— Cicho, Thismet! Nie mów nic więcej!
— Nie! Nie! Wysłuchaj mnie. Proroctwa wskazują na ciebie. Czy Sanibak-Thastimoon nie powiedział ci…
— Powiedział. Ucisz się. Błagam! Ani słowa!
— Będziesz Lordem Korsibarem!
— Dość tego, Thismet. — Korsibar zaciskał szczęki, aż napięły mu się mięśnie policzków, zupełnie jakby cierpiał męczarnie. — Ani słowa więcej — polecił jej jeszcze i jak poprzednio odwrócił się do niej plecami potężnymi i szerokimi jak kamienny mur.
Thismet wiedziała jednak, że jej brat słabnie. Dostrzegła, podobnie jak poprzednio Farąuanor, błysk pożądania w jego oczach; zareagował na komplementy dokładnie tak, jak się tego spodziewała. Kiedy się podda? Czy wystarczy jeszcze tylko raz popchnąć go we właściwym kierunku?
Być może. Ale z tym należało nieco poczekać. Znała chwiejny charakter brata, wiedziała, kiedy można skłonić go do podjęcia jakichś działań, a kiedy dać mu spokój. I tak posunęła się daleko.
— Zobacz — powiedziała. — Prestimion wraca na strzelnicę. Dlaczego? Pewnie odbierze nagrodę…
— Nagrody rozdane zostaną podczas uroczystości na zakończenie igrzysk — zauważył Korsibar.
— Więc po co wyszedł przed ludzi? Wygląda na to, że znów będzie strzelał.
Thismet miała rację. Prestimion trzymał w ręku łuk, na plecach miał kołczan pełen strzał. Jeden z sędziów wstał i oznajmił zgromadzonym, że zwycięzca konkursu łuczniczego, książę Prestimion z Muldemar, na zgłoszoną przez widzów prośbę da specjalny, dodatkowy pokaz swych umiejętności.
— To dość niezwykłe wydarzenie — zauważył Korsibar.
— Nic innego tylko polityczny manewr — stwierdziła stanowczo Thismet. — Po prostu stawiają go ludziom przed oczy, nie rozumiesz? Zależy im, żeby dobrze przyjrzeli się przyszłemu Koronalowi. Organizują przedstawienie, nic więcej.
Korsibar chrząknął potakująco.
Z wielu miejsc na trybunach rozległo się rytmiczne skandowanie: „Prestimion! Prestimion!”. Książę Muldemar uśmiechnął się, zasalutował w stronę lóż zajmowanych przez arystokrację, pomachał tłumowi ręką. Znów sprawiał wrażenie urodzonego przywódcy. Uniósł łuk i dał pokaz wspaniałych umiejętności, wypuszczając strzałę za strzałą błyskawicznie, bez namysłu. Strzelał z różnych odległości i pod różnymi kątami, bezbłędnie trafiając w środek tarczy.
— Prestimion! Prestimion! — krzyczeli zachwyceni widzowie.
— Kochają go — stwierdziła gorzko Thismet.
Korsibar znów tylko chrząknął, zupełnie jakby nie mógł się przemóc i potwierdzić jej opinii słowami. Sztywny, nieruchomy, przyglądał się wyczynianym przez Prestimiona cudom.
A były to prawdziwe cuda. Książę Muldemar dawał wspaniały popis swych umiejętności łuczniczych i widzowie reagowali nań z entuzjazmem. Thismet wbrew sobie również odczuła coś w rodzaju podziwu. Lecz na widok niewysokiego księcia z taką łatwością prezentującego mistrzostwo w sztuce łuczniczej czuła przede wszystkim nienawiść. Irytowała ją jego pewność siebie i to, jak dobitnie manifestował swą wyższość przez samo to, że powtórnie wyszedł na arenę, że dawał pokaz, podczas gdy igrzyska miały być przecież zawodami sportowymi, a nie spektaklem ku uciesze mas. Jak bardzo go za to nienawidziła! Marzyła, by któraś z jego strzał zawróciła i przeszyła mu gardło.
Zerknęła spod oka na brata. Wydawało się jej, że Korsibar twarz ma nieruchomą z zimnej furii, no, może nie z furii, może jest tylko oburzony tym, co się dzieje — oto jego wróg okazuje bezbrzeżną arogancję, grając pod publiczkę.
— Uraża cię ten pokaz, prawda? — spytała.
— On zachowuje się tak, jakby już był Koronalem.
— I ma do tego prawo. Przecież wkrótce nim zostanie.
— Owszem — przyznał ponury Korsibar. — Jeszcze cztery dni i korona należeć będzie do niego.
— Mówisz tak, jakby było to całkiem pewne.
— Ojciec uważa, że jest pewne. Użył magii, by zbadać przyszłość Prankipina. Cztery dni i stary umrze. Wcale w te proroctwa nie wątpi. Jego magowie potwierdzili obliczenia.
— Cztery dni. A o ile dłużej przeżyjesz ty, Korsibarze? Mówiąc te słowa, Thismet obrzuciła brata przestraszonym spojrzeniem. Obawiała się, że zbyt szybko powróciła do przepowiedni prokuratora Ni-moya. Ale nie, nie, Korsibar tylko wzruszył ramionami.
— On jest zbyt dumny — powiedział cicho. — Nie powinien zostać Koronalem.
— Kto go powstrzyma, jeśli nie ty?
— Jeśli go powstrzymam, wstrząsnę światem. — Korsibar spojrzał na siostrę. Uśmiechał się dziwnie. — To słowa Sanibaka-Thastimoona — dodał z dziwnym namysłem, jakby zapomniał o nich i przypomniał je sobie dopiero teraz. — Wstrząsnę światem.
— A więc zrób to!
Korsibar milczał. Obserwował Prestimiona, który właśnie posłał do celu dwie strzały naraz.
— Wstrząśnij światem — szeptała Thismet. — Wstrząśnij nim lub zgiń, Korsibarze. Chodź. Pójdź ze mną odwiedzić Sanibaka-Thastimoona. Trzeba opracować plany! Trzeba rzucić zaklęcia!
— Thismet…
— Chodź ze mną. Już. Teraz.
Następnego dnia, podczas zawodów szermierczych, nie doszło do żadnych niespodzianek. Septach Melayn pokonał wszystkich przeciwników, posługując się rapierem z niedościgłym mistrzostwem. W finale zwyciężył hrabiego Farąuanora serią błyskawicznych fint, na widok których publiczność zerwała się na nogi i zgotowała mistrzowi długotrwałą owację. Farąuanor, umiejący sprawnie władać tą bronią, nie był byle przeciwnikiem, Septach Melayn tańczył jednak wokół niego, pojawiał się tam, gdzie najmniej się go spodziewano, raz za razem omijał zastawę. Wyglądało to zupełnie tak, jakby lekceważył przeciwnika.
Korsibar odniósł spodziewany tryumf w szermierce na szable, z łatwością odtrącając broń tych, którym przyszło stanąć naprzeciw niego. W specjalnych walkach dla Skandarów — zbyt wielkich i mających za wiele ramion, by ich pojedynki z ludźmi uznano za równe — zwyciężył słynny mistrz szermierki z Piliplok, zdobywając nagrodę za walkę na dwa miecze, czego wszyscy się oczywiście spodziewali.
I tak toczyły się igrzyska.
Następnego dnia rycerze mieli rozpocząć walki. Atmosfera wśród zgromadzonej szlachty robiła się coraz bardziej napięta. Nikt nie pragnął powtórzenia krwawej wojny podobnej do tej, jaką w zapasach stoczyli Farholt i Gialaurys, a w przypadku turnieju rycerskiego o powtórkę byłoby aż nazbyt łatwo. Uzbrojeni mężczyźni siedzący na wierzchowcach bojowych… krwawą łaźnię bez trudu dałoby się zamaskować jako pragnienie zwycięstwa w szlachetnym, rycerskim rzemiośle.
Listę uczestników starsi lordowie przygotowali bardzo starannie — w każdym zespole reprezentowani byli po równo ludzie znani z sympatii do Prestimiona i zwolennicy Korsibara. Nikt nie wiedział jednak, jak zapobiec indywidualnym atakom członków jednej drużyny na politycznych przeciwników z drugiej z morderczym zapałem, z jakim zaatakował Farholt… i z jakim odpowiedział Gialaurys.
Plan zakładał, że dziewięćdziesięciu zawodników spotka się w pełnym uzbrojeniu na Dworze Tronów i wspólnie przejedzie na arenę. Jako pierwszy w wielkiej, przypominającej podziemia zamku sali o ścianach z czarnego kamienia, przechodzących w strop oparty na ostrych łukach, pojawił się Septach Melayn, po nim hrabia Iram oraz, razem, Farąuanor i Farholt, a dalej Navigorn, Mandrykarn i Kanteverel z Bailemoony. Zawodnicy wymieniali żarty, nie była to jednak prawdziwa wesołość; wyraźnie dawało się wyczuć napięcie. Septach Melayn nie mógł oprzeć się wrażeniu, że w tej chwili na sali znacznie przeważają ludzie Korsibara, choć samego księcia jeszcze na miejscu nie było.
Читать дальше