— Jedno starcie dla Gialaurysa, jedno dla Farholta — oznajmił. — Pierwsze zakończyło się remisem. Ogłaszam remis w walce, jako że obaj nie są w stanie jej kontynuować.
— Czy to ostateczna opinia? — spytał poważnie Gonivaul. Sędzia wskazał dwie nieruchome postaci.
— Widzisz ich na własne oczy, książę — odpowiedział. Książę Gonivaul wydawał się debatować sam ze sobą, jakby na serio rozważał możliwość kontynuowania pojedynku.
— Doskonale — orzekł w końcu. — Nagroda zostanie podzielona. W tej walce obaj odnieśli zwycięstwo.
Gialaurys wstał chwiejnie. Farholt podniósł się chwilę później. Stali na ringu, zataczając się i chwiejąc na nogach, podczas gdy Hayla Tekmanot wyjaśniał im decyzję Mistrza Turnieju. Z widoczną niechęcią podali sobie dłonie i zeszli z ringu. Szli powoli, z przesadną ostrożnością, jakby lada chwila mieli znów się przewrócić.
Kiedy Prestimion z przyjaciółmi weszli do szatni, Gialaurys przyjmował pomoc lekarza. Wyglądał żałośnie, ale był przytomny i nawet zdołał się uśmiechnąć.
— Co z tobą? — spytał go zaniepokojony Prestimion.
— Potłuczenia, naciągnięcia, nic złamanego, nie stała mi się żadna krzywda — odparł Gialaurys. Z trudem poruszał opuchniętymi wargami. — Ale powiem wam szczerze, że czasem obchodzono się ze mną łagodniej. Słyszeliście może, co z Farholtem? Przeżyje?
— Zdaje się, że tak — odparł Septach Melayn.
— Szkoda. Walczy wyjątkowo brutalnie. Nie takich zapasów mnie uczono.
Prestimion pochylił się nad nim, aż ich głowy niemal się zetknęły.
— Powiedz mi jedno — poprosił cicho. — Co powiedział ci Farholt, kiedy staliście naprzeciw siebie, na początku pierwszej walki? Sprawiałeś wrażenie najpierw zdumionego, a potem wściekłego do nieprzytomności.
— Ach, to? — Gialaurys zaczerwienił się i skrzywił, co najwyraźniej sprawiło mu ból. Powoli potrząsnął głową. — Bardzo to było dziwne, Prestimionie. Farholt powiedział mi, że jestem twoim człowiekiem, w czym wcale się zresztą nie pomylił, że nienawidzi wszystkiego, co ma związek z tobą, i właśnie dlatego ma zamiar zetrzeć mnie w proch. Po czym spróbował dotrzymać słowa, a ja głupi myślałem, że to tylko zapasy. Odpłaciłem mu jednak równą monetą. Mam nawet nadzieję, że z nawiązką.
— Tak powiedział? Że nienawidzi wszystkiego, co ma związek ze mną?
— Dokładnie tymi słowami. I że zetrze mnie w proch, ponieważ jestem twoim człowiekiem.
— A więc mamy już dwa obozy, jeden Korsibara i jeden Prestimiona — stwierdził ponuro Svor. — Jeśli tak wyglądają zapasy, co zdarzy się podczas walk bokserskich i pojedynków rycerskich? Nim to wszystko się skończy, utoniemy we krwi!
— Jakie to dziwne. — Prestimion wypowiedział te słowa do Gialaurysa, zupełnie jakby Svor w ogóle się nie odezwał. — Jakie dziwne były te słowa Farholta. — Spojrzał na przyjaciół. Sepiach Melayn był poważny jak nigdy, lewą ręką gładził rękojeść paradnego miecza, który nosił przy uroczystych okazjach. Ciemne oczy Svora patrzyły nieruchomo z wyrazem dającym się odczytać tylko jako zapowiedź najgorszych klęsk. — Jakie to dziwne — powtórzył Prestimion cicho, jakby mówił do siebie.
Igrzyska zbliżały się do półmetka, a stary Pontifex żył nadal. Podczas wizyty w apartamencie ojca Korsibar powiedział:
— Poprzednio odwiedziłem cię, ojcze, osiemnaście dni temu. Powiedziałeś mi wówczas, że Pontifex będzie żył najwyżej dziewiętnaście dni.
— A tymczasem żyje nadal, wiem — odparł Lord Confalume.
— Nie wątpię bynajmniej w twe zdolności przewidywania przyszłości, ojcze, jednak nawet największym prorokom zdarzało się popełniać błędy. Co się stanie, jeśli Pontifex przeżyje jeszcze dziesięć dni? Albo dwadzieścia?
— Jak to „co się stanie”? Będziemy czekać.
— A igrzyska? Dobiegły już niemal połowy. Jutro odbędą się zawody łucznicze, pojutrze fechtunek, następnie walki rycerskie z wierzchowca, potem jeszcze boks, wyścigi rydwanów i koniec, nadejdzie wielkie święto, uczta i wręczenie nagród. Od początku przewidywałem, że to się może zdarzyć, ojcze. Jak mamy zorganizować uroczystości, uczty i parady, skoro Prankipin nadal spoczywa na łożu śmierci? Decydując się na przeprowadzenie igrzysk, twierdziliśmy, że przeciągniemy je tak, by zakończyły się po śmierci Pontifexa. A to się nam może nie udać.
— Wczoraj wieczorem przeprowadziłem kolejne obliczenia — oznajmił Koronal. — Poprzednie zawierały błąd, choć niewielki. Te są poprawne. Pontifex umrze w ciągu pięciu dni.
— Jak dalece jesteś tego pewien?
— Kalkulacje moich ekspertów prowadzą do identycznych rezultatów.
— Aha.
— Podejrzewam, że do podobnych wniosków doszli magowie samego Pontifexa, choć od czterech dni nie wypowiadają się w ogóle na ten temat. Samo ich milczenie jest jednak bardzo wymowne.
— Pięć dni — powiedział Korsibar. — I wreszcie zostaniesz Pontifexem. Po latach spędzonych na Górze.
— Po latach spędzonych na Górze, tak.
— A naszym Koronalem zostanie Prestimion.
— Tak — potwierdził Lord Confalume. — Naszym Koronalem zostanie Prestimion.
Następnego dnia rozpoczęły się zawody łucznicze. W łucznictwie Prestimion był mistrzem, nikt nie miał szansy go pokonać. W każdych zawodach potrzebni są jednak zawodnicy, więc kilkunastu najlepszych łuczników królestwa wystąpiło szarmancko, by zmierzyć się z księciem Muldemar.
Hrabia Iram z Normork wszedł na strzelnicę jako pierwszy. Osiągnął zupełnie przyzwoity wynik, podobnie jak Mandrykarn ze Stee. Navigorn z Hoikmar wyprzedził ich nieco, lecz niewiele. Następnym zawodnikiem był wesoły, serdeczny earl Kamba z Mazadone, nauczyciel Prestimiona. Strzelał raz za razem, niemal nie patrząc na tarczę, szybko wybił dziurę w środkowym kółku, po czym skłonił się Koronalowi i uśmiechając się wesoło, opuścił arenę.
Przyszedł czas Prestimiona. Wymieniono tarcze, książę założył na cięciwę pierwszą strzałę. Nie był łucznikiem w stylu Kamby — celował ze skupioną uwagą, kilkakrotnie zakołysał się na piętach, wreszcie znieruchomiał i wypuścił strzałę.
Lady Thismet, która tego dnia odwiedziła igrzyska i siedziała obok brata w loży Koronala, patrzyła z podziwem, jak strzała pewnie zmierza do celu. Nie lubiła Prestimiona, ale zręczności nie sposób mu było odmówić. A poza tym podobało się jej łucznictwo, uważała je bowiem za właściwe połączenie sztuki, koordynacji ciała i bystrości wzroku. Z całą pewnością było sportem bardziej eleganckim niż wymagające brutalnej siły rzuty młotem lub zapasy. Jej dama do towarzystwa, Melithyrrh, była świadkiem brutalnej walki Gialaurysa z Farholtem i próbowała jej o tym zdarzeniu opowiedzieć, kładąc nacisk przede wszystkim na okrucieństwo i krew, Thismet kazała jej jednak zamilknąć po kilku zaledwie zdaniach.
Widziała teraz stojącego na linii Prestimiona — schludnego, szczupłego. Zaskakiwało ją zawsze, że książę jest zaledwie kilka cali wyższy od niej. A jednak szerokość jego ramion świadczyła o sile, każdy zaś ruch był wręcz wzorem koordynacji. Obserwowała księcia uważnie, z nieoczekiwaną przyjemnością śledząc, jak wybiera strzałę, jak uważnie nakłada ją na cięciwę i wypuszcza, bezbłędnie trafiając w cel.
Niczym płomień strzelający w górę z pierwszej małej iskierki, w jej fantazji pojawił się niechciany obraz przedstawiający ją kochającą się z Prestimionem. Jego jasne ciało oplatające jej, ciemniejsze, jego usta wpijające się w jej usta, jej platynowe paznokcie orzące jego plecy w dzikiej ekstazie. Postarała się natychmiast o tym zapomnieć i wyobraziła sobie ciało Prestimiona wiszące na murach Zamku, kołyszące się nad przepaścią.
Читать дальше