Tristran i Yvaine byli razem szczęśliwi — nie na wieki, bo złodziej czas zgarnia w końcu wszystko do swego zakurzonego wora, jednak żyli szczęśliwie bardzo, bardzo długo. A potem nocą zjawiła się śmierć i wyszeptała swój sekret do ucha Osiemdziesiątego Drugiego Władcy Cytadeli Burz, on zaś skinął siwą głową i nie odezwał się więcej, a rankiem jego ludzie zanieśli szczątki do Sali Przodków, gdzie spoczywają po dziś dzień.
Po śmierci Tristrana wśród ludu rozeszły się pogłoski, iż był on członkiem Bractwa Wieży i odegrał kluczową rolę w osłabieniu Złowrogiego Dworu. Jednakże prawda o tych wydarzeniach, jak i o wielu innych, odeszła wraz z nim, i pogłoski nigdy nie znalazły potwierdzenia ni zaprzeczenia.
Yvaine została władczynią Cytadeli Burz i okazała się lepszą monarchinią, niż ktokolwiek oczekiwał, tak w czasie pokoju, jak i podczas wojny. W odróżnieniu od męża nie starzała się; jej oczy pozostały równie błękitne, włosy złocistobiałe, a temperament — o czym wielu wolnych mieszkańców Cytadeli miało okazję się przekonać — równie gorący jak w dniu, gdy Tristran spotkał ją na polanie obok sadzawki.
Wciąż lekko kuleje, choć nikt w Cytadeli nawet o tym nie wspomina, tak jak nikt nie waży się wspomnieć choćby słowem, że czasem w mroku władczyni lśni i migocze.
Mówią, że każdej nocy, gdy tylko pozwalają jej na to obowiązki, Yvaine, kulejąc, wdrapuje się samotnie na najwyższy szczyt pałacu. Stoi tam godzinami, nie zważając na zimne wiatry. Milczy, patrząc w mroczne niebo, i pełnymi smutku oczami ogląda powolny taniec niezliczonych gwiazd.
Przede wszystkim dziękuję Charlesowi Yessowi. W dzisiejszych czasach nie ma nikogo, kto bardziej zbliżyłby się w swej sztuce do dokonań wielkich wiktoriańskich malarzy bajkowych światów. Bez natchnienia, jakie niosą ze sobą jego dzieła, nie powstałaby ta książka. Gdy tylko kończyłem kolejny rozdział, dzwoniłem do niego i czytałem mu całość przez telefon, a on słuchał cierpliwie i śmiał się tam, gdzie należało.
Dziękuję też Jenny Lee, Karen Berger, Paulowi Levit-zowi, Merilee Heifetz, Lou Aronice, Jennifer Hershey i Tii Maggini — wszyscy oni przyczynili się do powstania niniejszej książki.
Ogromnie wiele zawdzięczam Hope Mirrlees, Lordowi Dunsany'emu, Jamesowi Branchowi Cabellowi i C. S. Lewisowi. Nie wiem, gdzie są teraz, ale to właśnie oni pokazali mi, że bajki mogą trafiać także do dorosłych.
Tori użyczyła mi swego domu, w którym napisałem pierwszy rozdział, a w zamian poprosiła tylko, bym uczynił ją drzewem.
Kilka osób czytało wszystko na bieżąco i mówiło mi, co poszło dobrze, a co jest nie tak. To nie ich wina, że nie zawsze słuchałem. Szczególnie gorąco pragnę podziękować Amy Horsting, Lisie Henson, Dianie Wynne Jones, Chris Bell i Susannie Clarke.
Moja żona Mary i asystentka Lorraine także się napracowały, przepisując z rękopisu kilka pierwszych rozdziałów. Jestem im za to niezmiernie wdzięczny.
Dzieci natomiast nie pomogły mi w najmniejszym stopniu. I dobrze: tego właśnie po nich oczekiwałem.
Neil Gaiman, czerwiec 1998.