— A dokąd twoim zdaniem powinniśmy się udać? — spytał Svora Septach Melayn.
— Mieszkamy na Górze Zamkowej i tam powinniśmy wrócić. Powinniśmy przekonać się, jak głębokim i gorącym oddaniem cieszy się na Zamku Lord Korsibar, po czym ostrożnie i subtelnie spróbować nawiązać sojusze z jego przeciwnikami. A tymczasem będziemy przekonywająco udawać, że akceptujemy to, co zaszło, i oczywiście klękać przed Korsibarem, gdy tylko okaże się to konieczne.
— I ryzykować, że którejś nocy zostaniemy zamordowani? — zdziwił się Melayn.
— Sądzę, że na Zamku możemy nie obawiać się zamachu. Nieszczęście mogłoby spotkać nas w Labiryncie, owszem, ale nie tam gdzie słońce jasno świeci, a my mamy wokół siebie wypróbowanych przyjaciół. W miarę upływu czasu znajdziemy okazję…
— W miarę upływu czasu! — nie wytrzymał Gialaurys. — Czas, czas, czas! Jak długo uda się nam to znosić? Jakie czeka nas życie pod władzą Korsibara, umacniającego się na tronie z dnia na dzień i z godziny na godzinę? Możesz klękać przed nim, jeśli chcesz, Svorze, ale moje kolana są sztywniejsze od twoich. Nie, pozwólcie, że pójdę teraz do Korsibara, załatwię go i nawet jeśli mnie zabiją, to Majipoor zyska właściwego władcę, choć po moim trupie.
— Spokojnie — ostrzegł go Prestimion. — Na twoim miejscu wysłuchałbym uważnie rad Svora.
— W miarę upływu czasu — mówił dalej Svor, jakby mu nigdy nie przerywano — kiedy już zamieszkamy na Zamku, zbierzemy wystarczająco wielu zwolenników, by zrzucić Korsibara z tronu dzięki jakiemuś zaskakującemu posunięciu. By dopaść go, gdy już uzna nas za swych lojalnych poddanych.
— Aha! — Septach Melayn skrzywił wargi w uśmiechu. — Przyznam, Svorze, że można na ciebie liczyć. Zawsze w końcu odwołasz się do zdrady, tak bliskiej twej naturze.
Svor nie wydawał się obrażony tymi słowami.
— Jeśli plan, jaki zarysowałem, wydaje ci się godny wyłącznie pogardy, to dobrze, dostosujemy się do rzeczywistości jak wszyscy inni, uczciwi i prawomyślni obywatele, będziemy się upokarzać przed Lordem Korsibarem co dzień aż do śmierci i ufać, że łaskawie pozwoli nam przeżyć jeszcze parę godzin. Możemy też postąpić inaczej, według propozycji naszego drogiego Gialaurysa. Niech spróbuje wykonać swą samobójczą misję czy też, jak proponował wcześniej, niech wyzwie Koronala na zapaśniczy pojedynek, którego stawką będzie władza.
— Ach, Svorze, zupełnie mnie nie zrozumiałeś — powiedział Septach Melayn. — Zgadzam się z tobą w pełni. Ja także głosuję za zdradą i im głębsza będzie ta zdrada, tym lepiej. Opuścimy Labirynt na oczach wszystkich, wrócimy do naszego wygodnego życia na Górze Zamkowej, odczekamy, aż nadejdzie odpowiednia chwila i dopiero wówczas uderzymy. Co o tym sądzisz, Prestimionie?
— Opuścimy Labirynt, oczywiście — odparł Prestimion, który ostatnie kilka minut spędził pogrążony w prywatnym królestwie myśli, gdzie całe to mianowanie i usuwanie władców nie znaczyło nic. — Opuścimy Labirynt, nim życie nasze zostanie poważnie zagrożone… jeśli już nie jest zagrożone. Podczas podróży na Zamek spróbujemy rozpoznać nastawienie ludzi, których spotkamy po drodze. Może zdobędziemy informacje na temat środków, dzięki którym odzyskamy tron.
Wsunął dłonie w fałdy tuniki i spojrzał na przyjaciół, by sprawdzić, czy się z nim zgadzają. Nagle mruknął: „A to co takiego?”, bo pod palcami wyczuł nieduży i gładki w dotyku, nieznajomy mu przedmiot. Wyjął go. Był to nieduży kawałek polerowanego zielonego kamienia; amulet, który Vroon, czarodziej Thalnap Zelifor oferował mu tego dnia, gdy — jeszcze przed igrzyskami — pojawił się, by uprzedzić go o nadchodzącym nieszczęściu. Mogło się wydawać, że od owego dnia minęły lata!
— Zapomniałem, jak się nazywa ten amulet. Ma coś wspólnego z magią. Dostałem go od Thalnapa Zelifora.
— To corymbor — wyjaśnił mu Svor. — Mówią, że bywa użyteczny w ciężkich chwilach.
— A tak, tak. Teraz pamiętam. Vroon powiedział, żebym powiesił go na łańcuszku, a w potrzebie przyniesie mi radę. — Prestimion ponuro potrząsnął głową. — Thalnap Zelifor. On też wiedział, że zbliżają się kłopoty, ostrzegał, a ja nie chciałem go słuchać. Całkowicie zlekceważyłem jego wizje.
— Krew na księżycu — wtrącił Gialaurys. — Widział krew na księżycu. Pamiętasz? Oznaki wojny. Tajemny wróg, który ujawni się i stanie przeciw tobie do walki o Zamek. Powiedziałem wtedy, że tym tajemnym wrogiem jest Korsibar, pamiętasz, Prestimionie? Powiedziałem to zaraz, gdy tylko Vroon nas opuścił.
— Ciebie też nie wysłuchałem. Byłem ślepy, po prostu ślepy! Teraz, kiedy patrzę za siebie, wszystko wydaje mi się jasne. Ale każdy jest mądry, kiedy patrzy w przeszłość. — Położył niewielki amulet na dłoni, czubkiem palca dotknął maleńkich runów wyrzeźbionych na jego powierzchni. Następnie rzucił zielony kamień do Septacha Melayna, który złapał go zręcznie. — Masz wiele pięknych złotych łańcuszków w swej kolekcji biżuterii, panie Melayn, prawda? Proszę cię, byś oddał mi jeden, na którym powieszę corymbor, dobrze? Zgodnie z radą Thalnapa Zelifora od dziś zawsze będę go nosił na piersi. Kto wie, może jest coś w wyrytych na nim czarodziejskich runach. A z pewnością teraz potrzebuję pomocy w każdej dostępnej formie. — Prestimion roześmiał się. — Chodźcie, przygotujemy się do opuszczenia Labiryntu. Im szybciej wyjedziemy, tym lepiej.
Wędrówkę poza Labirynt rozpoczęli od długiej, krętej drogi w górę, przez kolejne poziomy podziemnego miasta. Istniała oczywiście prosta, bezpośrednia i nawet niedługa trasa, zarezerwowana jednak była wyłącznie dla Potęg Królestwa, a Prestimion pozostał przecież zaledwie książątkiem z arystokracji Góry Zamkowej.
Wracał do domu.
Prestimiona, jego trzech przyjaciół, towarzyszy, dwór oraz służących opiekujących się bagażami, którzy przybyli z nimi z Zaniku, czekała długa droga, poziom za poziomem, pierścień za pierścieniem, pozornie nieskończona, podróż nużąca nawet gdy odbywało się ją lataczem; wąskie, spiralnie kręcone przejścia prowadziły z sektora imperialnego, w którym mieszkali przez wiele tygodni, przez duszne, słabo oświetlone strefy znane wszystkim. Dwór Kuł, Dom Akt, w którym na wielkim świecącym ekranie wypisane były nazwiska wszystkich Koronali i wszystkich Pontifexów rządzących przez trzynaście tysięcy lat historii planety, Plac Masek, Dwór Piramid, Sala Wichrów, Jezioro Snów. I w górę, ku gęściej zaludnionym regionom miasta, gdzie mieszkali zwykli obywatele, tłum bladych, nędznie odzianych ludzi, na zawsze zamkniętych w tłocznych górnych kręgach podziemnej metropolii. W końcu wyjechali na blask słońca, powiew wiatru, świat deszczu, szumu drzew, ptaków, rzek i wzgórz.
— I niech minie wiele czasu do naszych następnych odwiedzin w tym obmierzłym miejscu — powiedział z gniewem Gialaurys.
— Och, wrócimy z radością, kiedy Prestimion zostanie Pontifexem — stwierdził Septach Melayn, klepiąc go wesoło po ramieniu. — Ale wówczas będziemy już starcami o długich siwych brodach.
— Pontifex — prychnał Prestimion. — Wolałbym najpierw choćby przez krótki czas być Koronalem, oczywiście za twoim pozwoleniem i pod warunkiem, że nim wzniosę się na ów wyższy tron, ominiemy także drobną przeszkodę leżącą na naszej drodze.
— Ależ oczywiście, Prestimionie, wszystko powinno iść własną rzeczy koleją. Najpierw Korona!, potem Pontifex.
• Na te słowa roześmieli się, był to jednak wyraz radości z powódki opuszczenia Labiryntu bardziej niż cokolwiek innego, w tej chwili bowiem nie było im do śmiechu; czuli wyłącznie pustkę i mroczną niepewność. Tuż przed wyjazdem z Labiryntu dotarły do nich dziwne plotki, jakoby Korsibar miał oferować Prestimionowi pozycję w rządzie, gdy już znajdzie się na Zamku, nie sposób było jednak powiedzieć, jak szczere okażą się te obietnice, zwłaszcza że wkrótce upojenie zwycięstwem minie i nastanie surowa rzeczywistość.
Читать дальше