— Czy wiecie, która z nici was przedstawia?
— Nie. I nie chcę wiedzieć.
— A ja chciałbym zobaczyć. Chciałbym wiedzieć, ile lat mi zostało.
— Wiele — oznajmił Ta-Kumsaw. — Albo kilka. Ważne jest tylko to, co z tymi latami zrobisz. Ile by ich nie było.
— Ale ważne też, jak długo będę żył — zaprotestował Alvin. — Nie mów, że nie, bo sam w to nie wierzysz.
Becca roześmiała się.
— Panno Becco — zapytał Alvin. — Po co to robicie, jeśli nie wpływacie na wydarzenia?
Wzruszyła ramionami.
— Taka praca. Każdy ma jakąś pracę do wykonania, a ta jest moja.
— Moglibyście stąd odejść i tkać materiały dla ludzi, żeby je nosili.
— Nosili i znaszali — odparła. — I nie, Alvinie, nie mogę stąd odejść.
— Musicie cały czas siedzieć w domu?
— Przebywam tutaj. Zawsze. W tym pokoju, razem z moim krosnem.
— Kiedyś błagałem cię, żebyś poszła ze mną — rzekł Isaac.
— A ja błagałam cię, żebyś został.
— Nie mogę żyć stale tam, gdzie kraina jest martwa.
— A ja nie mogę przeżyć ani chwili z dala od mojej tkaniny. Jak kraina istnieje w twojej duszy, Isaacu, tak życia wszystkich ludzi w Ameryce istnieją w mojej. Ale kocham cię. Nawet teraz.
Alvin pomyślał, że powinien odejść. Zachowywali się, jakby o nim zapominali, choć przecież z nimi rozmawiał. I wreszcie odgadł, że woleliby zostać sami. Dlatego oddalił się, znów podszedł do płótna i znowu próbował prześledzić jego drogę, tym razem w przeciwnym kierunku. Szybko, ale uważnie badał ściany, zwoje i bele, szukając najwcześniejszego końca pasa tkaniny.
Nie mógł go znaleźć. Musiał chyba szukać w drugą stronę albo coś pokręcił, ponieważ wkrótce był na tej samej znajomej ścieżce, którą już raz przechodził — ścieżce prowadzącej do krosna. Zawrócił i po chwili znowu stał przed krosnem. Odnalezienie najstarszego końca było niemożliwe, tak samo jak wskazanie miejsca, gdzie zaczynały się nici osnowy.
Spojrzał na Ta-Kumsawa i Beccę. Prowadzona szeptem rozmowa dobiegła już końca. Ta-Kumsaw ze skrzyżowanymi nogami i pochyloną głową siedział na podłodze. Becca gładziła dłońmi jego włosy.
— Ten materiał jest starszy niż najstarsza część tego domu — zauważył Alvin.
Becca nie odpowiedziała.
— Czy trwa to wiecznie?
— Odkąd mężczyźni i kobiety umieją tkać, to płótno przesuwa się przez krosno.
— Ale nie to krosno. To jest nowe.
— Zmieniamy je od czasu do czasu. Nowe budujemy wokół starego. Tym zajmują się mężczyźni z naszego rodu.
— Ten materiał jest starszy niż najstarsze osady Białych w Ameryce — stwierdził chłopiec.
— Kiedyś był częścią innej tkaniny. Ale pewnego dnia, jeszcze w starym kraju, zobaczyłyśmy, że duża część nici przesuwa się poza krawędź. Mój prapraprapraprapradziadek zbudował nowe krosno. Miałyśmy potrzebne nici; oderwały się od tamtej tkaniny. Tutaj zaczęłyśmy nową. Wciąż są połączone. To właśnie widziałeś.
— Ale teraz tkanina jest tutaj.
— Jest tutaj i tam. Nie próbuj tego zrozumieć, Alvinie. Ja już dawno zrezygnowałam. Ale czy nie jest przyjemnie wiedzieć, że wszystkie nici życia splatają się w jedną wielką tkaninę?
— A kto tka dla Czerwonych, którzy odeszli na zachód z Tenska-Tawą? — spytał Alvin. — Te nici się oderwały.
— To nie twoja sprawa — odparła surowo Becca. — Powiedzmy tylko, że zbudowano nowe krosno i poniesiono je na zachód.
— Ale Ta-Kumsaw mówił, że nikt z Białych nie przekroczy rzeki na zachód. Prorok też tak twierdził.
Ta-Kumsaw odwrócił się powoli, nie wstając z podłogi.
— Alvinie — powiedział. — Jesteś jeszcze chłopcem.
— A ja byłam jeszcze dziewczyną, kiedy cię pokochałam — przypomniała mu Becca. Spojrzała na Alvina. — To moja córka zaniosła krosno na zachód. Mogła tam pójść, gdyż jest tylko w połowie biała. — Pogładziła włosy Ta-Kumsawa. — Isaac to mój mąż. Moja córka Wieża jest jego córką.
— Mana Tawa — szepnął Ta-Kumsaw.
— Przez jakiś czas sądziłam, że Isaac zostanie z nami, zamieszka tutaj. Ale potem widziałam, że jego nić oddala się od nas, choć ciałem wciąż tu przebywał. Wiedziałam, że odejdzie, żeby być ze swoim ludem. Wiedziałam, dlaczego przyszedł, dlaczego sam wynurzył się z puszczy. Istnieje żądza głębsza niż głód pieśni żyjącego lasu u czerwonego człowieka, głębsza niż tęsknota kowala za gorącym mokrym żelazem, głębsza nawet niż pragnienie przenikacza, by poznać puste jądro ziemi. Ta żądza doprowadziła Ta-Kumsawa do naszego domu. Na krośnie tkała jeszcze wtedy moja matka. Nauczyłam Ta-Kumsawa czytać i pisać; poznał całą bibliotekę mojego ojca, przeczytał wszystkie książki w dolinie. Posłaliśmy po więcej do Filadelfii i te także przeczytał. Wtedy wybrał sobie imię… na pamiątkę człowieka, który napisał Principia. Kiedy osiągnęliśmy odpowiedni wiek, ożenił się ze mną. Urodziłam dziecko. Odszedł. Wrócił, gdy Wieża miała trzy lata. Zbudował krosno i zabrał ją na zachód, za góry, by żyła wśród jego ludu.
— I pozwoliliście odejść swojej córce?
— Tak jak któraś z moich babek, siedząc przy starym krośnie, pozwoliła swej córce odpłynąć za ocean pod czujnym okiem ojca. Tak. Pozwoliłam. — Becca uśmiechnęła się smutnie. — Wszyscy mamy pracę do wykonania, ale nie istnieje taka, za którą nie trzeba płacić. Kiedy Isaac ją zabierał, siedziałam już przy tym krośnie. Wszystko, co się zdarzyło, było dobre.
— Kiedy przyszliśmy, nawet nie spytaliście, jak się wiedzie waszej córce! I dalej nie pytacie!
— Nie muszę pytać. Nic złego nie może się stać strażniczkom krosna.
— Skoro wasza córka odeszła, kto zajmie wasze miejsce?
— Może zjawi się inny mąż. Taki, który zostanie w tym domu, zbuduje dla mnie nowe krosno, i drugie dla córki jeszcze nie narodzonej.
— A co wtedy będzie z wami?
— Za dużo pytań, Alvinie — wtrącił Ta-Kumsaw.
Ale głos miał cichy, zmęczony i brzmiący z angielska. Alvin podziwiał Ta-Kumsawa, który przeczytał książki białych ludzi. Dlatego nie zraził się tą łagodną przyganą.
— Co będzie z wami, kiedy wasza córka zajmie to miejsce?
— Nie wiem — odparła Becca. — Ale legenda głosi, że odchodzimy tam, skąd biorą się nici.
— I co tam robicie?
— Przędziemy.
Alvin spróbował sobie wyobrazić matkę Bekki, jej babkę i wszystkie kobiety z rodu, jak siedzą przy kołowrotkach i ciągną z wrzecion nici surowe i białe. I te nici suną gdzieś, znikają, póki się nie zerwą. A może kiedy taka nić się zerwie, one ją chwytają, chwytają całe ludzkie życie, i rzucają na wiatr, a nić potem opada i wplata się w czyjeś krosno. Życie na skrzydłach wiatru, schwytane i utkane w tkaninę człowieczeństwa, zrodzone w dowolnej chwili, potem usiłujące przedostać się do płótna, wpleść się w jego moc.
A kiedy sobie to wyobraził, wyobraził też sobie, że zrozumiał coś z tej tkaniny. Zrozumiał, że tym jest mocniejsza, im mocniej wplata się w nią każda z nici. Te, które przesuwały się po wierzchu, z rzadka tylko nurkując w splot, nie siły dodawały, lecz koloru. Te zaś, których barwa była prawie niewidoczna, wszystkie sunęły pomiędzy innymi nićmi i wiązały je razem. W nich tkwiło dobro. Od dzisiejszego dnia już zawsze, gdy Alvin zobaczy spokojnego, ledwo zauważanego skromnego człowieka, który jednak wiąże i zespala całe życie wioski czy miasta, powita go w milczeniu. A w głębi serca złoży mu hołd, gdyż będzie wiedział, że takie właśnie życie czyni tkaninę wytrzymałą, a splot gęstym.
Читать дальше