Książęta i diukowie zbierali się w grupach po kilku, najchętniej przy stojących tu i tam, bez żadnego określonego porządku rzeźbach. Uchodziły one za portrety Koronali i Pontifexów sprzed wielu wieków. Czekając na podanie wina, przyglądali się to tej statuetce, to owej, przesuwali palcami po liniach ostrych nosów i wysuniętych podbródków, zastanawiając się, kogo które z popiersi przedstawia.
— Arioc — powiedział Gialaurys, wskazując jedno z najprzedziwniejszych.
Zaprotestował diuk Oljebbin twierdząc, że to z pewnością Stiamot, zwycięzca w wojnie ze Zmiennokształtnymi, co doprowadziło do gorącej dysputy między nim a księciem Serithornem, który miał zaszczyt zaliczać Stiamota do swych licznych wysoko postawionych przodków. Zaraz potem niski Farąuanor, brat wielkiego Farholta, zidentyfikował posąg wysokiego mężczyzny sprawiającego wrażenie niezwykle godnego i szlachetnego jako jednego ze swych przodków, Pontifexa Guadelooma, na co książę Gonivaul zachichotał kpiąco i tak toczyła się rozmowa.
— Dobrze to zrobiłeś, od razu przekazując rozsądzenie sporu admirałowi — powiedział do Prestimiona Korsibar. Stali obok siebie w jednym z ostrych kątów siedmiobocznej sali, pod łukiem w kolorze pogodnego nieba, obramionym liniami o barwie jesiennej czerwieni. — Ci dwaj nie należą do ludzi cierpliwych, w dodatku serdecznie się nie znoszą. Jeśli jeden powie „wiosna”, drugi natychmiast odpowie mu „zima”, jeden powie „czarne”, drugi „białe” i tak dalej, można by cytować słownik, tak uwielbiają przeciwieństwa. Będzie to widok nie lada, kiedy spotkają się jako zapaśnicy.
— Mój kuzyn z Ni-moya zaledwie wczoraj wypowiedział opinię, że między tobą i mną jest dokładnie tak jak między Farholtem i Gialaurysem. — Prestimion uśmiechnął się lekko, zaledwie unosząc kąciki ust. — To znaczy, sądzi, że aż do głębi duszy jesteśmy przeciwstawni sobie nawzajem, że to istniejące między nami, naturalne napięcie powoduje automatycznie konflikt i że będziesz sprzeciwiał się pewnym sprawom tylko dlatego, że ja jestem ich zwolennikiem.
— Ach, ale przecież to nieprawda, Prestimionie. — Korsibar również się uśmiechnął, i to znacznie cieplej. — Czy wierzysz, że jest właśnie tak?
— Przytaczam tylko zdanie prokuratora.
— Rozumiem, lecz przecież obaj wiemy, jak jest w rzeczywistości. Czy stojąc tu, obok mnie, czujesz jakieś napięcie? Ja nie. Bo i dlaczego miałbym je czuć? W czym mielibyśmy rywalizować? — Korsibar klasnął, przywołując służącego. — Wina daj, wina! — krzyknął. — Dobrego, mocnego wina z Muldemar, z winnic należących do księcia!
Wielu spośród obecnych na sali uważnie się im przyglądało. Był wśród nich hrabia Iram z Normork, smukły czerwono-włosy mężczyzna słynący jako wspaniały woźnica w wyścigach rydwanów, krewny księcia Serithorna, spowinowacony z rodziną Confalume’a. Pociągnął za rękaw Septacha Melayna, spojrzeniem wskazał mu Prestimiona i Korsibara.
— Zobacz, jak sztucznie się uśmiechają, z jakim wysiłkiem starają się udawać przyjaciół — powiedział. — I z jakim wahaniem trącają się kielichami. Zupełnie jakby bali się, że gdyby zrobili to choć odrobinę mocniej, nastąpiłby wybuch.
— Mam wrażenie, że akurat ci dwaj nie znają uczucia strachu — zauważył Melayn.
Iram nie miał zamiaru się tym zadowolić.
— Ale przecież nikt nie ma chyba wątpliwości, że zachowują się wyjątkowo sztywno — naciskał. — No, w tym przynajmniej nie ma nic dziwnego, jakże niezręcznie muszą się czuć w swoim towarzystwie. Prestimion zachowuje się uniżenie wobec Korsibara, bo w końcu Korsibar jest przecież synem Koronala, w jakimś sensie opromienia go majestat władzy. Z drugiej strony jednak Korsibar zdaje sobie przecież sprawę z tego, że musi okazać uszanowanie Prestimionowi, który zostanie Koronalem — sięgnie wyżej, niż on kiedykolwiek miał okazję. Sepiach Melayn roześmiał się na te słowa.
— Prestimion zostanie władcą, oczywiście. Podejrzewam jednak, że nigdy nie sięgnie wyżej niż Korsibar.
Hrabia Iram nie należał do ludzi najbystrzejszych. Wyraźnie zaskoczyło go to stwierdzenie, w końcu jednak domyślił się, o co chodziło Melaynowi, jak każdy zresztą widzący długonogiego Korsibara górującego nad Prestimionem, sięgającym mu zaledwie do piersi. A więc Melayn miał na myśli tylko to, po prostu sobie żartował!
— W tym sensie, oczywiście — przyznał. — Rozumiem — dodał, kwitując wymuszonym śmiechem ten nie najlepszy dowcip.
— Rzeczywiście, nie była to zbyt głęboka obserwacja — przyznał Melayn, nieco zaskoczony beztroską, którą przed chwilą wykazał. Nie wolno mu było tak poniżyć księcia, uznać za gorszego od Korsibara. Nie wolno mu było tego zrobić nawet w żartach. Szerokie ramiona i otaczająca Prestimiona aura niewzruszonej pewności siebie nadawały mu godny wygląd, kłócący się z niewysokim wzrostem. Przyszły Koronal ubrany był w zaiste królewski płaszcz ze lśniącego szkarłatnego jedwabiu, przepasany szmaragdowozielonym pasem. Na szyi wisiał mu masywny złoty łańcuch z wisiorem przedstawiającym raka. Korsibar zaś jak zwyczajny sprzedawca kiełbasek miał na sobie prostą, sięgającą kolan tunikę z białego lnu oraz sandały najprostszego wzoru. Mimo imponującego wzrostu i iście królewskiej postawy, sprawiał wrażenie przyćmionego bijącym od rozmówcy blaskiem.
— Niech i tak będzie — zgodził się Iram. — Jednego chciałbym się od ciebie dowiedzieć: czy Prestimion czuje, że bardziej od Korsibara wart jest tronu, czy też w sercu swym piastuje wątpliwości? A raczej, by dokładniej ująć tę sprawę: czy Korsibar naprawdę uważa, że Prestimion godny jest sprawowania władzy? Krąży mnóstwo plotek, według których chwała, mająca go wkrótce otoczyć, nie jest w smak synowi obecnego Koronala.
— A kto rozpowszechnia te plotki?
— Dantirya Sambail, na przykład.
— Och, oczywiście, prokurator. Słyszałem tę jego słynną już uwagę. Nie ma żadnego odniesienia w rzeczywistości. Jad spływa z warg prokuratora jak deszcz z nieba w tropikalnych lasach Kajith Kabulon. Ciężkie, nasycone wilgocią chmury muszą co dzień pozbyć się nadmiaru wody. Podobnie Dantirya Sambail. Piastuje w sobie nienawiść, pozwala jej narastać i od czasu do czasu musi dać jej ujście.
— On jeden ośmielił się głośno to wypowiedzieć, lecz wszyscy myślą jak on.
— Myślą, że Korsibar zazdrości Prestimionowi?
— A czy może mu nie zazdrościć? Przecież wszyscy obywatele naszego świata go szanują, a poza tym jest synem wielkiego i umiłowanego władcy.
— Żaden syn Koronala nie przejął tronu po ojcu — zauważył Melayn. — I żaden go nie przejmie, bo nieszczęście spadłoby na głowy nas wszystkich. — Przez chwilę skręcał czubek swej bródki. — Dobrze, zgadzam się, Korsibar wygląda imponująco — powiedział w końcu. — Gdyby Koronali wybierało się na podstawie ich wyglądu, bez wątpienia on dostałby tron. Prawo jednak stanowi wyraźnie, że nasze rządy nie są monarchią dziedziczną, on zaś niewątpliwie podporządkuje się prawu. Nigdy i niczym nie zdradził, by żywił ambicje mijające się z pojęciem honoru.
— Sądzisz więc, że między nim a Prestimionem wszystko jest w porządku?
— Nie mam co do tego najmniejszych nawet wątpliwości.
— Mimo wszystko, Septachu Melaynie, powietrze aż gęste jest od niepokojących przepowiedni.
— Doprawdy? Cóż, lepsze powietrze gęste od przepowiedni niż gęste od roju dhiimów. Bo dhiim potrafi ugryźć naprawdę i jego ugryzienie boli, a nikt jeszcze nie widział przepowiedni, nie mówiąc już o tym, żeby kogoś ugryzła. Niech ci obrzydliwi magowie gadają do woli. Przyszłość widzę równie jasno jak najlepsi z nich, Iramie, i muszę ci powiedzieć jedno: kiedy nadejdzie właściwa chwila, Prestimion zasiądzie na tronie, a Korsibar chętnie złoży mu hołd, jak każdy z nas.
Читать дальше