdym razem i wyrok jest taki sam: winna. Mimo to nie jestem w stanie się powstrzymać. Myślę, że przyciągam do siebie takich mężczyzn jak ty. Czułeś, jak coś cię do mnie ciągnie? Przecież wiem, że miałeś do wyboru mnóstwo kobiet bardziej urodziwych ode mnie.
— Nie jestem pewien — odparłem. — Podczas naszej wędrówki do Thraxu…
— A więc ty także masz do opowiedzenia jakąś historię? Chętnie jej wysłucham, Severianie. Ja już opowiedziałam ci o jedynym interesującym zdarzeniu, jakie miało miejsce w moim życiu.
— W drodze tutaj — przy innej okazji opowiem ci, kto towarzyszył mi w podróży — spotkałem wiedźmę, jej uczennicę oraz klienta, którzy zeszli się w pewnym miejscu, aby wskrzesić zmarłego dawno temu człowieka.
— Naprawdę? — Oczy kobiety zapłonęły podnieceniem. — Cudownie! Słyszałam o czymś takim, ale nigdy nie widziałam. Opowiedz mi o wszystkim, lecz postaraj się, żeby to była sama prawda.
— Nie mam wiele do opowiadania. Nasza droga wiodła przez opuszczone miasto, a kiedy zauważyliśmy ognisko, ruszyliśmy w tamtą stronę, ponieważ mieliśmy ze sobą bardzo chorą osobę. Potem wiedźma wskrzesiła człowieka, po którego tam przyszli, mnie zaś wydawało się, że zwraca życie całemu miastu. Dopiero kilka dni później zrozumiałem…
Okazało się, że nie potrafię powiedzieć, co zrozumiałem, gdyż znaczenie tamtych wydarzeń należało rozpatrywać na poziomie znacznie wyższym niż językowy, o którym najczęściej staramy się nie myśleć, chociaż z pewnością nasze myśli bez przerwy by się tam zapędzały, gdyby nie surowa dyscyplina, jaką nauczyliśmy się im narzucać.
Читать дальше