— Pani, nie wkładam ci w usta buntowniczych słów, lecz tylko mówię o tym, co widzę w twej duszy. Czy nie żałujesz w głębi serca, iż Koronalem nie będzie twój brat?
Tak! Tak!
Słowa te zostały wreszcie wypowiedziane.
Jak wszyscy, Thismet uważała za przesądzone, iż Koronalem zostanie Prestimion, bo któż mógłby mu przeszkodzić, skoro starożytna tradycja zakazywała Korsibarowi objęcia władzy. Powoli jednak, stopniowo, księżniczka zaczęła podważać konieczność wstąpienia na tron Prestimiona. Po co komu Prestimion? Dlaczego ojca nie może zastąpić na tronie potężny Korsibar o jasnym czole? Bo przecież, odkładając na bok tradycję, każdy musi przyznać, że Korsibar zasłużył sobie, by zostać królem.
Były to niebezpieczne myśli. Thismet ukrywała je głęboko, jednak w miarę jak chwila koronacji Prestimiona zbliżała się nieuchronnie, coraz trudniej było księżniczce maskować rosnące, wrzące wzburzenie. Oczywiście, że to Korsibar powinien zostać Koronalem. Tylko on, nikt inny! Tylko Korsibar!
Nie wiedziała, jak zacząć walkę o tron dla brata. Potrzebowała w tej sprawie rady kogoś, kto wiedział więcej i widział szerzej od niej. Któż byłby lepszy od tego chłodno myślącego maga, służącego Korsibarowi, a czasami pomagającego także jej? Trzeba go było jakoś wtajemniczyć. Jedynie on mógł wskazać jej właściwą drogę.
Teraz czekał, by coś mu odpowiedziała. Nie było wątpliwości, że wie, według jakich reguł toczy się gra, do której został zaproszony.
— Czyż nie mówię prawdy, pani? — spytał powtórnie. — Przecież twoim zdaniem powinien zostać władcą.
Thismet uśmiechnęła się, odetchnęła głęboko, poczuła w sobie siłę pozwalającą jej, wręcz nakazującą mówić prawdę, więc powiedziała z dumą:
— Tak. Odkryję przed tobą mą tajemnicę, Sanibaku-Thastimoonie: ja w to właśnie wierzę. Nie widzę sensu w wyborze, którego dokonał ojciec — by jego następcą był Prestimion, a nie Korsibar, syn króla, wspaniały mężczyzna…
Przerwała. Jak dobrze czuła się, wypowiadając wreszcie tę oczywistą prawdę. Mag milczał.
— Tradycja. Prawo. Wiem, czym są tradycja i prawo — mówiła dalej Thismet. — Lecz mimo wszystko… — potrząsnęła głową. — Istnieje przecież na świecie coś, co można nazwać wyższą sprawiedliwością i co ważniejsze jest od tradycji. W imię tej sprawiedliwości wydaje mi się słuszne, by Koronalem został Korsibar. Dla mnie przynajmniej jest to całkowicie jasne.
I znów spojrzała na maga pytająco. Dwie pary nieludzkich zielonych oczu nadal patrzyły na nią bez wyrazu.
— Owszem — powiedział wreszcie Su-Suheris. — Zgadzam się z tobą, pani.
Pierwszy nawrócony! Pierwszy sojusznik! W tej chwili tryumfu, chwili oszałamiającej radości omal go nie uściskała. Omal.
Teraz musiała załatwić z nim kolejną sprawę, znacznie delikatniejszą od poprzedniej. Odetchnęła głęboko.
— A dwa trony z mojego snu? Co o tym sądzisz, Sanibaku-Thastimoonie? Przecież brat gestem zaprosił mnie, bym zasiadła na drugim tronie. Lecz nawet jeśli Korsibar zostanie Koronalem — nie mam pojęcia jak, ale musi istnieć jakiś sposób — w rządzie nie będzie miejsca dla mnie. Siostra Koronala pozostaje przecież bez tytułu. Jednak to ty, pamiętasz, powiedziałeś mi, że wielkość jest i moim przeznaczeniem, a było to na długo przedtem, nim przyśnił mi się ten sen. Czy w rzeczywistości czeka mnie jakiś tron?
— Jest wielkość we wprowadzeniu brata na tron. Władzę sprawować można stojąc za plecami zasiadającego na tronie brata. Być może, zbyt dosłownie interpretujesz swój sen o dwóch tronach, pani.
— Chyba masz rację — zgodziła się Thismet.
Obróciła wzrok na wykładaną wspaniałą mozaiką ścianę i w wyobraźni spojrzała wprost przez nią, przebiła wzrokiem kolejne pierścienie Labiryntu, jego jakże przerażające starożytne mury, Dwór Piramid, Plac Masek, Salę Wichrów i wiele innych, wydostała się na otwarty świat i pomknęła w stronę Góry Zamkowej, unoszącej się nad całym światem daleko stąd, na północy. I nagle szalona radość, którą odczuwała jeszcze przed chwilą, opuściła ją nagle. Świat wokół ściemniał, jakby z nieba znikło nagle słońce.
Thismet bowiem zdała sobie sprawę, że marzenie o tronie dla niej samej nie może się ziścić. Nie czeka jej wysoka pozycja w rządzie, nie czeka także brata. Władcą zostanie książę Muldemar. To trzeba już było uznać za przesądzone. Prestimion będzie rządził. Myśl ta była jak przeszywający serce miecz.
Księżniczka wiedziała, jak będzie żyła w świecie rządzonym przez nowego władcę. Czeka ją spokój i nuda, bezsensowne dni wypełnione przez masaże, kąpiele i manicure, życie z dala od władzy, na którą nie będzie miała żadnego wpływu. Nie urodziła się przecież po to, by próżnować. A więc jej życie się zmarnuje. Co za strata!
Wiedziała, że musi walczyć. Ale jak? Jak?
Spokojnie, lecz stanowczo powiedziała:
— W każdym razie nie ma sprawiedliwości na świecie, prawda, Sanibaku-Thastimoonie? Równie dobrze jak ty wiem przecież, że Prestimion zostanie Koronalem, nie Korsibar.
— Rozsądek nakazuje się spodziewać właśnie takiego rozwiązania — zgodził się beznamiętnie czarodziej.
— A kiedy obejmie władzę, Korsibar i ja opuścimy Zamek. Krat uda się do swoich posiadłości, ja do swoich. Pewnie kiedyś wyjdę za mąż za jakiegoś potężnego księcia, sama jednak nie będę dysponować władzą. Och, zostanę wielką panią, ale icstem nią przecież i teraz, a przy Prestimionie zmienię się w żonę i nic więcej. Żonę, Sanibaku-Thastimoonie. — Słowo „żona” wypowiedziała, jakby to było przekleństwo. — Nie będę miała głosu w żadnej poważnej sprawie… poza domem, a zapewne także i w domu. Wpływy naszej rodziny na Zamku kończą się w chwili, gdy Prestimionowi włożą na głowę koronę.
— Być może, pani, wielkim księciem, którego poślubisz, będzie właśnie Prestimion, Koronal, oczywiście jeśli rzeczywiście zostanie on Koronalem. I wówczas twa potęga i twe wpływy się nie zmniejszą. Wręcz przeciwnie.
Melithyrrh, która przez cały czas rozmowy stała skromnie z boku, aż westchnęła ze zdumienia. Thismet uciszyła ją wściekłym spojrzeniem.
— Sanibaku-Thastimoonie — powiedziała — czy rzeczywiście proponujesz, bym oddała się w małżeństwie człowiekowi, który odbierze tron należny mojemu bratu? Człowiekowi, który zepchnie go z politycznej sceny?
— Pani, stwierdziłem tylko istnienie takiej możliwości.
— A więc radzę ci, byś istnienia takiej możliwości nie stwierdził nigdy więcej, jeśli nadal pragniesz nosić na karku obie głowy. — Księżniczka spojrzała na niego z niezmierzoną wściekłością. Poczuła nowy przypływ siły i determinacji. — Jest jeszcze inna możliwość — powiedziała już spokojniej, głębszym, bardziej kobiecym głosem.
— Doprawdy, pani? — spytał mag, zachowując swą rzeczywiście nieludzką cierpliwość.
Serce księżniczki biło tak mocno, jakby chciało wyrwać się z piersi. Zakręciło się jej w głowie; zdawała sobie sprawę, że oto stanęła na krawędzi. A jednak zachowała pozór całkowitego spokoju. Zwilżyła wargi, zyskując na czasie, by starannie formułować zdanie:
— Twierdzisz, iż zgadzasz się ze mną, że Korsibar lepiej nadaje się na władcę. Doskonale. Moim zamiarem jest więc doprowadzenie do tego, by został władcą.
— A jak zamierzasz to osiągnąć, pani?
— Bardzo proszę, byś rozważył, co ci powiem. Z mojego snu wynika, że muszę spotkać się z Korsibarem i z całą stanowczością namawiać go, by stanął przed ojcem i przedstawił mu się jako kandydat do korony. Musi to zrobić teraz, gdy stary Pontifex jeszcze żyje, dopóki Prestimion nie został mianowany następcą tronu. Jeśli Korsibar przedstawi ojcu przekonywająco swoje racje, zostanie Koronalem i z wdzięczności mianuje mnie swym Najwyższym Doradcą, więc będę miała udział w rządzeniu światem. Czy przyznasz, że jest to prawdopodobna interpretacja mojego snu? — Su-Suheris milczał. — Zgadzasz się, że mój sen można tak interpretować, czy nie?
Читать дальше