Wyszli z Labiryntu przez bramę położoną najdalej na północy, zwaną Wrotami Wód; w jej pobliżu spływająca z dalekich wzgórz u podnóża Góry Zanikowej rzeka Glayge przepływała obok miasta. Zwykła droga na północ, z Labiryntu na Górę, prowadziła łodzią w górę Glayge do miejsca, w którym wypływała z jeziora Roghoiz, przez jezioro i dalej rzeką aż do miejsca, gdzie zaczynały się strome wzgórza, Glayge zaś przestawała być żeglowna. Tam przesiadano się na latacze. Kręta droga prowadziła wśród coraz bardziej wysokich i stromych gór aż do miast Góry Zamkowej.
Glayge była rzeką szybką, o potężnym prądzie, ale jej odcinek od jeziora Roghoiz do Labiryntu należał do najłagodniejszych i bardziej przypominał kanał niż rzekę. Bardzo dawno temu, w odległych czasach Lorda Balasa i Pontifexa Kryphona, brzegi uregulowano, by zapobiec zalaniu. Labiryntu, gdyż zimą zdarzały się powodzie. Tak więc pierwszy etap podróży Prestimiona wraz z dworem był spokojny, senny. Wynajęta łódź niosła ich spokojnie wśród szerokich, płaskich nadbrzeżnych pól.
Panowała tu pełnia lata, dni były upalne: złotozielone słońce Majipooru wisiało im wprost nad głowami, a jego blask wypełniał świat. Tkwili w podziemiu tak długo, iż niemal zapomnieli o istnieniu pór roku. W Labiryncie zamknęli się późną wiosną; był to czas przyjemny i ciepły — w centralnej części Alhanroelu klimat był w ogóle łagodny — teraz jednak w dolinie letnie upały odczuwało się w całej pełni. Na zachodzie, gdzie znajdowały się ruiny Velalisier, starożytnej stolicy Metamorfów położonej w centrum jałowej pustyni, promienie słońca z pewnością spadały na ziemię niszczącym ogniem, a na dalekim południu, wzdłuż upalnego, bagnistego brzegu Aruachosian, gdzie Glayge wpadała do morza, wilgoć w powietrzu wydawała się zapewne wręcz namacalna. Tu jednak dni były jasne i ciepłe. Ludzie, tak długo zamknięci w ponurym, sztucznym wnętrzu Labiryntu, z rozkoszą witali promienie słońca i zapachy miliardów kwiatów rosnących w tropikalnych lasach południa, przynoszone przez łagodny południowy wiatr. Tak! Jaką przyjemność sprawiała świadomość, że świat zamyka zdumiewająca swym ogromem przezroczysta kopuła niebios, z jaką radością oglądali hieraxy o różowych brzuchach, ptaki szybujące w najwyższych warstwach atmosfery, o skrzydłach, których rozpiętość dwukrotnie przekraczała wzrost dorosłego człowieka. Podróżnicy obserwowali też nieustannie horyzont na północy, oczekując, że lada chwila dojrzą na nim zarys ogromnej Góry Zamkowej. Powodowała nimi bezrozumna nadzieja. Góra miała wysokość trzydziestu mil, przebijała atmosferę i sięgała w inne królestwo, w kosmos, ale mimo to na razie pozostawała niewidoczna.
— Dostrzegliście ją może? — pytał Gialaurys, nie tak uczony jak pozostali i niezbyt świadomy sekretów nauki.
Septach Melayn, którego nie opuszczał dobry humor, odpowiadał wówczas:
— Czy to nie ten szary punkt po naszej prawej?
— To tylko chmura, Septachu, to tylko chmura — poprawiał go Svor. — Przecież doskonale o tym wiesz.
— Jeśli Góra jest rzeczywiście tak wysoka, dlaczego nie widać jej w każdym punkcie Majipooru? — spytał Gialaurys.
Prestimion, zataczając dłońmi w powietrzu kształt kuli, odpowiedział:
— Nasz świat wygląda właśnie tak, Gialaurysie. A jest o, taki wielki! — Prostował ramiona na boki tak daleko, jak tylko był w stanie sięgnąć. — Trudno to sobie wyobrazić. Mówią, że jest największy z tych, na których mogą żyć ludzie. Mówią, że w najszerszym miejscu jest dziesięciokrotnie większy od Ziemi, z której przybyliśmy tu tyle setek wieków temu.
— Ja słyszałem, że jest jeszcze większy. Dwanaście, a może czternaście razy większy pośrodku od Ziemi — wtrącił Svor.
— Dziesięć, dwanaście czy czternaście razy, to nie stanowi najmniejszej różnicy. Majipoor jest ogromny, Gialaurysie, a kiedy poruszamy się po jego powierzchni, zagina się ona, o tak. — Znów nakreślił dłońmi kształt kuli. — Nie widzimy tego, co znajduje się daleko, ponieważ krzywizna jest taka wielka i rzeczy kryją się poza jej granicą. Nawet Góra.
— Ja tam nie widzę żadnej krzywizny — upierał się Gialaurys. — Popatrzcie, płyniemy Glayge i wszystko wokół nas jest płaskie aż po horyzont. Nie płyniemy po żadnej krzywiźnie, jeśli mnie oczy nie mylą.
— Ale szczyt Góry Zamkowej wznosi się w powietrze wyżej niż teraz jesteśmy? — spytał Septach Melayn.
— Szczyt Zamkowej Góry wznosi się wyżej niż wszystko.
— No więc świat musi zakrzywiać się w dół między nami a Górą Zamkową, ponieważ Góra jest wysoko, a my nie. Dlatego właśnie rzeka płynie tylko w jednym kierunku, z Góry przez Labirynt do Aruachosii, a nigdy z Aruachosii w kierunku Góry, bo i jak woda mogłaby płynąć pod górę? Krzywizna jest jednak bardzo łagodna z powodu wielkości naszego świata, poza granicą kręgu schodzi o tak, tak, tak, bardzo powoli, więc większość świata wydaje się nam płaska, choć w rzeczywistości zawsze się zagina. Lecz mimo że krzywizna jest taka łagodna, kiedy odległości sięgają wielu mil, staje się wielka. Dlatego właśnie Góry nie widać z tak daleka. Ukrywają ją przed nami setki mil wydętego brzucha świata, leżącego między tym punktem i tamtym… czy prawidłowo to wyjaśniłem, Prestimionie?
— Dokładnie i wytwornie, z właściwą ci w każdych okolicznościach dokładnością i wytwornością.
— A kiedy wreszcie zobaczymy Górę? — spytał Gialaurys, który słuchał wyjaśnień niecierpliwie, marszcząc czoło.
— Kiedy przesuniemy się dalej na krzywiźnie, zbliżymy do domu. Z całą pewnością za Pendiwane, zapewne nawet za Makroposopos, być może dopiero w Mitripond.
— Przecież te miasta są bardzo daleko stąd! »• Oczywiście.
— Więc jeśli nie ma szansy na dostrzeżenie Góry, póki nie miniemy Makroposopos, od którego nadal dzieli nas wiele mil, powiedz mi, Prestimionie, dlaczego kiedy obserwowałem cię dzisiaj rano, widziałem, że patrzysz na północ, na tę plamkę ciemności, którą Svor nazwał chmurą?
Na to wszyscy się roześmieli. Nawet Prestimion.
— Dlatego, Gialaurysie, że równie mocno jak ty, a może nawet mocniej pragnę zobaczyć Górę i wyglądam jej nawet wówczas, gdy wiem, że nie będę w stanie jej zobaczyć.
— Więc niech Bogini sprawi, byśmy dostrzegli ją szybko — zakończył rozmowę Gialaurys.
Mimo iż wzdłuż brzegów dolnej Glayge znajdowało się mnóstwo miasteczek i nawet kilka miast dużych i znanych, Prestimion polecił kapitanowi łodzi mijać je wszystkie. Kusiło go, oczywiście, by wyjść na brzeg, porozmawiać z ludźmi, dowiedzieć się, jak zareagowali na przejęcie władzy przez Korsibara, wolał jednak przeprowadzić te rozmowy dalej, w górze rzeki. Nie miał pojęcia, jak długo Korsibar zamierza pozostawać w Labiryncie teraz, gdy Prankipin leżał w grobie, Confalume przejął obowiązki Pontifexa, a nie chciał spotkać uzurpatora i jego otoczenia po drodze na północ.
Im szybciej podróżowali doliną Glayge, tym lepiej. Bardzo prawdopodobne, że nowy Koronal zatrzyma się w niektórych z mijanych miast, by odebrać hołd ich mieszkańców. Jeśli oni się pospieszą, mają szansę dotrzeć na górę sporo przed nim. Na Górze zaś czeka go — być może — ciepłe powitanie ze strony tych, którzy sprzeciwiali się uzurpacji.
Gdy jednak osiągnęli brzeg jeziora Roghoiz, nie mieli wyboru, musieli się zatrzymać. Zmieniali tu statek; płaskodenne, podobne barkom łodzie, z powodzeniem żeglujące pod prąd łagodnej Glayge między jeziorem a Labiryntem, nie były dostosowane do żeglugi po bystrzejszym, groźniejszym prądzie górnej Glayge. Należało przypuszczać, że znalezienie i wynajęcie •odpowiedniej jednostki zabierze im dobre kilka dni.
Читать дальше