— Owszem, wiem o tym — przyznał Conf alume.
— A więc wydaj im odpowiednie rozkazy. Wyślij ich przeciw uzurpatorowi!
Confalume uniósł wzrok i przyglądał się Prestimionowi przez dłuższą chwilę. Potem oznajmił głosem bezdźwięcznym i martwym:
— W tym przypadku rozpoczęłaby się krwawa wojna.
— Tak sądzisz?
— Zasięgnąłem rady mych magów. Twierdzą, że akcja militarna napotkałaby opór, że gdyby podjąć próbę odebrania siłą Korsibarowi tego, co sobie przywłaszczył, on sam użyłby siły. Ich przepowiednie zwiastują nieszczęście. Zlituj się nade mną, Prestimionie!
— Zlituj? — zdziwił się Prestimion i nagle zrozumiał. Pomylił się poważnie, zakładając, że siedzący przed nim, zgarbiony Confalume oprócz imienia ma jeszcze coś wspólnego z wielkim Lordem Confalume, który przez czterdzieści lat rządził Majipoorem z taką łatwością i tak skutecznie. Ów Lord Confalume przestał istnieć, zniszczony, zmiażdżony niepojętą dla niego zdradą syna. Pozostał złamany człowiek o pustyni sercu, który nosił oczywiście tytuł Pontifexa Majipooru, nie miał już jednak siły koniecznej do sprawowania władzy. Niczym potężne, lecz spróchniałe od środka drzewo był słaby, choć na zewnątrz wyglądał tak, jakby nic się nie zmieniło. Confalume stracił swą słynną odporność i nieujarzmioną energię.
Zrozumiał, że wojna domowa może być jedynym sposobem zapobieżenia skutkom bezczelności, wręcz szaleństwa Korsibara i ocalenia królestwa przed czekającymi je nieszczęściami, lecz wiedział również, że wojna ta skończy się najprawdopodobniej śmiercią jego jedynego syna, a odpowiedzialności za tę śmierć nie mógł, po prostu nie mógł wziąć na siebie.
A więc… więc…
— Każesz mi zaakceptować bunt, uklęknąć przed Korsibarem, uznać go za władcę? — spytał Prestimion z niedowierzaniem.
— Nie widzę innego wyjścia.
— Ja miałem zostać Koronalem.
— Nigdy tego formalnie nie ogłosiłem.
— Czy zaprzeczasz, że na tym stanowisku widziałeś mnie?
— Nie… nie. — Confalume nie był w stanie spojrzeć Prestimionowi w jego płonące oczy. — Powinieneś być Koronalem.
— A jednak zamiast mnie jest nim Korsibar.
— Tak. Jest nim Korsibar. Ty byłeś lepszym kandydatem. Ale… co mogę zrobić? Moje serce jest z tobą, chłopcze. Serce, nie żołnierze. Stało się to, co się stało. Korsibar ma władzę.
Gdy nieco później spotkali się w apartamentach Prestimiona, Gialaurys trząsł się z niepohamowanej wściekłości.
— Czy pozwolisz mu, żeby tak cię zawstydził, tak cię ośmieszył, Prestimionie? — pytał drżącym z gniewu głosem. — Czy musimy to znosić? Gdybyś mnie nie powstrzymał, zwaliłbym go z tronu tam, w Sali Tronów, wydarłbym mu koronę i włożył ci na głowę.
— Nas trzech, bez broni… a ilu ich tam było? — spytał zmęczony Prestimion.
— Wytłumacz mi raz jeszcze, co w tej sprawie ma zamiar zrobić Pontifex? — poprosił Svor.
— Pontifex nie ma zamiaru zrobić nic. Pontifex ma zamiar zagrzebać się w Labiryncie, a Korsibarowi daje wolną rękę.
— Jak sądzisz, wiedział o tym spisku? — zainteresował się Septach Melayn.
— Nie. — Prestimion energicznie pokręcił głową. — Co do tego nie mam żadnych wątpliwości. Jestem przekonany, że Confalume nic nie wiedział, przebieg zdarzeń zaskoczył go tak jak ciebie czy mnie. Wystarczy spojrzeć w jego twarz, by wiedzieć, że już się nie podniesie. To człowiek załamany.
— Niemniej pozostaje najwyższym władcą w państwie. Musimy przeciągnąć go na naszą stronę. — Septach Melayn położył dłoń na ramieniu Prestimiona. — Nie wolno nam poprzeć tej okropności, która się właśnie zdarzyła. Nie wolno nam się na nią zgodzić. — W zimnych niebieskich oczach zapłonął gwałtowny płomień, na bladych policzkach pojawiły się dwie czerwone plamy tak jaskrawe, że mogłyby chyba świecić w ciemności. Wszechobecny na twarzy Septacha Melayna wyraz rozbawienia połączonego z pogardą znikł, zastąpiony przez zaledwie powstrzymywany gniew. — Udamy się do niego, ty i ja, i wszelkimi dostępnymi nam środkami wytłumaczymy mu, że musi natychmiast…
— Nie, przyjacielu — przerwał mu Prestimion. — Nie. Nie mów mi o „wszelkich dostępnych środkach”. Nie mów mi, że będziemy rozkazywać Pontifexowi, co musi zrobić, a czego nie musi. Po pierwsze, to niemal bluźnierstwo. A po drugie, i tak nic by nie dało.
— A więc Korsibar pozostanie Koronalem? — Melayn wyrzucił ręce w górę gestem rozpaczy.
— My zaś grzecznie padniemy przed nim na kolana, co? — dodał Gialaurys. — Będziemy powtarzać „Tak, Lordzie Korsibarze” i „Nie, Lordzie Korsibarze”, i „Czy mamy wylizać twe buty, Lordzie Korsibarze”? — Klasnął w dłonie z taką siłą, że zdało się, mógłby wskrzesić umarłych. — Nie, Prestimionie! Tego nie zniosę!
— Więc co byś zrobił na moim miejscu?
— Ja… no przecież… — Gialaurys zamilkł, sprawiając wrażenie zdziwionego tym milczeniem. Nagle oczy mu rozbłysły. — Zapasy, to jest to! Wyzwę go na pojedynek! Jeden na jednego, walka o tron Majipooru. Trzy rundy! Sędziami mogą być Oljebbin, Serithorn i Gonivaul…
— Z pewnością rozwiązałbyś wszystkie problemy — zakpił Svor. — Świetny pomysł.
— Ty oczywiście masz lepszy, co?
— Przede wszystkim powinniśmy jak najszybciej wyjechać z Labiryntu.
— Zawsze byłeś tchórzem! Svor uśmiechnął się blado.
— Uważaj, przyjacielu — ostrzegł Gialaurysa. — Między tchórzostwem i ostrożnością jest wielka różnica. Tylko co ty możesz o tym wiedzieć? Prędzej czy później do Korsibara dotrze, że musi się nas pozbyć, tylko Prestimion bowiem może podważyć jego pretensje do legalnego objęcia władzy. A gdzie lepiej się nas pozbyć niż w mrocznym, tajemniczym Labiryncie, gdzie układu poziomów nikt do końca nie rozumie? Gdyby ujęto nas nocą, gdyby wyprowadzono nas w labirynt korytarzy znajdujący się za Salą Wichrów i, powiedzmy, poderżnięto nam gardła albo gdyby po cichu wrzucono nas do czarnego jeziora na Dworze Kolumn, minęłoby z pewnością sporo czasu, nim nasze trupy zostałyby odnalezione.
— Sądzisz, że Korsibar zdecydowałby się na tak drastyczne rozwiązanie? — spytał Prestimion. — Na Boginię, Svor, nie masz złudzeń co do czystości ludzkiej duszy, prawda?
— Podróżowałem trochę i widziałem różne rzeczy.
— Sądzisz więc, że Korsibar zdolny jest do popełnienia morderstwa?
— Mimo iż tak bezwstydnie sięgnął po koronę, w innych sprawach Korsibar rzeczywiście może być tak honorowy, za jakiego go uważasz — powiedział spokojnie Svor. — Nie dotyczy to jednak wszystkich ludzi z jego otoczenia, przede wszystkim zaś hrabiego Farąuanora. Przypominam wam także o istnieniu tego maga Su-Suherisa, który w jego imieniu rzuca zaklęcia. Złowrogi wpływ na naszego księcia ma także, moim zdaniem, jego śliczna siostra. Korsibar na pierwszy rzut oka wydaje się taki silny, wspaniały, taki majestatyczny, wszyscy wiemy jednak, że to człowiek lekkomyślny i zmienny. Ci sami ludzie, którzy skłonili go do sięgnięcia po władzę, mogą teraz skłonić go do odebrania nam życia.
Prestimion skinął głową.
— Być może — przyznał, ponuro wpatrując się w podłogę. Zaciskał i rozwierał pięści. — Przestrzegałeś mnie przed takim przebiegiem zdarzeń, Svorze, a kiedy opowiedziałeś mi o swym śnie, w którym martwy Prankipin odbierał koronę od Confalume’a i włożył ją na głowę Korsibara, kazałem ci zamilknąć i nie odzywać się więcej. Zlekceważyłem cię wówczas, wyśmiałem, za co przyszło mi zapłacić bardzo wysoką cenę. Niech i tak będzie, zgadzam się z tobą, nasze życie jest tu zagrożone. — Podniósł wzrok i zwrócił się do pozostałych dwóch przyjaciół. — Zgadzam się z diukiem Svorem — oznajmił. — Wyjedziemy z Labiryntu, gdy tylko pojawi się właściwy moment, zaraz po pogrzebie starego Prankipina.
Читать дальше