1 wkrótce wszyscy będą wykrzykiwać te słowa. Sam powiedziałeś, że Prestimion nie lubi hazardu. Jeśli pozwoli ci żyć, poniesie ryzyko, ponieważ mu zagrażasz. A on nie zwykł podejmować ryzyka, nie przywykł do zagrożenia, rywali, do pokonywania przeszkód na drodze. No więc ma wyjście: nieszczęśliwy wypadek na polowaniu, poręcz balkonu, która jeszcze przed chwilą była na miejscu, a teraz już jej nie ma, zderzenie na drodze, coś w tym rodzaju. Uwierz mi, ja go znam. W końcu jesteśmy przecież jednej krwi.
— Ja też go znam, prokuratorze.
— Być może. Ale powiem ci szczerze — gdybym był Prestimionem, kazałbym usunąć cię z tego świata.
— Gdyby Prestimion był tobą, rzeczywiście bardzo prawdopodobne, że kazałby usunąć mnie z tego świata. Więc dziękuję Bogini, że nie jest tobą.
Rozległ się dźwięk rogów gabeka; dla Korsibara w sam czas. Już i tak usłyszał za wiele, obrzydliwe sugestie Dantiryi Sambaila doprowadzały go do mdłości, palce drżały mu z gniewu, jakby — obdarzone własną wolą — miały zamiar same zacisnąć się na grubej szyi prokuratora.
— Czas na drugą rundę — powiedział tylko, odwracając się zbyt gwałtownie jak na wymagania grzeczności. — I, prokuratorze… nie chcę więcej rozmawiać o tych sprawach.
Farholt wyskoczył ze swego narożnika, najwyraźniej zamierzając zniszczyć Gialaurysa. Zaatakował cięższego przeciwnika i zepchnął go do narożnika, walcząc z furią, która wydawała się niepowstrzymana. Gialaurys był tym zaskoczony. Broniąc się przed naporem Farholta, stanął nieco bokiem. Widząc to, Farholt cofnął się lekko i nagle zadał cios łokciem, mierząc w twarz przeciwnika. Rozległ się krzyk bólu. Gialaurys obiema dłońmi złapał się za grzbiet nosa, po twarzy spłynęła mu krew.
— Faul! — krzyknął Prestimion, widząc tak jawne naruszenie reguł walki. — Wstyd! To faul!
Hayla Tekmanot nie zamierzał jednak przerwać pojedynku. Zachowywał się zupełnie tak, jakby niczego nie zauważył. Gialaurys warczał wściekle i potrząsał głową. Wyciągniętą ręką utrzymywał Farholta na dystans.
Farholt złapał ją za kiść i przekręcił. Zmusił tym przeciwnika do wykonania obrotu, stał teraz za jego plecami. Błyskawicznie zmienił chwyt, otaczając go ramionami i zaciskając dłonie na jego piersi. Jednocześnie nacisnął jego głowę, zupełnie jakby pragnął wyłamać mu ją z szyi.
Na trybunie zajmowanej przez widzów z Labiryntu rozległ się jeden wielki krzyk. Svor zerwał się z miejsca krzycząc: „Przerwać walkę! Przerwać walkę! On go zabije!”. Prestimion zaś stał w swej loży nieruchomy z przerażenia.
Lord Confalume spojrzał na syna.
— Twój arystokratyczny przyjaciel walczy jak dzika bestia, Korsibarze — zauważył.
— Na ringu są dwie dzikie bestie. Mam jednak wrażenie, że nasza jest silniejsza.
— Nie podoba mi się ta walka — orzekł Koronal. — Jest zbyt brutalna. Kto to zaplanował? Dlaczego Hayla Tekmanot jakoś nie zareaguje? Co robi książę Gonivaul? — Koronal uniósł się lekko. Uczynił gest taki, jakby miał zamiar uniesieniem dłoni zasygnalizować Mistrzowi Turnieju, że walka winna zostać przerwana, syn złapał go jednak za ramię. I rzeczywiście, Gialaurys pierś miał zbyt potężną, by Farholt zdołał go utrzymać. Napinał teraz i rozluźniał mięśnie ramion, próbując wyrwać się z uścisku. Farholt, choć miał długie ręce, nie zdołał go utrzymać. Jeszcze chwila i przeciwnik mu się wyrwał.
Zawodnicy odskoczyli, okrążając się i przygotowując do nowego ataku. Gialaurys był już gotowy, gdy Farholt, błyskawicznie niczym wąż, zadał mu znowu cios otwartą ręką w nos, po czym rzucił się całym ciężarem ciała na otumanionego z bólu przeciwnika. Zdążył złapać go za ramiona, rzucić na ring i przygnieść całym swym ciężarem.
— Faul! — krzyczał wściekły Prestimion, bębniąc pięściami w poręcz loży. Korsibar spojrzał na siedzącego obok Dantiryę Sambaila, ironicznie unosząc jedną brew, jakby chciał mu przypomnieć opowieść o pewnych środkach odurzających, które Prestimion miał jakoby zaaplikować Farholtowi.
— Runda dla Farholta — oznajmił Hayla Tekmanot.
— Tak! — krzyknął Korsibar. — Tak!
Siedzący z nim w jednej loży Farąuanor krzyknął ostro, radośnie.
— Nie! — szepnął ledwie słyszalnie Prestimion. — To przecież niemożliwe. Wszyscy widzieli, że Farholt dwukrotnie sfaulował.
— Mieliśmy do czynienia z oczywistym błędem w sędziowaniu — stwierdził Sepiach Melayn. — A teraz tylko spojrzyjcie w oczy Gialaurysa. W trzeciej rundzie zabije Farholta.
— Zabije go w sensie dosłownym — stwierdził ponuro Svor. — Albo zostanie zabity. Z całą pewnością jeden z nich zgładzi drugiego. Co to za sport? Co to za przeklęty sport? Przecież oni nienawidzą się aż do głębi duszy, im wcale nie chodzi o rywalizację. Dzieje się tu dziś coś dziwnego, Prestimionie.
Gialaurys i Farholt nie czekali, aż sędzia zapowie trzecie starcie. Już walczyli. Gialaurys jednym ruchem dłoni odsunął z drogi zdumionego Haylę Tekmanota i z dzikim rykiem rzucił się na przeciwnika. Obaj nawet nie udawali, że to zapasy. Walili się pięściami, potężny cios za potężny cios. Farholt miał zakrwawione wargi, wypluł ząb. Nadal rycząc z wściekłości, Gialaurys podsunął się bliżej i dostał cios kolanem w jądra. Jęknął i cofnął się, co Farholt wykorzystał atakując, ryjąc mu twarz i pierś paznokciami. Gialaurys odpowiedział mu, uderzając łokciami i brodą, nie przestając ryczeć niczym steetmoy z gór północy. Nagle zwinął się niczym sprężyna, a następnie wyprostował gwałtownie, czubkiem głowy uderzając wyższego przeciwnika w szczękę z nieprawdopodobną wręcz siłą. Farholt, oszołomiony i na pół przytomny, zatoczył się do narożnika.
Diuk Svor złapał Prestimiona za ramię.
— Książę, tę walkę należy natychmiast przerwać — powtórzył.
— Zgoda. — Prestimion wychylił się z loży i zawołał do Koronala, prosząc go, by położył kres pojedynkowi. Lord Confalume skinął głową. Pokazał coś gestem Goniyaulowi.
Z loży po drugiej stronie rozległ się kpiący głos Dantiryi Sambaila.
— Kuzynie, błagam, nie przerywaj nam zabawy. Jaka to przyjemność obserwować dwóch dzielnych, silnych mężczyzn w walce!
Książę Goniyaul obserwował zmagania na ringu z góry, spokojnie, nieomal nieuważnie, jakby miał do czynienia z jakimiś egzotycznymi rybami pływającymi w jeziorku. Od czasu do czasu przeczesywał brodę albo przeciągał palcami przez gęste, spadające na czoło włosy. Na polecenie Koronala nie zareagował. W ogóle mogło się wydawać, że dopiero przed chwilą zauważył toczącą się na ringu walkę.
Wahał się nadal, a tymczasem Farholt i Gialaurys chwiejnie zbliżali się do siebie, każdy ze swego narożnika. W środku znaleźli się równocześnie. Oddychali ciężko. Obaj niepewnie wyciągnęli ręce, jakby chcieli sprawdzić, czego jeszcze mogą dokonać.
Sprawiali wrażenie pijaków, i to pijaków na granicy demencji. Poruszali się powoli, niepewnie. Gialaurys dotknął palcami piersi Farholta. Pchnął go lekko; Farholt zachwiał się, zatoczył dwa kroki wstecz, z trudem utrzymał równowagę. Podszedł bliżej i pchnął Gialaurysa, który również omal nie upadł. Byli nieludzko zmęczeni. Gialaurys pchnął raz jeszcze, zupełnie jakby bawił się z dzieckiem, i tym razem przewrócił Farholta. Przywalił go swym cielskiem, leżał na nim bezwładnie, nie próbując nawet wykonać trzymania.
Hayla Tekmanot przyklęknął i uderzył go po ramieniu, oznajmiając jego zwycięstwo w tej rundzie. Spojrzał na lożę Gonivaula.
Читать дальше