— A więc żałujesz tego, czego dokonałeś?
— Ależ skąd, nawet w najmniejszym stopniu.
Korsibar mówił jednak bez przekonania. Siostra pochyliła się i szepnęła mu do ucha:
— Pamiętaj, wszystko to zostało przepowiedziane. — Spojrzała na stojącego samotnie w odległym kącie tajemniczego, zamyślonego Sanibaka-Thastimoona i dodała jeszcze: — To twoje przeznaczenie, bracie.
— To moje przeznaczenie — zgodził się Korsibar, czekając na przypływ entuzjazmu, który słowo „przeznaczenie” wzbudzało w nim ostatnio, tym razem jednak nic nie poczuł. Druga szklaneczka młodego, pienistego wina rozgrzała go i zdołała usunąć zmęczenie jego duszy.
Przeznaczenie, pomyślał. Tak, przeznaczenie. Przeznaczenie, któremu podporządkować muszę wszystko. Wszystko. Tak, wszystko.
Nowa władza zezwoliła byłemu Lordowi Confalume’owi pozostać w apartamentach, które zajmował jako Koronal. Niemniej oznaki nagłej przemiany systemu rządów na Majipoorze wydały się Prestimionowi jasne nawet w korytarzu prowadzącym do tych apartamentów. Wielcy Skandarzy z gwardii Lorda Confalume’a nadal byli na służbie, lecz teraz mieli na twarzach maleńkie maski świadczące, że są urzędnikami Pontyfikatu. Wyglądali wręcz śmiesznie. Poza tym w tłumie kręcącym się pod drzwiami do apartamentu Confalume’a kręciło się mnóstwo pontyfikalnych urzędników.
Jeden z nich, Ghayrog o perłowych łuskach, spojrzał na Prestimiona z pogardą.
— Twierdzisz, że wyznaczono ci spotkanie z Jego Wysokością? — spytał.
— Jestem książę Prestimion z Muldemar. Naszemu światu grozi niebezpieczeństwo, Pontifex zgodził się na spotkanie ze mną o tej godzinie.
— Pontifex poinformował nas, że jest bardzo zmęczony i życzy sobie, by odwołano wszystkie audiencje.
— A więc odwołajcie je, gdy już się z nim zobaczę — powiedział Prestimion. — Nie wiecie, kim jestem? Nie wiecie, co się dziś tutaj stało? Idźcie już! Bierzcie się do roboty! Powiedzcie Jego Wysokości, że na spotkanie z nim czeka książę Prestimion.
Biurokraci Pontyfikatu wszczęli między sobą długą dyskusję, po czym Ghayrog w towarzystwie innej zamaskowanej postaci znikł w apartamencie Confalume’a, gdzie najprawdopodobniej odbyła się kolejna długa konferencja. W końcu obaj pojawili się z powrotem i Ghayrog oznajmił:
— Pontifex cię przyjmie. Zezwala ci na dziesięć minut rozmowy.
Otworzyły się wielkie drzwi ozdobione jeszcze dawnym monogramem LCK i Prestimion wszedł do środka. Confalume, pokonany i samotny, siedział za biurkiem z drewna simbajindera, z głową opartą na pięściach. Wszędzie wokół poniewierały się rozrzucone akcesoria magiczne, niektóre poprzewracane, inne niedbale zepchnięte w kąt.
Nowy Pontifex podniósł wreszcie głowę. Oczy miał zaczerwienione i pełne rozpaczy.
— Wasza Wysokość — powiedział Prestimion zimno, wykonując jednocześnie znak poddania.
— Jestem… tak, przynależy mi ten tytuł — odparł z wahaniem Confalume.
Był cieniem samego siebie. Twarz miał obwisłą, całą postawą zdradzał zagubienie i rozpacz. Władca świata, żałosny nędzarz, którego poleceń nie słucha nawet syn!
— I co dalej? — spytał ostro Prestimion. Walczył ze sobą, próbował ukryć gniew i ból. Nagła, niewyobrażalna wręcz klęska raniła go niczym ostrze noża. — Pozwolisz, by ta komedia potoczyła się siłą rozpędu?
— Prestimionie, proszę…
— Proszę? Proszę? Skradziono mi koronę, twój syn bezprawnie skradł koronę nam wszystkim, a ty mówisz: „Prestimionie, proszę…” — tylko tyle i nic więcej?
— Mój rzecznik winien być tu, wraz z nami. Kai Kanamat… jest rzecznikiem Pontifexa, póki nie mianuję własnego kandydata. — Confalume mówił głosem słabym, piskliwym i cichym, opadającym od czasu do czasu do niezrozumiałego szeptu. — Przecież wiesz, że Pontifex nie powinien przemawiać bezpośrednio do podwładnych. Z pytaniami należy zwracać się do rzecznika, który przekaże je Pontifexowi i…
— Doskonale zdaję sobie z tego sprawę — przerwał mu Prestimion. — O tym możemy porozmawiać później. Jeśli naprawdę jesteś Pontifexem, Confalume, co zamierzasz zrobić w sprawie uzurpacji władzy przez twojego syna?
— Uzurpacji… syna…
— Znasz lepsze od „uzurpacji” określenie na to, co się stało?
— Prestimionie… proszę…
Prestimion spojrzał na Pontifexa w zdumieniu.
— Wasza Wysokość, czy w oczach błyszczą ci łzy?
— Proszę… proszę…
— Czy Korsibar odwiedził cię po przejęciu władzy?
— Przyjdzie później — powiedział Confalume ochryple. — Musi teraz spotykać się z różnymi ludźmi… rządzić… podpisywać…
— A więc zamierzasz utrzymać go na stanowisku Koronala? Confalume nie odpowiedział. Podniósł z blatu biurka jakieś przypadkowe narzędzie magiczne, coś ze srebrnych drutów i złotych pierścieni, i obracał to w dłoniach jak małe dziecko.
Prestimion nie ustępował.
— Znałeś wcześniej plany Korsibara?
— Nie znałem.
— Spadło to na ciebie jak grom z jasnego nieba, prawda? Stałeś tak nieruchomo, po prostu stałeś, pozwoliłeś wyrwać sobie koronę z rąk i nie zaprotestowałeś ani słowem. Czy tak to się obyło?
— Nie wyrwał mi korony z rąk. Korona leżała na poduszce. Na chwilę zakręciło mi się w głowie, jakby zasłona mi spadła na oczy, a kiedy oprzytomniałem, trzymał koronę w dłoniach. Zupełnie się tego nie spodziewałem, daję ci słowo, Prestimionie. Byłem zaskoczony jak wszyscy. Chyba nawet bardziej niż wszyscy. A potem wszystko się zdecydowało. Miał koronę. Siedział na tronie Koronala. A w sali było mnóstwo jego żołnierzy.
— Septach Melayn powiedział mi, że jemu też zrobiło się słabo. Ja również czułem się dziwnie, kiedy szedłem korytarzem. Nie uważasz, że stało się to dzięki czarom? — Prestimion wściekły chodził tam i z powrotem przed biurkiem Pontifexa. — Na Boginię! — krzyknął naraz w zdumieniu. — Przecież ja nie wierzę w magię! Lecz któż może być winny, jeśli nie ten dwugłowy mag Korsibara? Zesłał na nas słabość, by żołnierze mogli wedrzeć się do sali i umożliwić mu złapanie korony w te jego złodziejskie łapska. Wiem, że coś takiego jest niemożliwe, lecz czy istnieje coś bardziej niemożliwego niż kradzież korony? A przecież zdarzyła się na naszych oczach. — Zatrzymał się, oparł dłońmi na blacie biurka, pochylił. Z nieujarzmioną siłą patrzył w oczy Confalume’a. — Jesteś teraz nowym Pontifexem Majipooru. Dysponujesz władzą wystarczającą, by zakończyć tę komedię jednym rozkazem.
— Doprawdy, Prestimionie?
— A któż ośmieli się ci sprzeciwić? Jesteś Pontifexem. Potęp uzurpację Korsibara, rozkaż swej gwardii odebrać mu koronę, mianuj prawomocnego Koronala. Ja załatwię resztę.
— I co zrobisz, Prestimionie?
— Zaprowadzę porządek. Odsunę konspiratorów od władzy i anuluję wszystkie decyzje, które zdążyli podjąć. Przywrócę państwo do równowagi.
— On ma za sobą armię.
— Może gwardię Koronala, z całą pewnością nie armię, i może nawet nie całość gwardii. Nie wyobrażam sobie, by gwardziści, jeszcze dziś rano oddani ci na śmierć i życie, odmówili wykonania twych rozkazów.
— Kochają Korsibara.
— Wszyscy kochamy Korsibara — stwierdził kwaśno Prestimion. — Ale na tym świecie rządzić będzie rozsądek i prawo. Nikt nie mianuje Koronalem samego siebie, a w każdym razie nikomu nie może to ujść na sucho. Czyżbyś zapomniał, że Pontifex jest wyższym monarchą, że nie tylko Koronal, lecz on również ma żołnierzy i ci żołnierze słuchają wyłącznie jego rozkazów?
Читать дальше