— Co będą wiedzieć? — zapytał Bajarz.
Al nie miał pojęcia, co takiego.
— Po prostu wiedzieć — odparł. — Wiedzieć wszystko. Wszystko, co dobre.
— To prawda — przyznał Bajarz. — Po pierwszym kęsie wiesz.
— A po drugim?
— Po drugim kęsie żyjesz wiecznie. Ale tego lepiej nie planuj, mój chłopcze. Nie wyobrażaj sobie nawet, że mógłbyś żyć wiecznie.
Alvin przebudził się rankiem, wciąż czując w ustach smak owocu. Z trudem przekonał sam siebie, że to był tylko sen. Ta-Kumsaw już wstał. Rozpalił małe ognisko i z Liżącej Rzeki przywołał dwie ryby. Teraz piekły się na patykach wbitych w pyszczki. Podał jedną Alvinowi.
Jednak Alvin nie chciał jeść. Gdyby spróbował, z ust zniknąłby smak owocu. Zacząłby o nim zapominać, a chciał pamiętać. Wiedział, oczywiście, że musi czasem jeść. Człowiek może strasznie schudnąć, jeśli za każdym razem mówi jedzeniu: nie. Ale dzisiaj, teraz, nie chciał jeść.
Trzymał jednak patyk i przyglądał się, jak pstrąg skwierczy na ogniu. Ta-Kumsaw opowiadał, jak przywoływać ryby i inne zwierzęta, kiedy człowiek jest głodny. Prosić, by przyszły. Jeśli kraina chce, żebyś jadł, wtedy się zjawiają; mogą być inne zwierzęta, to bez znaczenia, masz zjeść, co ofiarowuje kraina. Alvin pomyślał o rybie, którą właśnie piekł. Czy kraina nie wiedziała, że nie zamierza nic jeść dziś rano? A może przysłała rybę na znak, że jednak powinien?
Ani jedno, ani drugie. Ponieważ dokładnie w chwili, gdy ryba była gotowa, usłyszeli szelest i trzaski oznaczające, że zbliża się biały człowiek.
Ta-Kumsaw siedział bez ruchu. Nie sięgnął nawet po nóż.
— Jeśli kraina sprowadza tu Białego, nie jest on moim wrogiem — oświadczył.
Po kilku sekundach Biały wyszedł na polanę. Włosy miał siwe. Trzymał w ręku kapelusz. Z ramienia zwisała mu sakwa i nie miał żadnej broni. Alvin od razu wiedział, co tam niesie: ubranie na zmianę, trochę jedzenia i książkę. Jedna trzecia tej książki zawierała pojedyncze zdania. Ludzie zapisywali tam najważniejszą rzecz, jaką w życiu oglądali własnymi oczami. Kolejne dwie trzecie były spięte skórzanym paskiem. Tam Bajarz notował własne opowieści — te, w które wierzył i uznał za ważne.
Ponieważ był to Bajarz we własnej osobie. Alvin nie przypuszczał, że jeszcze go kiedyś zobaczy. I nagle, widząc starego przyjaciela, zrozumiał, dlaczego dwie ryby przypłynęły na wezwanie Ta-Kumsawa.
— Bajarzu! — zawołał. — Mam nadzieję, że jesteście głodni, bo mam tu rybę, którą dla was upiekłem.
Bajarz uśmiechnął się.
— Cieszę się, że cię widzę, Alvinie. I cieszę się, że widzę tę rybę.
Alvin wręczył mu patyk. Bajarz usadowił się na trawie, naprzeciw Alvina i Ta-Kumsawa.
— Dziękuję ci uprzejmie, Alvinie — powiedział.
Wyjął nóż i zaczął jeść plastry ryby. Parzyły go w wargi, ale oblizywał się tylko, mlaskał i szybko rozprawił się z pstrągiem. Ta-Kumsaw również zjadł swojego. Alvin obserwował ich obu. Ta-Kumsaw nie odrywał wzroku od Bajarza.
— To jest Bajarz — odezwał się Alvin. — To człowiek, który nauczył mnie, jak leczyć.
— Nie nauczyłem cię — zaprotestował Bajarz. — Ja tylko pokazałem, jak sam możesz się tego nauczyć. I przekonałem cię, żebyś spróbował. — Bajarz zwrócił się do Ta-Kumsawa. — Chciał już umrzeć, byle nie użyć swojego daru i nie uleczyć samego siebie. Dasz wiarę?
— A to jest Ta-Kumsaw — oświadczył Alvin.
— Poznałem cię od razu. Wiesz, jaką legendą jesteś dla Białych? Jak Saladyn dla krzyżowców… Podziwiają cię bardziej niż własnych przywódców, chociaż wiedzą, że zaprzysiągłeś walkę, póki ostatniego Białego nie przepędzisz z Ameryki.
Ta-Kumsaw nie odpowiedział.
— Spotkałem ze twa tuziny dzieci, którym nadali twoje imię. Wszystkie białe, w większości chłopcy. A opowieści… jak ocaliłeś białych jeńców przed spaleniem na śmierć, jak ludziom, których przegnałeś z domów, przynosiłeś żywność, żeby nie głodowali. W niektóre historie nawet wierzę.
Ta-Kumsaw dokończył swoją rybę i włożył patyk do ogniska.
— Po drodze tutaj słyszałem też opowieść, jak to porwałeś dwóch Białych z Vigor Kościoła i odesłałeś ich rodzicom porwane i zakrwawione ubrania. Jak zamęczyłeś ich na śmierć, aby pokazać, że zabijesz wszystkich Białych: mężczyzn, kobiety i dzieci. Jak powiedziałeś, że minął już czas cywilizowanych postępków, a teraz będziesz siał grozę i przepędzisz białego człowieka z Ameryki.
Ta-Kumsaw przemówił po raz pierwszy od chwili przybycia Bajarza.
— I uwierzyłeś w tę opowieść?
— No więc nie — stwierdził Bajarz. — Ale to dlatego, że znałem już prawdę. Widzisz, dostałem wiadomość od znajomej dziewczyny… teraz młodej damy. To list.
Wyjął spod płaszcza złożony list, trzy kartki papieru pokryte pismem. Wręczył je Ta-Kumsawowi.
Nie patrząc nawet, Ta-Kumsaw oddał list Alvinowi.
— Przeczytaj mi — powiedział.
— Przecież umiesz czytać po angielsku — zdziwił się Alvin.
— Nie tutaj.
Alvin spojrzał na list, na wszystkie trzy kartki, i ku swojemu zdumieniu on też nie mógł przeczytać. Litery wyglądały znajomo. Kiedy się im przyjrzał, potrafił je nazwać: S-T-W-Ó-R-C-A-C-I-Ę-P-O-T-R-Z-E-B-U-J-E, tak się zaczynało, ale nie układało się w słowa. Alvin nie był nawet pewien, w jakim to języku.
— Ja też nie mogę przeczytać — oświadczył i oddał list Bajarzowi.
Bajarz przyglądał się dobrą minutę, parsknął śmiechem i schował kartki do kieszeni.
— No tak… To dobra historia do mojej książki. Miejsce, gdzie człowiek nie umie czytać.
Alvin zdziwił się, widząc uśmiech Ta-Kumsawa.
— Nawet ty? — spytał wódz.
— Wiem, co tam jest napisane, bo czytałem już wcześniej. Ale dzisiaj nie umiem rozpoznać ani jednego słowa. Nawet gdy wiem, jakie powinno być to słowo. Co to za miejsce?
— Jesteśmy w Krainie Krzemieni — wyjaśnił Alvin.
— Jesteśmy w cieniu Ośmiościennego Kopca — rzekł powoli Ta-Kumsaw.
— Nie sądziłem, że Biały może tu trafić — zdziwił się Bajarz.
— Ja też nie — przyznał Ta-Kumsaw. — Ale tu siedzi biały chłopiec, a tam biały mężczyzna.
— Śniłem o tobie w nocy — wtrącił Alvin. — Śniłem, że jestem na szczycie Ośmiościennego Kopca, a ty ze mną i tłumaczysz mi wszystko.
— Nie licz na to — mruknął Bajarz. — Nie wierzę, żeby na szczycie Ośmiościennego Kopca istniało coś, co mógłbym komuś wytłumaczyć.
— Jak tu dotarłeś? — zapytał Ta-Kumsaw. — Skoro nie wiedziałeś, że idziesz do Krainy Krzemieni?
— Kazała mi iść w górę Musky-Ignum, a kiedy zobaczę biały głaz po prawej, skręcić z odnogą prowadzącą w lewo. Powiedziała, że znajdę Alvina Millera siedzącego z Ta-Kumsawem przy ognisku i piekącego rybę.
— Kto ci powiedział? — spytał Alvin.
— Kobieta — wyjaśnił Bajarz. — Żagiew. Mówiła, że zobaczyłeś ją w wizji, w kryształowej wieży, najwyżej tydzień temu. To ona ściągnęła ci z twarzy czepek, kiedy się urodziłeś. Była w tej wieży i patrzyła przez twoje oczy.
— Prorok mówił, że ktoś z nami jest.
— Patrzyła też przez jego oko — potwierdził Bajarz. — I widziała wszystkie przyszłości. Prorok zginie. Jutro rano. Zastrzelony przez twojego ojca, Alvinie.
— Nie! — krzyknął Alvin.
— Chyba… — dokończył Bajarz. — Chyba że Measure zjawi się na czas i pokaże ojcu, że żyje, że Ta-Kumsaw i Prorok nie zrobili mu krzywdy. Ani tobie.
Читать дальше