— To wcale nie przeszkadza. — Pochyliła się, jakby chciała przyjrzeć mi się przez otwory na oczy. Jej własna maska, tego samego koloru co szata, była tak mała, że właściwie niczego nie zasłaniała, ale dodawała odrobiny tajemniczości, o której bez niej kobieta mogłaby jedynie marzyć, i pozwalała zapomnieć o codziennym życiu oraz związanej z nim odpowiedzialności. — Bez wątpienia jesteś bardzo inteligentnym człowiekiem, lecz nie dysponujesz zbyt bogatym doświadczeniem, bo wiedziałbyś, że można ocenić czyjąś twarz wcale jej nie widząc. Naturalnie dużo trudniej jest to uczynić wówczas, kiedy ktoś kryje się za jakąś zasłoną uniemożliwiającą dostrzeżenie choćby kształtu twarzy, ale i wtedy da się wiele powiedzieć. Ty na przykład masz ostro zakończoną brodę z małym dołeczkiem, prawda?
— Zgadza się, jeśli chodzi o brodę — odparłem. — Nie, jeśli chodzi o dołeczek.
— Kłamiesz, żeby zbić mnie z tropu albo nigdy nie zwróciłeś na niego uwagi. Potrafię ocenić kształt brody na podstawie talii i pasa, szczególnie u mężczyzn, którymi, co chyba zrozumiałe, interesuję się najbardziej. Szczupły pas oznacza ostro zakończoną brodę, twoja skórzana maska zaś przylega na tyle ściśle do twarzy, żeby potwierdzić moje domysły. Masz także duże, głęboko osadzone i ruchliwe oczy, co z kolei wiąże się z obecnością dołka w brodzie, szczególnie u mężczyzny o pociągłej twarzy. Masz wystające kości policzkowe, czarne włosy — domyślam się tego, ponieważ widzę je na twoich rękach — a także wąskie usta, które są widoczne w rozcięciu maski. Wąskie, ale jednocześnie zmysłowe, czyli dokładnie takie, jakie powinny być usta mężczyzny.
Nie wiedziałem, co na to odpowiedzieć, i szczerze mówiąc dałbym bardzo wiele, żeby móc bezzwłocznie opuścić Cyriacę.
— Czy chcesz, abym zdjął maskę, żebyś przekonała się o trafności swoich domysłów? — zapytałem wreszcie.
— Och, skądże znowu. Wolno ci to uczynić dopiero wtedy, kiedy orkiestra zagra sygnał. Poza tym powinieneś brać pod uwagę moje uczucia. Gdybyś teraz zdjął maskę i okazałoby się, że wcale nie jesteś przystojny, zepsułbyś mi zapowiadający się interesująco wieczór. — Podczas naszej rozmowy podniosła się prawie do pozycji siedzącej, teraz jednak uśmiechnęła się i ponownie ułożyła na otomanie. Długie włosy otaczały jej twarz ciemną aureolą. — Nie, Severianie, zamiast odsłaniać twarz, odsłonisz przede mną duszę. Później pokażesz mi, co byś uczynił, gdybyś mógł robić wszystko, na co tylko przyjdzie ci ochota, teraz natomiast opowiesz mi o sobie. Wiem już, że pochodzisz z Nessus. Dlaczego tak bardzo zależy ci na odnalezieniu Peleryn?
ROZDZIAŁ VI
BIBLIOTEKA CYTADELI
Miałem już odpowiedzieć na pytanie, kiedy koło naszej alkowy przeszli mężczyzna i kobieta, on ubrany w sanbenito, ona przebrana za służącą. Zaledwie zerknęli w naszą stronę, ale coś — być może wyraz ich oczu albo nagłe zbliżenie głów — powiedziało mi, że oboje wiedzą, lub przynajmniej podejrzewają, iż mój strój nie jest maskaradowym kostiumem. Udałem jednak, że niczego nie zauważyłem i odparłem:
— W moje ręce przypadkowo trafiło coś, co stanowi ich własność. Teraz pragnę im to oddać.
— A więc nie zamierzasz wyrządzić im krzywdy? Możesz mi powiedzieć, co to takiego?
Nie odważyłem się wyznać prawdy, wiedziałem jednak, iż zostanę poproszony o pokazanie przedmiotu, którego nazwę wymienię.
— Książka. Bardzo stara książka z pięknymi ilustracjami. Nie znam się na tym, ale jestem pewien, że ma nie tylko wielką wartość materialną, lecz także religijną.
Mówiąc to wyjąłem z sakwy książkę w brązowych okładkach, którą przyniosłem Thecli z biblioteki mistrza Ultana, następnie zaś wziąłem ze sobą na wędrówkę.
— Istotnie, jest stara — powiedziała Cyriaca. — I chyba miewała częste kontakty z wodą. Mogę ją obejrzeć?
Wyjęła mi książkę z ręki i zaczęła przerzucać kartki. Zatrzymała się na stronie, na której znajdowała się ilustracja przedstawiająca rogatych satyrów i sylfidy. W migotliwym blasku lampy oświetlającej naszą alkowę narysowane postaci zdawały się pląsać przy dźwiękach muzyki.
— Ja także nie znam się na książkach — powiedziała oddając mi ją — ale mam wuja, który jest ich wielkim znawcą. Przypuszczam, że byłby gotów wiele zapłacić za ten egzemplarz. Szkoda, że nie ma go tutaj… chociaż z drugiej strony, może to i dobrze, ponieważ będę miała okazję spróbować, czy uda mi się uzyskać ją od ciebie w inny sposób. Wuj co pięć lat wyrusza w długą podróż tylko po to, by powiększyć swoją kolekcję starych książek. Kiedyś trafił nawet do zaginionych archiwów. Słyszałeś o nich?
Pokręciłem głową.
— Wiem tylko tyle, ile usłyszałam od niego, kiedy pewnego razu wypił trochę więcej wina niż zwykle. Przypuszczam, iż nie powiedział wszystkiego, ponieważ przez cały czas miałam wrażenie, że obawia się, bym nie spróbowała powtórzyć jego wyczynu. Nie spróbowałam, choć czasem mam o to do siebie pretensję. Tak czy inaczej, w Nessus — a dokładniej na południowych krańcach miasta, gdzie nie docierają już turyści, tak daleko w dole rzeki, że wielu ludzi uważa, iż jest to właściwie poza miastem — wznosi się starożytna forteca. Wszyscy dawno o niej zapomnieli (może jedynie z wyjątkiem Autarchy, oby jego dusza odradzała się bez końca w następnych pokoleniach), niektórzy zaś sądzą, że mieszkają w niej upiory. Stoi na wzgórzu nad brzegiem Gyoll, przy zrujnowanym cmentarzu, niczego już nie strzegąc.
Umilkła, bezwiednie poruszając przed sobą rękami, jakby chciała nakreślić w powietrzu zarysy wzgórza i warownego grodu. Odniosłem wrażenie, iż opowiadała tę historię wiele razy, być może własnym dzieciom. Dopiero teraz zauważyłem, iż rzeczywiście mogła mieć dzieci, może nawet na tyle duże, żeby przysłuchiwać się tej, a także innym opowieściom. Co prawda zmarszczki nie poorały jeszcze gładkiej, zmysłowej twarzy, lecz płomień młodości, który tak żywo płonął w Dorcas, a nawet rzucał nieziemski blask na Jolentę, który dawał niespożyte siły Thecli i rozświetlał zasnute mgłą ścieżki nekropolii, kiedy przy rozkopanym grobie Thea wzięła pistolet z rąk Vodalusa, wygasł w niej bardzo dawno, nie pozostawiając nawet zapachu dymu. Zrobiło mi się jej żal.
— Z pewnością znasz historię o tym, jak dawno temu ludzie polecieli ku gwiazdom, ale by to osiągnąć, zaprzedali dziką część duszy, tak że potem nie pragnęli już czuć we włosach powiewów wiatru, nie znali miłości ani pożądania, nie śpiewali starych pieśni i nie układali nowych, i w ogóle zatracili upodobanie do przyzwyczajeń, które — jak wierzyli — w zamierzchłych czasach zabrali ze sobą z ciepłego wnętrza wilgotnych lasów tropikalnych, chociaż mój wuj twierdzi, że to właśnie te przyzwyczajenia pozwoliły im wydostać się stamtąd. Jak wiesz — a przynajmniej, jak powinieneś wiedzieć — w głębi serca nienawidzili tych, którym sprzedali tę część siebie, a którzy stanowili wytwór ich własnych rąk i umysłów. Istoty te miały nawet serca, choć ich autorzy nie chcieli tego przyznać. W każdym razie stworzeni postanowili zniszczyć tworzących, dokonali zaś tego wówczas, kiedy ludzkość rozprzestrzeniła się już na planetach wokół tysiąca słońc, zwracając jej to, czego pozbyła się dawno temu.
Wuj opowiadał mi o tym tak, jak teraz ja opowiadam tobie, dowiedział się zaś wszystkiego z jednej z książek, jakie miał w swojej kolekcji. Głęboko wierzył, że jest pierwszym od co najmniej chiliady, który przewracał jej karty.
Читать дальше